– rozmowa z Pavlo Shvartsem, biskupem Niemieckiego Kościoła Ewangelicko-Luterańskiego Ukrainy (DELKU)
Jaka jest sytuacja Kościoła po roku wojny? Jest lepiej czy gorzej niż przewidywano w pierwszych miesiącach po agresji?
Po roku wojny nasz Kościół nadal istnieje i kontynuuje swoją służbę praktycznie we wszystkich parafiach, w różnym zakresie. W niektórych parafiach życie duchowe, tak samo jak i liczba projektów diakonijnych, znacznie wzrosło. W marcu mieliśmy trzy parafie pod okupacją czy otoczone działaniami wojennymi. Teraz jest tylko jedna. Więc sytuacja na pewno zmieniła się na lepsze. Kilkoro parafian z rodzinami przeprowadziło się do innych miast, w większości takich, gdzie są nasze parafie. Kilkadziesiąt rodzin wyjechało za granicę i z tego, co nam wiadomo, większość chodzi na nabożeństwa do lokalnych kościołów ewangelickich. Co było też ważne, że wspólnoty parafialne podczas wojny nie przestały funkcjonować i starały się pomagać sobie nawzajem, ale też innym ludziom obok siebie.
Dzięki Bożej opiece oraz dzielnej obronie zbrojnych sił Ukrainy sytuacja w kraju nie stała się krytyczna i dała możliwość funkcjonowania naszym parafiom oraz wielu innym Kościołom czy organizacjom. Pod okupacją byłoby to znacznie trudniejsze albo nawet niemożliwe. Pomoc, którą otrzymaliśmy od różnych Kościołów ewangelickich, parafii, organizacji i osób prywatnych, dała i daje możliwość pomagania ludziom i rozwijania różnorodnej pracy diakonijnej w parafiach.
Czy pomoc – oferowana przez państwa, Kościoły, organizacje kościelne i organizacje pozarządowe – jest w oczekiwanej przez was formie i czy jest wystarczająca?
Jako Kościół mamy wsparcie, aby móc okazywać pomocy ludziom w potrzebie i prowadzeniu pracy zarówno kościelnej, jak i diakonijnej. Jesteśmy wdzięczni za pomoc Diakonii Polskiej, Centrum Misji i Ewangelizacji, joannitom, Ewangelickiemu Stowarzyszeniu Betel, parafii w Olsztynie, Dzięgielowie, Pszczynie, Grudziądzu, Suwałkach, diecezji mazurskiej oraz osobom prywatnym z Polski.
Ale zdajemy sobie sprawę, że pomoc jest zawsze ograniczona czasowo i w swoim rozmiarze. Dlatego staramy się budować pracę systemową wykorzystując nasze małe parafie do tworzenie sieci diakonijnej. Stawiamy też akcent na pracę adresowaną do konkretnych potrzebujących, a nie masowe rozdanie pomocy. Ciągle rozmawiamy ze sobą i z ofiarodawcami, co jest potrzebne w różnych regionach Ukrainy, żeby uniknąć dawania niepotrzebnej czy nawet szkodliwej pomocy. Oczywiście potrzeby zmieniają się i to wymaga ciągłego dostosowywania się.
Jak w każdym konflikcie czy katastrofie efektywne okazywanie pomocy nie jest łatwym wyzwaniem i często wymaga uczciwego odpowiedzenia na pytanie: Po co to robię?
Na przykład przewożenie małym transportem pomocy z jednego końca Ukrainy na drugi ma sens tylko wtedy, jeśli są to rzeczy drogie – na przykład leki – lub takie, których nie można kupić na miejscu – jak tania bielizna termiczna czy sprzęt elektryczny. W przeciwnym razie wydatki na transport są większe od samej pomocy.
Na co należałoby uczulić kolejnych potencjalnych darczyńców?
Obecnie rozdawanie pomocy „z auta” nie ma większego sensu, chyba że w ekstremalnych warunkach – na przykład pod ostrzałem. W przeciwnym razie takie działanie w długotrwałej perspektywie jest szkodliwe. Stwarza swoisty „kult cargo” – przekonanie, że wszystko, co jest potrzebne do życia, zostanie nam przywiezione. To pozbawia ludzi samodzielności i odpowiedzialności za własne życie. Z reguły też takie rozdawanie odbywa się w tych samych miejscach, dla tych samych ludzi i nie dociera do najbardziej potrzebujących. Żeby uniknąć takiego efektu, potrzeba stwarzać systemowe podejście do organizowania pomocy.
Stwarza to też problemy oczekiwania otrzymania pomocy „wszystkiego”, a nie tego, co jest naprawdę potrzebne. Często też dużo czasu i sił wymaga, żeby rozdać rzeczy, czy jedzenie, których tak naprawdę ludzie w tym miejscu nie potrzebują. Czasem podczas przekazywania pomocy można spotkać artykuły spożywcze przeterminowane albo bardzo niskiej jakości. Przeterminowane jedzenie powinno zostać zutylizowane, bo nie możemy go rozdać i niestety transport takiej żywności jest marnowaniem zasobów i ludzkiej energii.
Pewną trudność sprawia też jedzenie niskiej jakości. Na przykład ryż od ONZ zanim zostanie ugotowany, trzeba bardzo dobrze umyć, ponieważ jest mocno zabrudzony. Nie jest on też prosty w przygotowaniu, bo to ryż sago. Nie ma też sensu rozdawanie rzeczy drogich, ale niepraktycznych, nieprzydatnych, jak choćby tysiące elektrycznych grzejników olejnych w czasie energetycznego kryzysu. Dodatkowo ich bardzo niska wydajności rodzi wiele pytań o sens takiej pomocy.
Kościół w moim rozumieniu ma służyć nie tylko tu i teraz, ale też w perspektywie służby w następnych latach. Dlatego to wymaga wypracowania odpowiedzialnego podejścia do służby i pracy diakonijnej.
Jakie trudności związane są z przywracaniem życia parafialnego, na przykład w wyzwolonych spod okupacji rejonach, jak w Charkowie? Czego teraz najbardziej wam potrzeba?
Tak naprawdę najwięcej potrzebujemy ludzi. Tych, których wiara w Trójjedynego Boga pobudza, by służyć innym i dzielić się tą siłą. Potrzebujemy ludzi, którzy nawet na krótki czas, na przykład przez miesiąc, będą służyć w diakonii w takim zakresie, jak: projekty, logistyka, komunikacja, praca w terenie, a także w pracy z dziećmi czy osobami starszymi przy parafiach, prowadzeniu zajęć biblijnych i rozmowach z ludźmi.
Jakie doświadczenia Ksiądz Biskup zdobył, czego nowego dowiedział się o ludziach?
Można powiedzieć, że przekonałem się jeszcze raz o prawdzie Lutrowego stwierdzenia „simul iustus et peccator”, to znaczy o tym, że człowiek wierzący nadal pozostaje grzesznikiem ze swoimi ograniczeniami. Ale także przekonałem się o wielkim Bożym miłosierdziu i Jego łasce.
Jak widzi Ksiądz Biskup najbliższe miesiące, jakie ma plany działania?
Nie mam bardzo konkretnych planów i tym bardziej prognozy na temat wojny na ten rok. Mamy jako Kościół wiele projektów i form służby w różnych parafiach, staramy się też krok za krokiem je zwiększać w miarę naszych sił. Po prostu robimy to, co w naszej mocy. Dlatego też bardzo odpowiadają mi słowa przypisywane Marcinowi Lutrowi: „I gdybym wiedział, że jutro może nadejść koniec świata, to mimo wszystko pragnąłbym jeszcze dzisiaj posadzić swoją jabłonkę i spłacić swoje długi”.
rozmawiała Magdalena Legendź
Bp Pavlo Shvarts (ukr. Павло Миколайович Шварц) ur. w 1982 r. w Łucku. W 2011 r. ukończył studia teologiczne w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie; od ordynacji na luterańskiego duchownego w 2012 r. proboszcz parafii ewangelickich w Charkowie i Krzemieńczuku (Ukraina). Od 2017 r. prezes Diakonii Ukraińskiej. W 2019 r. wybrany biskupem Niemieckiego Kościoła Ewangelicko-Luterańskiego Ukrainy (DELKU).
zdjęcia u góry strony: Po nabożeństwie w Kijowie z prezentami od parafii w Olsztynie, w środku bp Pavlo Shvarts
Rozmowę z bp. Pavlo Shvartsem przeprowadziliśmy także rok temu – Ukraina: Módlmy się o sprawiedliwy pokój