miniatura

„I przyszli do niego, niosąc paralityka, a dźwigało go czterech. A gdy z powodu tłumu nie mogli do niego się zbliżyć, zdjęli dach nad miejscem, gdzie był, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. A Jezus, ujrzawszy wiarę ich, rzekł paralitykowi: Synu, odpuszczone są grzechy twoje. (…) Tobie mówię: Wstań, weź łoże swoje i idź do domu swego. I wstał, i zaraz wziął łoże, i wyszedł”. Mk 2,3-5.11-12

Czy zastanawialiście się kiedyś nad swoim ciałem – jakie jest niesamowite? Jak to wszystko w nim doskonale współdziała? Pełna harmonia! To dzięki ciału przemierzamy świat, odkrywamy to, co nas otacza, co stworzył dla nas Bóg. Zachwycamy się pięknymi widokami ze zdobytego szczytu, zapiera nam dech w piersiach, gdy obserwujemy zachód słońca nad jeziorem lub morzem.

Ale czy kiedykolwiek zwróciliście uwagę, że to samo niezwykłe ciało może stać się pułapką, więzieniem, z którego nie jesteśmy w stanie się wydostać? Doświadczają tego osoby starsze, gdy ich silne niegdyś ciała odmawiają posłuszeństwa, przykuwają do łóżek na lata. W takim więzieniu żyją i z tym życiem muszą sobie radzić osoby niepełnosprawne, czy to za sprawą wypadku, czy choroby spowodowanej wadą genetyczną. Te osoby codziennie muszą mierzyć się z problemami, na które my, zdrowi, nie zwracamy uwagi. Od zwykłego stopnia schodów do urzędu, nieprzystosowanego starego pociągu, toalety zbyt wąskiej i bez odpowiednich uchwytów w przychodni lekarskiej, po samotność i zapomnienie, które wzmagają ich wyizolowanie ze świata.

Osamotnieni i zamknięci w więzieniach swoich ciał, pozbawieni uwagi innych – zabieganych, zapracowanych ludzi. Czy tak czuł się sparaliżowany z Ewangelii Marka? I dlaczego o tym piszę, a nie o pięknym cudzie, jaki dla niego uczynił Jezus? Ta historia bowiem ma wyrwać nas z zaklętego kręgu codziennych zmagań, z koncentrowania się na sobie samych i na własnych problemach. Ma pomóc nam zrzucić klapki z oczu i dostrzec to, co jest naszym powołaniem.

I przyszli do niego, niosąc paralityka, a dźwigało go czterech” – podkreślmy tu słowo czterech. Czterech bezimiennych ludzi niesie sparaliżowanego, bezimiennego człowieka. Oni go nie zostawili w domu samego, zamkniętego w więzieniu jego ciała. Gdy usłyszeli o Jezusie uzdrowicielu, pomyśleli o człowieku, który mógł być ich bratem, kuzynem, przyjacielem, sąsiadem. A może był kimś zupełnie dla nich obcym? To nie jest ważne. Istotne jest to, że czterech mężczyzn pomyślało o sparaliżowanym, o jego ograniczeniach i szansie, jaką może dostać od Jezusa. To oni są bohaterami tej opowieści. Bezimienni pomagający, którzy niosą chorego, którym przeciwności w postaci tłumu ludzi niezwracających na nich uwagi ani dach, który demontują, nie są straszne.

Dziś powiecie, no dobrze, ale nie ma wśród nas Jezusa, nie uzdrowi tak, jak to zrobił ze sparaliżowanym. Gdyby tak było, chętnie pomoglibyśmy, a nawet sami zanieślibyśmy chorych do Niego. Czy na pewno? Bóg daje nam narzędzia: medycynę, lekarzy, rehabilitantów, pielęgniarki, które mają nas leczyć. Te narzędzia są przeznaczone dla każdego z nas. Ale my sami też możemy stać się lekarstwem dla chorych i starych ludzi. Jeśli tylko zauważmy, że oni istnieją wokół nas, że potrzebują naszej pomocy, naszej zwykłej obecności, nawet jeśli nie są w stanie o nią poprosić lub nie potrafią wyrazić swojej wdzięczności. Jesteśmy w stanie wpłynąć – a nawet powinniśmy wymusić – zmiany w wyglądzie i funkcjonowaniu naszej służby zdrowia i opieki nad osobami starszymi. Niech każdy z nas ma do niej dostęp, opieka medyczna nigdy nie powinna być luksusowym towarem.

Nie powinniśmy szukać dojścia do ratunku przez dziury w dachach czy znajomości ani tłoczyć się jak słuchacze tłoczyli się wokół Jezusa. Choć może wydawać się to nam nierealne, musimy zapoczątkować zmianę. Miejmy odwagę stać się jednym z tej czwórki dźwigających sparaliżowanego i szukajmy drogi do odmiany życia potrzebujących, zamkniętych w własnych ciałach, a odmienimy także nasze życie. Amen.

19. po Trójcy Świętej

„Zwiastun Ewangelicki” 20/2022