miniatura

Pierwszy bliższy kontakt z siostrami miałam w dniu pogrzebu siostry Jadwigi Kunert w 1970 roku. Zostałam poproszona o pomoc w przygotowaniach przed pogrzebem. Pojechałam z koleżanką. Dziś nie pamiętam, co dokładnie robiłyśmy, ale mam nadzieję, że nasza pomoc na coś się przydała.

Jedno zdarzenie z tamtego czasu zapadło mi w serce. Siostra przełożona Danuta Gerke prosiła, bym zaniosła list pani Raszykowej, która mieszkała niedaleko Domu Sióstr. Wracając spotkałam siostrę przełożoną, a ona zapytała mnie, czy doręczyłam list. Odpowiadając twierdząco usłyszałam: „Dziecinko, zapamiętaj: jeżeli ktoś cię o coś poprosi, przyjdź i powiedz, że to załatwiłaś”. Ta lekcja pozostała mi w pamięci do dziś.

To było w sierpniu, a we wrześniu – zachęcona przez rodziców – zgłosiłam się na Rok Służby dla Pana. Przyznam, że miałam cichą nadzieję, że będzie koniec świata i nie będę musiała iść do Dzięgielowa… Koniec świata jednak nie nastąpił, a ja, razem z koleżankami, poszłam na rok do diakonatu w nadziei, że razem przetrwamy nadchodzące 12 miesięcy.

Mój plan obejmował powrót do domu po roku, ale ku mojemu zaskoczeniu Pan Bóg powołał mnie do służby jako diakonisę. Trochę trwało, zanim się upewniłam, że to droga przygotowana dla mojego życia.

I tak diakonat stał się moim drugim domem. Nie zawsze było lekko i łatwo. Swoje rozterki powierzałam Panu Bogu w modlitwie, czasem płacząc w poduszkę.

Naszą czwórkę nazywano siostrami-śmieszkami. Byłyśmy młode, wesołe. Mówiono, że ładne. Pracy było dużo – często odpowiedzialnej. Chętnie ją wykonywałyśmy, a wieczorami, gdy miałyśmy trochę wolnego czasu, dokazywałyśmy. Pewnie było to odreagowanie uporządkowanego trybu życia.

S. Anna Cieślar i s. Ewa Cieślar jako kandydatki 

Odskocznią od codzienności był Tydzień Ewangelizacyjny (TE). Dwa tygodnie przed nim rozpoczynało się przygotowywanie kwater we wsi – roznoszenie koców i materacy – u mieszkańców Dzięgielowa bez względu na wyznanie. Ważnym elementem TE była orkiestra smyczkowa, którą trzy tygodnie przed ewangelizacją zwoływał prof. Karol Hławiczka, a w której miałam przywilej grać.

Byłyśmy też zaangażowane w nakrywanie stołów w jadalni i podawanie posiłków uczestnikom TE, a wieczorem – w sprzątanie kaplicy, by lśniła czystością na następny dzień. Oczywiście miałyśmy wsparcie młodzieży, która chętnie pomagała, zwłaszcza gdy po pracy był czas na słynną dzięgielowską buchtę – w tamtych czasach takie drożdżowe ciasto to był rarytas!

Mam mnóstwo wspomnień… Pamiętam, jak kiedyś przygotowywałam kolację w Domu Sióstr, bo siostra odpowiedzialna za kuchnię była na urlopie. Zlecono mi ugotowanie ziemniaków i podanie ich z dodatkami. Czy to trudne ugotować ziemniaki? Ugotowałam je w łupinach! Przyniosłam, postawiłam na stole, a siostra przełożona patrzy z przerażeniem, że są nieobrane. Okazało się, że na kolację byli zaproszeni goście z Warszawy, z ministerstwa. No to koniec ze mną – pomyślałam. A goście bardzo się ucieszyli, że tak niecodziennie, w łupinie – każdy mógł sobie obrać ziemniaka i wszystkim bardzo smakowały.

To tylko garść wspomnień. We wrześniu – jak Pan Bóg pozwoli – nasza trójka (bo trójka dotrwała) będzie obchodzić 50 lat służby, a diakonat – 100 lat istnienia. Jak to przeleciało! Były wzloty, kiedy chciało się śpiewać z radości i ciemne doliny, kiedy nie chciało się nic… Czasem pytałam Pana Boga, dlaczego mnie wybrał, czy nie było kogoś innego? Wsparciem i zachętą były jednak słowa Pana Jezusa: „Nie wy mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem”, które stanowią też motywację, by iść dalej. Bogu za to dzięki!     

„Zwiastun Ewangelicki” 17/2023