– ks. Dietrich Bonhoeffer i jego recepcja w środowisku opozycyjnym w PRL-u
Życie i twórczość ks. Dietricha Bonhoeffera były inspiracją nie tylko dla powojennej teologii ewangelickiej. Jedna z niespodziewanych i nieoczywistych dróg recepcji wiodła przez środowisko opozycji demokratycznej w latach siedemdziesiątych w PRL-u.
Książka Chrześcijanin w Trzeciej Rzeszy
W 1968 roku Anna Morawska publikowała na łamach czasopisma „Znak” obszerne artykuły poświęcone postaci Dietricha Bonhoeffera. Zwieńczeniem tego zainteresowania była publikacja w 1970 roku książki Chrześcijanin w Trzeciej Rzeszy, wydanej w ramach Biblioteki „Więzi”. Była to praca przełomowa pod wieloma względami. Po raz pierwszy na gruncie polskim prezentowała życiorys i dorobek teologiczny jednego z najważniejszych ewangelickich teologów XX wieku. Z drugiej strony, pokazywała polskim czytelnikom, że w Niemczech w czasie II wojny światowej było wielu tzw. „dobrych Niemców”, którzy nie bali się wyrazić sprzeciwu wobec tyranii Hitlera i zapłacili za to najwyższą cenę.
Dzieło Morawskiej zapoczątkowało okres fascynacji postacią Bonhoeffera i recepcją jego myśli w środowisku katolickiej inteligencji, skupiającej się wokół czasopism „Więź” i „Znak”. W 1971 roku ukazał się w „Więzi” artykuł Tadeusza Mazowieckiego, ówczesnego redaktora naczelnego tego pisma i zarazem posła na sejm z ramienia katolickiej grupy „Znak”, pt. Nauczył się wierzyć wśród tęgich razów. Tytuł ten nawiązuje do biblijnej postaci Gedeona, który również nie potrafił uwierzyć Bogu, nakazującemu mu podjęcie nierównej walki z Midianitami. Słowa te pochodzą z kazania, które wygłosił sam Bonhoeffer w 1933 roku, wyemitowanego w audycji radiowej kilka dni po dojściu Hitlera do władzy. Ostro skrytykował w nich rodzący się w Niemczech kult wodza. Audycję przerwano, ale tekst tego kazania Bonhoeffer później opublikował. Esej Mazowieckiego, odwołujący się do tej wypowiedzi Berlińczyka, został później również zablokowany przez cenzurę PRL-u. Zawarta w tym tekście krytyka władzy absolutnej okazała się bolesna i niebezpieczna dla władz ówczesnej Polski.
Chrześcijanin w powikłanej sytuacji
W 2011 roku ukazało się niemieckie wydanie książki Anny Morawskiej. Przedmowę do niego, zatytułowaną Chrześcijanin sytuacji powikłanych, napisał Tadeusz Mazowiecki. Pisał w niej tak: „Chrześcijanin sytuacji powikłanych – jak wtedy, pisząc esej osnuty wokół tej książki, nazwałem Bonhoeffera – pojawił się na naszej drodze późno, w dwadzieścia lat po jego straceniu na kilka dni przed końcem wojny. Pozostał w pamięci jednak trwale jako postać, której los i myśl mają walor formacyjny, zdolne są kształtować nasze postawy, sięgając dalej niż jej własny czas”. W innym miejscu pisze Mazowiecki o Bonhoefferze w kontekście jego życia i twórczości jako o pewnym zjawisku. Pisze tak: „W zjawisku »Bonhoeffer« uderza przede wszystkim ta jednorodność myśli i działania, jednorodność zupełnie szczególna, która nie pozwala i dziś traktować oddzielnie Bonhoeffera – uczestnika antyhitlerowskiej konspiracji i Bonhoeffera – myśliciela, teologa”.
Drugim ważnym efektem pracy Morawskiej był Wybór pism Bonhoeffera. Dzieło to, powstałe we współpracy z innymi tłumaczami, zostało wydane w niskim nakładzie w wydawnictwie „Znak”. Pisma Bonhoeffera stały się lekturą przedstawicieli różnych środowisk opozycji antykomunistycznej w Polsce. Czytali je zarówno przedstawiciele lewicy chrześcijańskiej, jak i świeckiej. Myśl i postawa Bonhoeffera formowały postawy opozycjonistów, którzy kilka lat później przyczynili się do powstania „Solidarności”.
Jednego rysu myśli i działania Bonhoeffera w jego polskiej recepcji z końca lat 60. zabrakło. Nie ma w książce Morawskiej i artykule Mazowieckiego wspomnienia o krytycznym stanowisku Bonhoeffera względem niemieckiego Kościoła ewangelickiego, który nie angażował się dostatecznie po stronie Żydów prześladowanych przez nazistów. Wynika to z ostrej nagonki, jaką w 1968 roku prowadziło polskie państwo przeciw Żydom, zmuszając ich do emigracji. Kontekst ten był wówczas tak oczywisty, że lepiej było w ogóle nawet o nim nie pisać, żeby nie ryzykować, że cenzura całkowicie zablokuje edycję tych dwóch niewielkich, ale jakże ważnych książek. Wszyscy czytelnicy książek Morawskiej i tak czytali wówczas Bonhoeffera przez pryzmat Marca ‘68. Dopełnieniem historycznej analogii był fakt, że wtedy również Kościół Rzymskokatolicki w Polsce zbyt słabo angażował się w obronę praw polskich Żydów.
Wspólne doświadczenie opozycji
W pewnym momencie lektura Wyboru pism i Chrześcijanina w Trzeciej Rzeszy stała się wspólnym doświadczeniem opozycjonistów wywodzących się z różnych środowisk. Bonhoeffer był dla nich wszystkich wspólną płaszczyzną odniesienia. Świadczą o tym słowa poety i opozycjonisty Leszka Szarugi, który stwierdził, że lektura tych dzieł „była jednym z najważniejszych czynników kształtowania postaw opozycyjnych – zarówno w kręgach »lewicy laickiej«, jak i katolickiej inteligencji – jednocześnie tworząc płaszczyznę spotkania dla obu tych, do tej pory odległych, środowisk”. Z jednej strony, w twórczości Bonhoeffera odnaleźć się bowiem mogli przedstawiciele antykościelnej, a nawet ateistycznej lewicy, dla której najważniejsze były ideały sprawiedliwości społecznej. Z drugiej, więzień z Tegel był inspiracją dla posoborowej inteligencji katolickiej, zarzucającej Kościołowi Rzymskokatolickiemu w Polsce bierność, brak reakcji na antysemickie posunięcia władzy, a także zbyt słabo słyszalny głos sprzeciwu Kościoła wobec łamania przez komunistyczny reżim praw człowieka. Dla tego drugiego środowiska ważne było również odniesienie zaangażowania społecznego i politycznego do źródeł chrześcijańskich.
Przedstawiciele różnych nurtów opozycji – ludzie, którzy w normalnych warunkach nie mieliby zapewne o czym ze sobą rozmawiać, w sytuacji wieloletniego i trwałego zniewolenia społeczeństwa polskiego przez aparat władzy komunistycznej znaleźli wspólną płaszczyznę dialogu. Okazało się, że możliwe było odnalezienie wspólnego języka, którego elementem była teologia, etyka i myśl polityczna Dietricha Bonhoeffera. Dla wypuszczonych z więzienia po protestach marcowych Jacka Kuronia, Adama Michnika, Karola Modzelewskiego lektura dzieł Bonhoeffera dawała nadzieję, że nawet w totalitarnym państwie ma sens idea oporu opartego o zasadę non violence (walka bez przemocy), że taka postawa jest dla tych reżimów równie groźna, a może nawet groźniejsza niż postawa rewolucjonistów, rzucających w czołgi koktajlami Mołotowa.
Jacek Kuroń, ikona opozycji antykomunistycznej w Polsce, człowiek niewierzący, były marksista, w swej książce Wiara i wina. Do i od komunizmu stwierdził, że w pismach Bonhoeffera odnalazł „szansę dla siebie”. Zafascynowała go Bonhoefferowska idea bezreligijnego chrześcijaństwa. Przyszły przywódca Komitetu Obrony Robotników (KOR) zrozumiał, że jego niewiara może znaleźć oparcie w świecie chrześcijańskich wartości. Wielokrotnie później przywoływał słynne zdanie z listów więziennych Bonhoeffera: „trzeba żyć tak, jakby Boga nie było”. W 1975 roku Jacek Kuroń napisał swój słynny esej pt. Chrześcijanie bez Boga, który poprzedził mottem zaczerpniętym z Etyki Bonhoeffera. Ze względu na cenzurę esej ten ukazał się pod pseudonimem M. Gajka w kwartalniku „Znak”.
W 1974 roku powstał również inspirowany dziełami Morawskiej esej poety, ale także członka KOR-u Stanisława Barańczaka pt. Notatki na marginesach Bonhoeffera. W refleksji późniejszego profesora Harvardu również pojawia się fascynacja postawą chrześcijanina, który poświęca się całkowicie dla drugiego człowieka, a w jego obronie narusza nawet swój chrześcijański świat wartości. Innym świadectwem znaczenia Bonhoeffera dla środowiska tzw. laickiej lewicy w latach 70. są słowa Adama Michnika, który w wywiadzie przeprowadzonym przez Daniela Cohn-Bendita powiedział: „Z kolei my zaczęliśmy wtedy czytać literaturę chrześcijańską, dla mnie takim wielkim przeżyciem była lektura Dietricha Bonhoeffera, opowiada on o tym, jak być antytotalitarnym chrześcijaninem, to było bardzo ważne dla mnie”.
Trzeba żyć bez Ojca
Wśród poetów, literatów, ludzi świata kultury, których wrażliwość i system wyznawanych wartości ukształtowało również spotkanie z Dietrichem Bonhoefferem byli też: Stefan Chwin, Adam Zagajewski oraz Tadeusz Różewnicz. Ten ostatni, pod wpływem inspiracji Bonhoefferem, napisał wiersz Nauka chodzenia. Odkrycie Bonhoeffera było dlań przeżyciem tak osobistym, że nazwał je w wierszu „spotkaniem”. Spotkanie to okazało się dla autora swoistym rytem przejścia. Zmiana, która w nim nastąpiła, była równoznaczna z ponowną nauką chodzenia, pisania i czytania:
Bonhoeffera spotkałem we Wrocławiu
zacznij od początku
zacznij jeszcze raz mówił do mnie
naukę chodzenia
naukę pisania czytania
myślenia
trzeba się z tym zgodzić
że Bóg odszedł z tego świata
nie umarł!
trzeba się z tym zgodzić
że jest się dorosłym
że trzeba żyć
bez Ojca
i mówił jeszcze
że trzeba żyć godnie
na świecie bezbożnym
nie licząc na karę ani nagrodę.
Nieprzemijające przesłanie
Mimo upływu 75 lat od śmierci ks. Dietricha Bonhoeffera widać, że jego życiowa droga i twórczość stale inspirują. Czasem te inspiracje są zaskakujące – jak to miało miejsce z jego odkryciem w Polsce przed pięćdziesięcioma laty, czasem kontrowersyjne – jak to ma miejsce ostatnio w Stanach Zjednoczonych, gdzie niespodziewanie stał się idolem radykalnej prawicy, która na siłę próbuje uczynić zeń ewangelikalnego bojownika, bezkompromisowo walczącego ze złem tego świata.
Dla wielu innych jest Bonhoeffer kimś w rodzaju ewangelickiego świętego. Tak wyraził się o nim Jan Andrzej Kłoczowski, dominikanin, wieloletni duszpasterz środowisk akademickich w Krakowie, zasłużony dla procesów demokratycznych przemian w Polsce.
Sam Bonhoeffer zapewne byłby takiej admiracji przeciwny – w wielu kazaniach dawał wyraz swej pokorze. Z ideą świętego wiąże się też koncepcja wstawiennictwa świętych za tymi, którzy do nich się modlą. W tym chyba tkwi najbardziej widoczna sprzeczność z najgłębszym sensem myśli Bonhoeffera. Jeśli bowiem jest w niej coś nieprzemijającego, niedającego się łatwo zmanipulować, to jest to przesłanie, że chrześcijanin jest sam odpowiedzialny za otaczający go świat. Żyć w świecie „tak, jakby Boga nie było”, znaczy być chrześcijaninem dorosłym, samodzielnym. To znaczy, mierzyć się z rzeczywistością, brać za nią odpowiedzialność, nie licząc, że łaskawy Bóg coś za nas załatwi. To znaczy, naśladować Chrystusa, w niepewności, bo ostatecznie, jak pisał: „nie wiemy, co byśmy czynić mieli, i tylko oczy nasze patrzą ku Tobie”.
Pierwsza część tekstu zwiastun.pl/2020/06/dzielic-z-bogiem-ciezar-jego-cierpienia-cz-1/
Polecamy biografię Dietricha Bonhoeffera napisaną przez Eberharda Bethego Dietrich Bonhoeffer. Świadek Ewangelii w trudnych czasach
„Zwiastun Ewangelicki” 12/2020