miniatura
1.8k

Poprosiliśmy ordynowane na księży 7 maja 2022 r. kobiety o odpowiedzi na trzy pytania, aby krótko zaprezentowały dotychczasową drogę służbową oraz przedstawiły swoje nadzieje związane z nowym etapem służby.

ks. Halina Radacz

Ile lat jest Pani w służbie jako ewangelicka duchowna?

Wprowadzona w urząd nauczania kościelnego zostałam 25 stycznia 1987 roku, to już dość dawno. Ks. sen. Paweł Kubiczek powiedział wtedy, bym nie oczekiwała wdzięczności od Kościoła ani od ludzi za swą służbę. Mam to w pamięci, choć muszę powiedzieć, że chyba się pomylił. Gdyby nie wdzięczność i wsparcie parafian – ludzi, z którymi na co dzień pracowałam (choć to może nie to słowo), nie wytrwałabym. Przebyłam długą drogę od niemówienia o ordynacji kobiet w ogóle, przez często niewybredne żarty, potem lekceważenie i wykluczanie, aż do rzetelnej dyskusji i refleksji teologicznej, która doprowadziła do pełnej równości kobiet i mężczyzn w urzędzie duchownego. Jestem Bogu wdzięczna za tę drogę i za ludzi, którzy mnie wspierali. Zaczęłam w Sopocie, potem były Działdowo, Olsztynek i od 24 lat Żyrardów. Było warto.

Co przez ten czas było największym wyzwaniem?

 Rzeczywiście największym wyzwaniem były dla mnie relacje z innymi duchownymi (mężczyznami), którzy nie akceptowali kobiet przy ołtarzu, a jednak musiałam z nimi pracować i jakoś się dogadywać.

Zupełnie innym rodzajem wyzwań, były i są te, które stawia służba duszpasterska. Zawsze pracowałam w małych parafiach diasporalnych, gdzie wszyscy się znają. Staram się znać sytuacje rodzin. Na ile jest to możliwe, staram się towarzyszyć ludziom w ich problemach. To buduje więzi. Kiedy jednak ktoś odchodzi nagle lub gdy jest to dziecko, bardzo trudno jest zachować dystans, być dla rodziny oparciem. Nie ulec rozpaczy i dać nadzieję. Nie przegapić chwili, kiedy na mnie czekają, choć o tym nie mówią.

Z jakimi nadziejami przystępuje Pani do służby księdza?

 Szczerze mówiąc nie mam specjalnie wielkich nadziei, ponieważ emerytura coraz bliżej. Nie zawojuję już świata i nie zdobędę Mount Everestu. Moja codzienna służba niewiele się zmieni. Chciałabym zostawić moje parafie dla następcy lub następczyni w jak najlepszym stanie – i materialnie, i duchowo, ale to nie jest zależne od tego, czy jestem diakonem, czy księdzem. Najwięcej nadziei daje mi patrzenie na moje młode koleżanki, czy raczej siostry w urzędzie, przed którymi jest otwarta droga. To wcale nie znaczy, że ta droga będzie bez wybojów. Jeszcze musi sporo czasu upłynąć, aby kobiety księża były przez wszystkich postrzegane jako równe. Obawiam się też, że jako Kościół nie uchronimy się przed zjawiskiem nazywanym w socjologii „szklanym sufitem”. Mam nadzieję, że poradzą sobie z tym i będą wytrwałe.

Mam też nadzieję, że mój Kościół dzięki pełnej obecności kobiet w urzędzie duchownego jeszcze bardziej zbliży się do prawdziwie Chrystusowej wspólnoty sióstr i braci.

ks. Małgorzata Gaś

Ile lat jest Pani w służbie jako ewangelicka duchowna?

 W czerwcu minie 36 lat od momentu mojej ordynacji diakonackiej, która odbyła się w kościele ewangelicko-augsburskim Świętej Trójcy w Szczecinie, gdzie swoją służbę u boku męża rozpoczęłam już ponad dwa lata wcześniej, czyli w styczniu 1984 roku.

Co przez ten czas było największym wyzwaniem?

38 lat to długi okres, sprzyjający pewnym podsumowaniom lub analizowaniu zmian w sposobie postrzegania służby kobiet duchownych w Kościele Ewangelicko-Augsburskim w Polsce, ale nie tylko. Te pozytywne, z mojego punktu widzenia, zmiany mogłam zauważyć również w reakcjach ludzi z innych Kościołów, którzy widzieli mnie w trakcie prowadzenia nabożeństw czy pogrzebów. Zawsze starałam się sumiennie wypełniać swoje obowiązki diakona, a największym wyzwaniem była próba pogodzenia wielu ról. W moich czasach szczecińskich – przez blisko 24 lata – byłam diakonem, pastorową, matką trójki dzieci, a także księgowałam, dosyć często udzielałam noclegu i karmiłam gości parafialnych. Niejednokrotnie sprzątałam, prałam i przygotowywałam pokoje gościnne, najpierw w centrum parafialnym, a potem w Centrum Bonhoefferowskim.

Jednak najtrudniejszy okres w mojej służbie przypadł na lata 2007-2012. Ze względu na to, że mój mąż w marcu 2007 roku został proboszczem parafii Świętej Trójcy w Warszawie, w lipcu przeniosłam się do Warszawy i zostałam zaakceptowana przez ówczesną radę parafialną w roli diakona. Pełnienie pomocniczej służby duszpasterskiej w Warszawie od samego początku dawało mi wiele radości i satysfakcji, ale niestety w parafii pojawił się gigantyczny problem, który bezpośrednio dotykał proboszcza, czyli mojego męża, a pośrednio miał wpływ na całą naszą rodzinę. To było dla mnie duże wyzwanie: być wsparciem dla mojego męża i jednocześnie tak zwiastować Słowo Boże, żeby nikt nie odczuł, że trudna sytuacja, w jakiej się znalazłam, ma wpływ na jakość mojej służby w Kościele.

Z jakimi nadziejami przystępuje Pani do służby księdza?

Wśród ordynowanych kobiet ja jestem najstarsza i wiekiem, i okresem służby, a więc krótko będę się cieszyć z tego, że jestem wikariuszem. Nie jest to jednak dla mnie powód do smutku, bo przecież księdzem zostanę do śmierci i jeżeli zdrowie na to pozwoli, to nadal będę miała wiele okazji, by zwiastować Słowo Boże na różne sposoby. Mam nadzieję, że moje młodsze koleżanki już wkrótce przystąpią do drugiego egzaminu kościelnego i za kilka lat będą pełnić samodzielną służbę w parafiach, czyli zostaną proboszczami lub administratorami. Mam nadzieję, że nastanie taki czas w moim Kościele, że już nie będzie się brało pod uwagę płci osoby kandydującej na stanowisko proboszcza czy biskupa, lecz jedynie jej kompetencje i talenty dane przez Boga.

ks. Karina Chwastek-Kamieniorz

Ile lat jest Pani w służbie jako ewangelicka duchowna?

 Mam za sobą 22 lata służby – 4 lata w parafii w Łodzi i 18 lat w parafii w Goleszowie.

Co przez ten czas było największym wyzwaniem?

Największym wyzwaniem było i nadal jest przekonać nieprzekonanych, to znaczy tych, którzy z dużym dystansem podchodzą do roli kobiety duchownego. To szczególnie trudne zadanie w gronie księży. Wielu z nich nadal nie akceptując kobiet diakonów w swoich szeregach, okazuje swoją niechęć lekceważeniem czy niestosownymi uwagami.

Z jakimi nadziejami przystępuje Pani do służby księdza?

Mam nadzieję, że wprowadzenie ordynacji kobiet na księży, a tym samym równouprawnienie bez względu na płeć wzmocni naszą pozycję w strukturach Kościoła oraz ograniczy na przykład nierówności w wynagrodzeniu.

Od momentu ordynacji na księdza zakres moich obowiązków się nie zmienia, ponieważ od lat z powodzeniem wykonuję służbę duszpasterską w parafii. Ze strony parafian nigdy nie spotkała mnie żadna przykrość, wręcz przeciwnie, odczuwam pełną akceptację i uznanie dla mojej aktywności jako duchownej.

ks. Katarzyna Kowalska

Ile lat jest Pani w służbie jako ewangelicka duchowna?

 Jestem duchowną od 27 czerwca 2020 roku.

Co przez ten czas było największym wyzwaniem?

Paradoksalnie największym wyzwaniem był dla mnie brak służby. Po ordynacji nie zostałam od razu skierowana do służby w Kościele. 5-miesięczne oczekiwanie na delegację było bardzo stresujące i przykre. Z dniem 1 grudnia 2020 r. zostałam skierowana do służby w Centrum Misji i Ewangelizacji w Dzięgielowie, oddalonym od miejsca mojego zamieszkania. Początkowo ta odległość wydawała się największym wyzwaniem, jednak szybko okazało się, że nie jest to znacząca przeszkoda i można efektywnie pracować również zdalnie oraz dojeżdżając.

Z jakimi nadziejami przystępuje Pani do służby księdza?

 Przede wszystkim mam nadzieję, że Pan Bóg będzie używał mnie w tej służbie według swojego planu. Przez lata pracy w Kościele jako osoba świecka przekonałam się, że często sami widzimy się w zupełnie innej służbie, a Bóg chce nas używać inaczej. Ja sama od dawna marzyłam o tym, aby w mojej pracy poświęcić się duszpasterstwu wśród seniorów, duszpasterstwu osób z niepełnosprawnościami i ich rodzin. Pan jednak postawił mnie do pracy z dziećmi. Staram się więc nie planować i nie realizować własnych wizji, ale oddać się w Boże ręce i ufać, że On ma dla mnie najlepszą drogę.

ks. Beata Janota

Ile lat jest Pani w służbie jako ewangelicka duchowna?

Dokładnie 2 kwietnia 2022 roku minęła 22 rocznica mojej służby jako ewangelickiej duchownej.

Z jakimi nadziejami przystępuje Pani do służby księdza?

W Bogu pokładam nadzieję. Najważniejsze jest po prostu głoszenie Słowa Bożego. Stać się narzędziem, użyczyć talentów, swoich ust i głosu, całej swojej osoby Bogu, tak by On sam mógł przemówić, podnieść, wyznaczyć kierunek działaniu, nadać mu kształt, podtrzymać, gdy zajdzie potrzeba, gdy wszystko inne wokoło zawodzi.

ks. Wiktoria Matloch

Ile lat jest Pani w służbie jako ewangelicka duchowna?

Pracę w Kościele rozpoczęłam zaraz po studiach jako praktykant-ka w Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Bielsku, a później w Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Krakowie. Ordynowana na diakona zostałam po 2,5 roku w styczniu 2019 roku w Cieszynie.

Co przez ten czas było największym wyzwaniem?

Wyzwań podczas kilku lat służby w Kościele było już wiele. Cały czas wielu rzeczy się uczę. Wyzwaniem są z pewnością duszpasterskie trudności, z jakimi nieraz przychodzą ludzie, towarzyszenie im w radościach, ale również w smutkach. Z drugiej strony to jest to, do czego Bóg również nas powołuje: by być w tym wspólnie, to właśnie jest służba Bogu i drugiemu człowiekowi.

Z jakimi nadziejami przystępuje Pani do służby księdza?

Nadzieja to również to, co pokładamy w Bogu. Chciałabym, by ten historyczny moment dla Kościoła, ale również niesamowity nowy początek dla każdej z nas, był czasem rozwoju mojej służby, czasem równości oraz stawania wspólnie wobec człowieka z Bożym poselstwem, bez rywalizacji, bez dochodzenia swoich praw.

ks. Katarzyna Rudkowska

Ile lat jest Pani w służbie jako ewangelicka duchowna?

Moja ordynacja na diakona Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego miała miejsce w katowickiej parafii 2 kwietnia 2000 roku. Tak więc w służbie jestem już 22 lata.

Co przez ten czas było największym wyzwaniem?

Dla mnie największym wyzwaniem, które było, jest i nadal będzie, to prowadzenie życia zgodnie z głoszonym z ambony Słowem Bożym. Kazanie to nie wypracowanie czy rozprawka na temat wiary. To coś więcej i stanowi dla mnie nie lada wyzwanie. W pierwszej kolejności tekst biblijny odnoszę do siebie i zdaję sobie pytanie: „Czego Pan Bóg chce mnie nauczyć?”. Dopiero gdy przepracuję tekst, „przegadam go” z Panem Bogiem, mogę podjąć się pisania kazania. Niekiedy są to teksty wypełnione sporym ładunkiem emocjonalnym, bo dotykają tego, co boli czy kuleje w moim życiu. Nierzadko łzy spadają na klawisze klawiatury komputera. Czasami takie oczyszczenie jest potrzebne, bo prostuje ścieżki, bo diakon – a teraz ksiądz – też jest tylko człowiekiem.

Z jakimi nadziejami przystępuje Pani do służby księdza?

W dniu naszej ordynacji na księdza świeciło piękne, majowe słońce. Cały dzień wypełniony był nadzieją. Słowami nadziei płynącymi ze Słowa Bożego, z pieśni, słów skierowanych do nas, nowo ordynowanych, przez biskupa Kościoła Jerzego Samca oraz z życzeń od przyjaciół. Dlatego z nadzieją rozpoczynam posługę księdza w naszym Kościele. Nie mam konkretnych życzeń. Jestem otwarta na Boże prowadzenie i coś mi się tak wydaje, że nie raz zaskoczy mnie Jego kreatywność.

ks. Izabela Sikora

Ile lat jest Pani w służbie jako ewangelicka duchowna?

Jestem w służbie Kościoła jako diakon 9 lat, ale od ukończenia przeze mnie studiów teologicznych minęło lat 19. Gdy byłam już w trakcie studiów, zaprzestano w naszym Kościele ordynować kobiety na diakonów. Mimo że kilka razy zwracałam się z prośbą o dopuszczenie do pierwszego egzaminu kościelnego, nie uzyskiwałam zgody. Dopiero w roku 2012 sytuacja się zmieniła. Zostałam dopuszczona przez konsystorz do egzaminu, a w maju 2013 roku ordynowana na diakona. Była to pierwsza ordynacja po 13 latach przerwy. Od momentu ukończenia studiów cały czas pozostawałam w służbie katechetycznej oraz miałam misję kanoniczną pozwalającą na prowadzenie nabożeństw.

Co przez ten czas było największym wyzwaniem?

Wiele było tych wyzwań, chociażby potrzeba siły, by nie zrezygnować z dążeń, by zostać duchowną, cierpliwości, by znosić przykre słowa pod moim adresem, gdy dzieliłam się swoimi poglądami i zadawałam niewygodne pytania.

Jednym ze szczególnych wyzwań była służba diecezjalnego duszpasterza młodzieży w latach 2013-2017. To był wspaniały czas. A z takich prozaicznych wyzwań w parafii wymieniłabym te natury administracyjnej, na przykład pisanie projektów, a potem ich rozliczanie. Wymagają sporo czasu, zaangażowania, cierpliwości i pokory. Największe wyzwanie to nie stracić zapału, radości, kreatywności i otwartości na szukanie nowych dróg, by docierać z Ewangelią do drugiego i by nigdy nie zatracić umiejętności słuchania.

 Z jakimi nadziejami przystępuje Pani do służby księdza?

Rozpoczynam z nadzieją, że jest to droga, na której w Kościele jako kobiety i mężczyźni będziemy w równości Chrystusowego powołania działać jako partnerzy szanujący siebie nawzajem dla Jego Królestwa. Od pewnego czasu mogę jako duchowna pełnić wszystkie odpowiedzialności duszpasterskie i przepełnia mnie to pokojem. Odczuwam Boże prowadzenie i błogosławieństwo, więc w wymiarze duchowym dzień 7 maja jest dla mnie potwierdzeniem tego, co działo się już wcześniej.

Myślę, że ten dzień niesie siłę i nadzieję dla tych, które idą za nami. Płyną mi łzy szczęścia, nie tylko z powodu tego, co się zdarzyło w moim życiu, ale także, gdy patrzę w oczy mojej córki i myślę, co się otwiera i zaczyna dla powołanych, młodych osób, które urodziły się kobietami! Równouprawnienie i brak dyskryminacji, rozbicie „szklanego sufitu”, który wisiał nad głowami diakonów, to oczywiście ważne. Czyny, które to zmieniają, są wyrazem wolności w Chrystusie, do której dążymy.

Dla mnie ordynacja ma przede wszystkim wymiar symboliczny. To wsłuchanie się w opowieść o naszych początkach, gdzie Bóg stwarza kobietę i mężczyznę na swoje podobieństwo. Są powołani do tworzenia harmonii, są partnerami, którzy otrzymali te same zadania, współpracują i tworzą razem coś pięknego. To grzech wszystko zmienia, ale po to Chrystus przyszedł na świat, aby pokazać nam, jak żyć i jak wracać do tego, co było. Została nam dana możliwość, aby podążać drogą ku sobie, gdzie jest ta „właściwa cząstka”, o której mówił Jezus w Betanii, potwierdzając swoimi czynami i słowami, że Maria wybrała właściwie, chcąc przyjąć rolę Jego uczennicy. Jestem pełna wdzięczności, dlatego dziękuję za wszystkie kobiety i mężczyzn, którzy przez lata szli drogą, która doprowadziła nas do tej chwili. Życzę nam, byśmy razem jako kobiety i mężczyźni w służbie Ewangelii tworzyli Kościół wypełniony miłością!

ks. Marta Zachraj-Mikołajczyk

Ile lat jest Pani w służbie jako ewangelicka duchowna?

Diakonką byłam ponad 4 lata, a przedtem służyłam w parafii w Piszu oraz w parafii Wniebowstąpienia Pańskiego w Warszawie jako praktykantka przez 5 lat.

Co przez ten czas było największym wyzwaniem?

Jednym z najtrudniejszych doświadczeń była niepewność: czy będę ordynowana, czy moja praca zostanie oceniona przez zwierzchników jako wartościowa – ponieważ od tego w większym stopniu zależały losy mojej służby w Kościele niż w przypadku moich kolegów ze studiów. Nie było określonego czasu praktyk. Zawsze musiałam brać pod uwagę konieczność szukania pracy poza Kościołem. Ordynacja na diakonkę, a obecnie na księdza sprawia, że mogę lepiej skupić się na pracy w miejscu służby.

Z bardziej przyziemnych trudności mogę wymienić kwestię, która jest udziałem chyba wszystkich duchownych. Bardzo rzadko mogę brać udział w rodzinnych uroczystościach, ponieważ przeważnie odbywają się w dni, kiedy prowadzę nabożeństwa. Mam wspaniałą i liczną rodzinę, z którą jestem bardzo zżyta i czasem przykre jest to, że nie mogę być z nimi. Dla przykładu: moja mama urodziła się 31 października – piękna, ale kłopotliwa dla duchownej luterańskiej data. Jest to jednak coś, z czym trzeba się pogodzić, bo taki jest charakter tej służby.

Z jakimi nadziejami przystępuje Pani do służby księdza?

Mam nadzieję, że nieco zmieni się głos Kościoła, ponieważ będzie uwzględniał bardziej różnorodne doświadczenia. Pomimo zmian na rzecz równouprawnienia bycie kobietą wiąże się z częściowo innymi oczekiwaniami społecznymi oraz perspektywami. To doświadczenie znajdzie swoje odzwierciedlenie w głosie kobiet księży. Nasz głos nie mógł być tak samo słyszalny, pomimo ordynacji diakonackiej. Wynikało to z innego umocowania instytucjonalnego, innych możliwości partycypacji w prawach i obowiązkach duchownych: nie mogłyśmy brać odpowiedzialności za parafie jako administratorki i za diecezje jako biskupki. Mam nadzieję, że w głosie Kościoła w większym stopniu będzie uwzględniona perspektywa osób o mniejszych szansach.

Relacja i galeria zdjęć

„Zwiastun Ewangelicki” 10 i 11/2022