miniatura

„A gdy ci odchodzili, zaczął Jezus mówić do tłumów o Janie: Co wyszliście oglądać na pustyni? Czy trzcinę chwiejącą się od wiatru? Ale co wyszliście oglądać? Czy człowieka w miękkie szaty odzianego? Oto ci, którzy miękkie szaty noszą, w domach królewskich mieszkają. Więc po co wyszliście? Ujrzeć proroka? Owszem, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. To jest ten, o którym napisano: Oto Ja posyłam posłańca mego przed tobą, który przygotuje drogę twoją przed tobą”. Mt 11,7-10

To już kolejna niedziela adwentu, czyli wyjątkowego czasu oczekiwania na Boże Narodzenie, na święta. Dla niektórych na odrobinę wolnego, czasu z rodziną, miłych chwil, wspólnego kolędowania. Jednak w wymiarze duchowym adwent ma być oczekiwaniem na ponowne przyjście Chrystusa. Ma skupić nasze myśli i serca na cudnej wizji wypełnienia się Jego słów o tym, że wróci. Słów, które padły już dwa tysiące lat temu. W tym czasie wiele się wydarzyło i zmieniło: zmieniały się nurty teologiczne, formy wyrażania wiary w Boga, zwyczaje świąteczne itp. Nie zmienia się jednak na pewno to, że w czasie oczekiwania my jako ludzkość mamy swoje oczekiwania.

Przytoczony tekst pokazuje, że już w czasach nowotestamentowych Żydzi, ale i pierwsi chrześcijanie mieli różne oczekiwania względem Mesjasza, a nawet względem proroków i wypełnienia się proroctw. Może oczekiwali człowieka w miękkie szaty odzianego? Eliasza? Albo, jak dalej czytamy, mieli oczekiwania, ale nie wiedzieli jakie. Gubili się w tym. Dostali ascetę Jana który nic nie jadł – odrzucali go, dostali żarłoka – jak nazywali Chrystusa – również go odrzucali (por. Mt 11,18-19). I tak, gdy oczekiwali wielkiego wojownika, przywódcy narodu, buntownika, polityka, to dostali zdradzonego, pobitego, nagiego, ale prawdziwego Mesjasza. W roku 999 po Chr. chrześcijanie oczekiwali, że to ostatni rok w dziejach – mylili się – choć w swym przerażeniu byli pewni, że to już wypełni się Jezusowa obietnica. Nawiasem mówiąc, wówczas zaczął się zwyczaj obchodzenia sylwestra, gdy się okazało, że po północy rozpoczął się rok 1000.

W każdym roku znajdzie się ktoś, kto przewiduje, że to już, że wszystko się zgadza. Że to ten czy ten jest antychrystem, że to ta czy tamta wojna, że to już ten jeździec Apokalipsy. Dzisiaj my też mamy oczekiwania, ale czy oczekujemy na przyjście Chrystusa, to już inna sprawa. Mamy oczekiwania na podstawie różnych pism: Apokalipsy, czyli Objawienia św. Jana czy innych proroctw – Daniela, Nostradamusa i innych. Że one pasują do współczesnych czasów: Lew ze skrzydłami orła jak nic pasuje do Ameryki, Niedźwiedź symbolizujący głód, to oczywiście Rosja, a Pantera? Pantery żyją w Chinach – to już wiadomo. Wypatrujemy znaków i dopasowujemy je do swoich oczekiwań. Jednak Bóg w swej mądrości uczy nas przez swoje Słowo, że On może te wszystkie oczekiwania wywrócić tak, jak nam się nigdy nie śniło. Tak jak to zrobił z prawdziwym Królem Żydowskim.

Nasze oczekiwania, nasze przypuszczenia niczego nie wnoszą ani nic nie znaczą – i nie jest ważne, czy dotyczą jutra, czy czasów za tysiąc lat. Ale już nasze oczekiwanie rozumiane jako nadzieja, może wiele zmienić. Możemy bowiem oczekiwać ciężkich czasów, w strachu kryć się, tracąc siły na zbytnie zamartwianie się. Możemy, co daleko lepiej, oczekiwać działając – trzymając w ręku lampę oliwną z płomieniem wiary i pokazując innym, gdzie odbędzie się wesele, na które przyjdzie Oblubieniec. I my możemy być tym płomieniem, być ciepłymi i serdecznymi sługami, możemy rozświetlać innym ciemne dni. A przede wszystkim możemy wskazywać prawdziwą chwałę Chrystusa. Nie oczekiwania są ważne, lecz oczekiwanie! Amen.

„Zwiastun Ewangelicki” 23/2023