miniatura

 

Mija kolejna niedziela ciszy, niewychodzenia z domu i oglądania ewangelickich nabożeństw przez Internet lub w telewizji. Dobrze, że duchowni umożliwiają te spotkania ze Słowem Bożym. Tworzą się w ten sposób nowe formy pobożności i kształtują się nowe relacje społeczne.

Jak w każdą niedzielę, raniusieńko otworzyłem na oścież drzwi kaplicy w Lasowicach Małych. Obok mieści się plebania, w której mieszkam. Towarzyszył mi mój pies, suczka Suzi, która razem ze mną weszła do kaplicy i ułożyła się koło mnie. Pomyślałem: ksiądz proboszcz parafii i jego pies o poranku w kościele, w samotności i ciszy, i nikt już dzisiaj nie przyjdzie. Chwilkę tak posiedzieliśmy, bo chłodno, i wyszliśmy: ona z merdającym ogonem i z zadowoleniem, a ja w bezsilności, smutku i pokorze. Kolejna niedziela z pustymi ławkami w kościelnych przestrzeniach, bez wiernych, bez wspólnej modlitwy. Z szeroko otwartymi na oścież drzwiami, symbolizującymi z jednej strony zaproszenie, by wejść na nabożeństwo. Ale też symbolizującymi pusty, otwarty grób, oznajmiający: „Powstałem, mnie tu nie ma, jestem na zewnątrz, jestem z wami w waszych zamkniętych domach i mieszkaniach”.

Od pewnego czasu chodzą mi po głowie pytania powiązane z zawiłymi europejskimi dziejami, różnymi epidemiami i wojnami, które doświadczały Europę i wpływały na służbą duchownych w trudnych czasach. Pytania związane są z obecnie przeżywaną pandemią i z uczuciem towarzyszącej nam bezsilności. Łączą się także z refleksją i zrozumieniem tego, jak mały jest i niewiele może człowiek w obliczu tego, co dzieje się wokoło.

Zastanawiam się, jakie myśli towarzyszyły księżom w dawnych latach, gdy kraje i miejsca w których mieszkali, ich samych oraz ich najbliższych dotykała zaraza czy wojna. Gdy przez miejscowości, w których pełnili służbę, przechodziły wojska, paliły i równały z ziemią zabudowania, a ludność w okrutny sposób pozbawiły życia. Gdy spośród tych, co przeżyli, z głodu i chorób, z wycieńczenia – wielu później umierało. Przecież – tak mi się wydaje – wtedy księża rozmawiali ze sobą, wymieniali poglądy, może nawet różnili się w ocenie sytuacji, a nawet kłócili się z sobą. Do kolegów księży z innych miejscowości być może udawało im się napisać i wysłać list, w swojej treści pełen wiary w Bożą opiekę. Ale może też pełen trwogi i refleksji nad czasami, w których mają służyć Bogu – w obliczu śmierci i niesprawiedliwości.

Zastanawiam się, jak moi poprzednicy w urzędzie radzili sobie w latach kontrreformacji, ale i bliższych nam czasach, na przykład wielkiego kryzysu społecznego i głodu na początku XX wieku? Albo w czasach rodzącego się faszyzmu we Włoszech, nazizmu w Niemczech czy komunizmu w Rosji? Przecież czytali gazety, słuchali radia, wsłuchiwali się w wypowiadane przemówienia i stosowali się do wydawanych zarządzeń i tworzonego prawa. Na pewno dyskutowali o otaczającej ich rzeczywistości kościelnej, ekonomicznej, zdrowotnej i społecznej. Owszem, znamy opracowania o kilku wybitnych ewangelickich duchownych XX wieku. Ich kazania i ich poglądy. Ale przecież duchownych było wielu.

Rozmyślam zatem, jak księża żyjący w czasach zarazy czy wojny trafiali do wiernych z Dobra Nowiną, z dającym pokrzepienie dobrym słowem. Z jakim przekazem trafiali do wiernych w latach epidemii grypy hiszpanki po I wojnie światowej, czy ospy, na które zmarło kilkanaście milionów ludzi? Jak zwiastowali, w jakim duchu wygłaszali kazania? Do jakich zachowań zachęcali wiernych? Na co zwracali uwagę w ogłoszeniach parafialnych obserwując rozszerzającą się epidemię, rodzące się dyktatury, zbliżającą się wojnę? O co się modlili wraz z wiernymi?

Czy odczuwali w swojej służbie moc działającego Bożego Ducha? Czy byli ludźmi odważnymi, wskazującymi na niebezpieczeństwa, które pojawiają się w życiu społeczeństw i ich samych? A może odczuwali tylko strach, załamanie i bezsilność. Czy przyznawali się do tego przed sobą, czy z kimś o swoich rozterkach rozmawiali, dzielili się swoimi emocjami i poglądami?

Trudno porównywać tamte dawne wypadki z przeżywaną obecnie epidemią koronawirusa. Ale takie chwile pokazują, jak bezsilny był i jest człowiek. Świat należy do Boga, my nic bez Niego uczynić nie możemy. Możemy jednak otworzyć na oścież drzwi swojego serca dla Boga. I nie szukać Go w pustym, chłodnym kościele, bo tam Go nie ma – On zmartwychwstał! Jest pośród nas w naszych zamkniętych domach, w naszym zagubieniu, jest pośród wielu pytań, jakie sobie obecnie stawiamy. Zmartwychwstał. Żyje, jest w nas, bo zmartwychwstał dla nas – pytających, szukających odpowiedzi i zatrwożonych tym, co przed nami i co przyniesie nam kolejny dzień i miesiąc.

„Zwiastun Ewangelicki” 10/2020