miniatura

– czyli o świętości i… pamięci węchowej W pamięci najpierw pojawia się zapach aksamitek, których bujnymi rzędami ogrodnik Jan Michał sumiennie obsadzał drogę do baraku „Eben-Ezer”, jak nazywano powojenny budynek diakonatu. Zapach, zapach, zapach. To moje pierwsze mocne skojarzenie wiążące się ze świętością tego miejsca. Wspólne zdjęcie przed Domem Sióstr po jego poświęceniu Następnie woń jabłek z naszego dużego sadu, które jako dziewczynka woziłam siostrom na dwukołowym wózku, by miały obfitość tego, z czego robi się przetwory na zimę. Prośbę mamy i babci spełniałam z radością, bo przy okazji myszkowałam po zakamarkach „Eben-Ezer”. Pod pretekstem szukania drogi powrotnej z kuchni do wyjściowych drzwi, krążyłam od piwnic po korytarze i hall na parterze z pięknym kominkiem, na gzymsie którego stały śliczne dzbanki[...]

Musisz się zalogować aby zobaczyć zawartość. Proszę . Nie masz konta? Przyłącz się