Stawiane w lasach czy na ich skraju leśne ambony to dobre punkty obserwacyjne. Wchodząc na nie możemy zachwycić się roztaczającym się z nich widokiem tętniącej życiem przyrody, a także zachodzącymi w niej zmianami, które mają miejsce w krótkim czasie. Także z kościelnej ambony może roztaczać się niekiedy nowa perspektywa.
W lesie nieraz wystarczy godzina lub dwie, aby dostrzec coś ciekawego, przyjrzeć się zwierzętom czy obserwować ptaki, na przykład popularne na Pomorzu żurawie. Leśne ambony, choć głównie stawiane i wykorzystywane przez myśliwych, mogą służyć każdemu użytkownikowi lasu, który zaciekawiony jest jego życiem i niezauważony chce w nim choć przez chwilę uczestniczyć.
Widoczne zmiany
Staję na „mojej” słupskiej ambonie, nie tej leśnej, ale tej kościelnej, już – choć dla niektórych zaledwie – od 17 lat. Oprócz tego, że jest to miejsce zwiastowania Słowa Bożego, czyli wygłaszania kazań, to ze względu na położenie jest też dobrym miejscem do obserwowania. Na przestrzeni tych kilkunastu lat, gdy spoglądam na nawę kościoła, dostrzegam zachodzące tam zmiany. W sytuacji diaspory nie są to jedynie zmiany pokoleniowe, wywołane tym, że jedni umierają, a ich miejsce zajmują ich dzieci i wnuki. Bardzo silnie widoczna jest tu zmiana związana z pochodzeniem, ponieważ w ławkach zasiada coraz więcej ewangelików z wyboru, którzy na pewnym etapie swojego życia podjęli lub są w trakcie podejmowania decyzji o nadaniu swojemu duchowemu życiu ewangelickiego charakteru.
Od rozczarowania do kiełkującej ciekawości
Motywy podjęcia decyzji o staniu się ewangelikami są różne. Najczęściej jest to rozczarowanie. Rozczarowanie formą pobożności, postawą duchownych, treścią nauczania we wcześniejszej wspólnocie albo też wszystkiego po trochu. To rozczarowanie może skutkować albo odejściem, zdystansowaniem się od Kościoła, chrześcijaństwa w ogóle, albo poszukiwaniem innego, alternatywnego sposobu przeżywania wiary.
Pierwszym narzędziem, do którego najczęściej sięgają poszukujący swojej nowej drogi wiary i duchowej przystani jest Internet. Jest to wydaje się narzędzie „bezpieczne”, z którego każdy może dowiedzieć się prawie wszystkiego o różnych Kościołach i wspólnotach chrześcijańskich. Oczywiście, jak to w Internecie bywa, trafić można na różne opinie i artykuły, które nie zawsze są obiektywne.
Globalna sieć, choć jest najczęstszym, to na szczęście nie jedynym źródłem czerpania pierwszych informacji o Kościele ewangelickim. Czasami są to wspomnienia jednej lub dwóch lekcji z historii poświęconych Reformacji, czasami przeczytana literatura, artykuł w gazecie, obejrzane w Internecie ewangelickie nabożeństwo albo lokalne wydarzenie, w którym ktoś wziął udział i w ten sposób dowiedział się o istnieniu Kościoła ewangelickiego. Bywa, szczególnie w sytuacji diaspory, że ludzie będący na duchowym rozdrożu po raz pierwszy stykają się z kościołem ewangelickim przy okazji uczestniczenia w pogrzebach prowadzonych przez ewangelickich duchownych. To wszystko są miejsca, sytuacje i okoliczności, w których zasiane bywa ziarno, momenty, kiedy ludzie zadają sobie pytania i podejmują decyzje o postawieniu kolejnego kroku.
Rozmowy z Bogiem
Zdarza się oczywiście, że ktoś z ciekawości przychodzi na niedzielne nabożeństwo, przeżywając je trochę jako obserwator i próbując się odnaleźć w liturgii, wsłuchując się z uwagą w przekaz zwiastowanego Słowa Bożego. Dla niektórych jest to jedyna wizyta, dla wielu innych – pierwsza. Najczęściej drugim krokiem na jaki ludzie się decydują jest kontakt mailowy i pytanie: „Czy można przyjść do kościoła i uczestniczyć w nabożeństwie nie będąc jego członkiem?”. Oto jeden z ostatnich maili, które otrzymałem: „Od dłuższego czasu poruszam w rozmowach z Bogiem pytanie o przynależność do jakiegoś zgromadzenia. Pytam Go czy to ważne, czy to ma dla Niego jakiekolwiek znaczenie? I od pewnego czasu natrafiam na informacje i artykuły o luteranizmie. Choć nigdy wcześniej się tym nie interesowałam. Ku własnemu zdumieniu dotarłam do Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Słupsku, z istnienia której nawet nie zdawałam sobie sprawy.
Dlatego też chciałam zapytać, czy jest możliwość uczestniczenia w niedzielnych nabożeństwach? Czy mogę po prostu przyjść i cichutko przycupnąć w ostatniej ławce, aby nikomu nie przeszkadzać. Sama jeszcze nie do końca to rozumiem, jednak zbyt wiele sygnałów o luteranizmie zaczęło się pojawiać w moim otoczeniu abym miała to zignorować” (cytat za zgodą autorki). Ta, często bardzo krótka korespondencja jest przez zainteresowanych traktowana jako zaproszenie, upewnienie się w tym, że nie będą traktowani jak intruzi.
Do tego potrzeba odwagi
Moim zadaniem jako duszpasterza, ale także całej społeczności parafii, jest dać tym, którzy stawiają swoje pierwsze kroki na „ewangelickim gruncie” poczucie otwartości i nienachalnej gościnności. Zmiana wyznania w Polsce nie należy do łatwych decyzji. Najczęściej jest efektem długich przemyśleń, wielu modlitw i wymaga dużej odwagi, bo otoczenie, bo rodzina, bo znajomi… Niektórzy z nich nie są w stanie tego zrozumieć, nie mówiąc już o zaakceptowaniu decyzji o zmianie wyznania przez swego bliskiego. To właśnie tacy dojrzali w swoich przemyśleniach ludzie, ale często samotni, zajmują wolne miejsca w ławkach naszych ewangelickich kościołów. Jako duchowni, ale także jako tzw. ławkowi parafianie, musimy mieć na uwadze, że dla tych osób wiele rzeczy i sytuacji jest nowych, czasami zaskakujących. Ale uczą się ich! Chłoną je i czerpią z nich siłę do dalszych kroków, by móc się zaangażować w życie Kościoła, parafii i jak najszybciej poczuć się jak w rodzinie, wśród bliskich.
Błogosławieństwo i wyzwanie
Każda taka „nowa” osoba jest dla mnie jako duchownego, wielkim błogosławieństwem, bo bardzo wiele wnosi do wspólnoty. Jest też pewnego rodzaju wyzwaniem, bo przynosi także ze sobą konkretne oczekiwania. Jedną z tych rzeczy jest doświadczenie i przeżycie przez nią procesu duchowej przemiany. Równie istotne jest jej spojrzenie – może bardziej świeże, nieraz krytyczne, na wiele spraw, które nam, „ewangelikom z urodzenia”, wydają się „niezmienialne”, a przez to w pewnym sensie nas identyfikujące. Racja nigdy nie jest po jednej stronie.
Patrząc na siedzących w ławkach uczestników nabożeństw, swoją obecnością wypełniających kościelną i parafialną przestrzeń, utwierdzam się w przekonaniu, że ewangelicyzm ma współczesnemu człowiekowi, niezmiennie wiele do zaoferowania. Szczególnie w sytuacji dostrzegalnego kryzysu wiary i ateizacji społeczeństwa. Myślę, że ten obserwowany, zmieniający się, widok z ambony, który roztacza się nie tylko w moim kościele, stwarza dla całej jednoty Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce nową rzeczywistość, ale przede wszystkim daje nową perspektywę misyjnego rozwoju.
„Zwiastun Ewangelicki” 13-14/2022