miniatura

„Gdy tedy szli drogą, rzekł ktoś do niego: Pójdę za tobą, dokądkolwiek pójdziesz. A Jezus rzekł do niego: Lisy mają jamy, a ptaki niebieskie gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił. Do drugiego zaś rzekł: Pójdź za mną! A ten rzekł: Pozwól mi najpierw odejść i pogrzebać ojca mego. Odrzekł mu: Niech umarli grzebią umarłych swoich, lecz ty idź i głoś Królestwo Boże. Powiedział też inny: Pójdę za tobą, Panie, pierwej jednak pozwól mi pożegnać się z tymi, którzy są w domu moim. A Jezus rzekł do niego: Żaden, który przyłoży rękę do pługa i ogląda się wstecz, nie nadaje się do Królestwa Bożego”. Łk 9,57-62

Jak wyobrażamy sobie niebo? Czy jest to miejsce pozbawione trosk, cierpień, głodu i innych utrapień, z jakimi zwykły śmiertelnik musi zmagać się na co dzień? Czy widzimy tam ludzi wiecznie szczęśliwych, którzy chwalą Boga za Jego błogosławieństwa?

Myślę, że taki obraz jest nam bliski. Boże miłosierdzie wyobrażamy sobie na przykładzie Ojca, który dba o swoje dzieci i chce dla nich jak najlepiej. Daje im pokój, szczęście i zaspokaja wszystkie potrzeby. Zanim jednak znajdziemy się u boku naszego Ojca, musimy odbyć ziemską pielgrzymkę. Nasza droga do nieba rozpoczyna się już tutaj, gdzie jako Boże dzieci chcemy iść za słowami naszego Zbawiciela.

Wielu chrześcijan może mieć mieszane uczucia w stosunku do słów Jezusa Chrystusa, które wypowiedział do trzech uczniów, którzy chcieli iść za swoim Nauczycielem. Jak to możliwe, że Jezus nie pozwala pogrzebać swojego ojca? Jak to możliwe, że nie pozwala się pożegnać z tymi, którzy czekają w domu? Jak może wymagać, by pozbawić kogoś dachu nad głową i kazać prowadzić mu wędrowny tryb życia?

Aby lepiej zrozumieć przesłanie Jezusa, musimy mieć świadomość, w jakich okolicznościach wypowiada On te mocne słowa. Ewangelista Łukasz łączy je z ostatecznym opuszczeniem Galilei przez Jezusa przed wysłaniem siedemdziesięciu dwóch uczniów. Ci, którzy zostają wysłani na misje, muszą być świadomi, jak wielkiego oddania wymaga się od nich.

Decyzja o zostaniu naśladowcą Jezusa musi być przemyślana. Trzeba być świadomym jej konsekwencji. Jezus, rozpoczynając swoją publiczną działalność, dobrowolnie zrezygnował z dachu nad głową – musiał liczyć na gościnność innych. Jezus zrezygnował także z posiadania rodziny i oddał się w zupełności woli swojego Ojca w niebie. Nie odwracał głowy od Golgoty, na której miał oddać swoje życie za grzechy ludzi, lecz patrzył przed siebie niosąc krzyż na ramionach.

Dlatego decydując się na naśladowanie naszego Zbawiciela, musimy pamiętać, że obietnica Królestwa Bożego jest o wiele ważniejsza niż sprawy tego świata. W naszym kroczeniu za Jezusem nie powinniśmy odwracać się wstecz. Nie powinniśmy patrzeć za siebie. Jeśli przyłożyliśmy rękę jako Boży słudzy do budowania Królestwa Niebios, nie godzi się nam wracać do starego życia, do starego postępowania. Powinniśmy patrzeć przed siebie, aby nie zgubić śladów naszego Mistrza. Ktoś mógłby zadać pytanie „Czy to nie za dużo?”. Człowiek pragnie zbawienia, lecz chciałby także wygodnego życia. Celem Jezusa nie jest obiecywanie życia pełnego wygód i doczesnych przyjemności, lecz głoszenie Królestwa Bożego, które jest wartościowsze niż wszystkie przyjemności tego świata. Celem chrześcijanina ma być życie wieczne, a nie doczesne przyjemności.

Czy jednak oznacza to, że bycie naśladowcą Jezusa jest trudne i nie daje szczęścia? Oczywiście, że nie! Duch Święty, nasz Pocieszyciel, dodaje nam sił i daje nam radość ze zbawienia. Wiara pobudza nasze życie, by było ono coraz lepsze, byśmy czerpali z niego radość. Kościół staje się miejscem, gdzie jako rodzina możemy dzielić się tą radością z innymi i podobnie jak uczniowie głosić Dobrą Nowinę na cały świat. Amen.

„Zwiastun Ewangelicki” 5/2020