miniatura

– Halo, Pani Ksiądz! Napiszesz coś o twoich spotkaniach ze „Zwiastunem”?– Halo, Pani Redaktor! Napiszę, ale nieco później. Teraz konfirmacja, pogrzeby i zwykła codzienność małej parafii.Ta krótka wymiana zdań sprawiła, że moje myśli zaczęły się składać, a ja zastanawiać się, co to znaczy „Spotkanie ze Zwiastunem”? Czym to spotkanie w moim życiu było i jaki pozostawiło ślad? Spontanicznie i w pierwszym odruchu powiedziałabym, że „Spotkanie ze Zwiastunem” to spotkanie z Jurkiem Belowem, jego redaktorem naczelnym, którego pozwalam sobie tak wprost i poufale nazwać, ponieważ od tego spotkania wszystko dalsze się zaczęło i potoczyło. Spotkaliśmy się we Frankfurcie nad Menem w latach 90., czyli już jakieś 30 lat temu. Oboje uczestniczyliśmy, wraz z innymi dziennikarzami oraz osobami zainteresowanymi pracą dziennikarską w ramach[...]

miniatura

Dla osoby żyjącej na obczyźnie kontakt z Kościołem luterańskim w Polsce jest czymś nieodzownym. Prenumerata „Zwiastuna Ewangelickiego” w utrzymaniu tego kontaktu odgrywa szczególną rolę. W listopadzie bieżącego roku upłynie 60 lat od mojego przyjazdu do Wielkiej Brytanii. W dniu 20 września 1964 roku w kościele Świętej Trójcy w Warszawie, wraz z czterema absolwentami Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, zostałem ordynowany na luterańskiego księdza przez biskupa Kościoła Andrzeja Wantułę, w asyście rektora ChAT ks. Wiktora Niemczyka i ks. Alfreda Jaguckiego, mojego ojca. Zostałem skierowany do pracy jako wikariusz ks. Eryka Cimały w parafii Cambridge, wchodzącej w skład istniejącego wtedy Polskiego Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego na Obczyźnie (PKEAO). Kontakt ze „Zwiastunem” miałem już w latach 50. w Szczytnie na Mazurach, gdzie na[...]

miniatura

– wzniosły moment dziękczynienia czy międzyparafialna turystyka? W tej rubryce prezentujemy ważne i ciekawe teksty, które ukazały się na naszych łamach. Tym razem wracamy do artykułu ze „Zwiastuna Ewangelickiego” 11/2003. Co roku w maju zaczynamy sezon pamiątek poświęcenia kościołów. Wielu parafian odwiedza wówczas sąsiednie parafie, spotyka się ze znajomymi, ma możliwość wysłuchania kazań innych duchownych. Z tego powodu chcemy przypomnieć tekst obecnego biskupa diecezji cieszyńskiej Adriana Korczago, w którym przypomina, czym dla nas powinny być uroczystości pamiątek. Znów, jak co roku, rozbrzmiewać będzie w wielu zakątkach naszej ojczyzny pieśń: „O, jak to miejsce jest rozkoszne, gdzie Bóg przebywa z Słowem swym” (ŚE 557), wszak rozpoczął się okres pamiątek poświęcenia naszych kościołów i kaplic. Czym są i co znaczą[...]

miniatura

W wiejskim domu rodzinnym na Pomorzu i w domach moich dziadków dużo czytano. Książki i gazety były nieodłącznym elementem codziennego życia. „Przekrój”, „Motor”, „Głos Pomorza”, „Strażnica Ewangeliczna”, „Miś”, „Express Wieczorny”, „Przyjaciółka”, „Świerszczyk”, „Ekran”, „Zwiastun”, „Przyjaciel Młodych”, „Kalendarz Ewangelicki” towarzyszyły czasom mojego dzieciństwa. Wszystkie były czytane i omawiane, wymieniano się wyczytanymi wiadomościami, komentowano je. Kościelne tytuły wyróżniało jedno: nie trafiały na makulaturę, były składowane, do nich się wracało. W drugiej połowie XX wieku gazety, czasopisma i książki trafiały do domów na wsi za pośrednictwem poczty, najczęściej w postaci prenumeraty, bo poszczególne tytuły były rozchwytywane i zakup pojedynczych egzemplarzy był niemożliwy. Domy[...]

miniatura

Kwiecień. Kwitną magnolie. Niektóre już przekwitły, większość jest w szczycie kwitnienia, część dopiero rozkwita. Tu, gdzie mieszkam od dwudziestu lat, magnolie są dość powszechne, rosną niemal przy każdym domu, ale dwadzieścia lat temu wcale tak nie było. A jeszcze wcześniej, kiedy mieszkałam na Śląsku, magnolie zdawały się krzewami czy drzewami wręcz egzotycznymi w tamtejszym krajobrazie roślinnym. Może dlatego tak wielkie wrażenie zrobiły na mnie magnolie rosnące i obficie kwitnące między ówczesną szkołą muzyczną a sąsiadującym z nią Ośrodkiem Wydawniczym „Augustana” w Bielsku-Białej. Napawałam się ich widokiem przez siedem wiosen, idąc do pracy i wracając z niej. W szale kwitnienia wydawały mi się zachwycające, zjawiskowe i urzekające. Po dwudziestu latach zapewne wyglądają już inaczej, ale w mojej pamięci i sercu[...]

miniatura

Spotkania… Chciane i niechciane, przypadkowe i te zaplanowane. Prawie wszystkie pozostawiają jakieś ślady, niekiedy odciskają głębokie piętno. O niektórych chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć. O innych pamiętamy do końca życia, gdyż są, jak pisał ks. J. Pietraszko, jak „przejście samego Boga przez środek duszy”. Moje spotkanie ze „Zwiastunem Ewangelickim” miało miejsce bardzo, bardzo dawno temu, bowiem w połowie poprzedniego stulecia. Były to pierwsze, powojenne numery „Strażnicy Ewangelicznej”, bo taką nazwę nosił on w tamtym okresie. Oczywiście nie pamiętam moich reakcji na pojawienie się w domu kościelnego pisma, zresztą innych chyba, jeśli dobrze pamiętam, w moim domu rodzinnym nie było. Mam przed oczami trochę ciężki, czarny, dość duży napis mówiący o pojawieniu się kolejnego numeru „Strażnicy”.  Na pewno[...]

miniatura

„Zwiastun” był w każdym ewangelickim domu. To było oczywiste, takie wyobrażenie wyniosłem z dzieciństwa. Ponieważ wychowywałem się na plebanii, zapamiętałem oprawione wszystkie roczniki „Strażnicy Ewangelicznej”, bo taki nosił przez pewien czas tytuł. Oglądałem je jak książki. Obok „Kalendarza Ewangelickiego” to był moje ulubione pozycje, w których szukałem ilustracji, składałem z liter poszczególne tytuły. Interesowały mnie szczególnie obrazy z dalekich krajów. Mama czytała mi o Albercie Schweitzerze ze „Zwiastuna”. Chciałem być wtedy jak on lekarzem z Lambarene. Jak każde ewangelickie dziecko dostawałem „Przyjaciela Dzieci”. Wiele ilustracji kolorowałem, zanim zacząłem czytać opowiadania. Niektóre zapamiętałem do dziś. Z samym „Zwiastunem” moją pierwszą przygodę przeżyłem podczas studiów w ChAT –[...]

miniatura

Gdy sięgam wstecz, w zakamarkach pamięci nie jestem w stanie odszukać wspomnień, które widziałyby istotne miejsce dla „Zwiastuna” w moim dzieciństwie czy młodości. W domu rodzinnym była obecna ewangelicka literatura, ale to był „Kalendarz Ewangelicki” z nieodłącznym „Z Biblią na co dzień” lub cieszyńskie periodyki parafialne, ale nie „Zwiastun”. W efekcie po raz pierwszy spotkałem się ze „Zwiastunem” dopiero na studiach teologicznych. I to, pamiętam, od dość zaskakującej strony. Jako wprawkę w działalność naukową otrzymałem zadanie weryfikacji zestawienia bibliograficznego tekstów dotyczących różnych aspektów etyki teologicznej, jakie ukazały się w ogólnopolskich periodykach ewangelickich. Oznaczało ono konieczność zagłębienia się w czytelni Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie w oprawione roczniki[...]

miniatura

Moje życie religijne w dzieciństwie było wypełnione pustką samotności, gdyż w miejscu naszego zamieszkania nie było ewangelickiej parafii. Były dwa do trzech nabożeństw w roku w kaplicy dla majstrów – luteran górnośląskich, pracujących w fabryce „Westa” w Wolbromiu. Byliśmy jedyną rodziną ewangelicką w tej miejscowości. Jedyny związek z ewangelicyzmem – mój i mojego brata bliźniaka Rudolfa – to były rozmowy z matką w czasie częstych wędrówek do lasu. Opowieści biblijne wywoływały mnóstwo naszych pytań. Prawdziwy Kościół, prawdziwe nabożeństwo, poznawaliśmy tylko w czasie wakacyjnych wyjazdów do dziadków, a szczególnie w 1938 roku, gdy ojciec wysłał nas z mamą do Wisły. Tam jedna z miejscowych diakonis zajęła się naszą religijną edukacją. Wkrótce jednak wojna oddzieliła nas od Kościoła, od religii chrześcijańskiej i[...]

miniatura

Moje „Eben-Ezer” to ludzie i wspólne z nimi wędrowanie, to bycie z nimi w drodze. Kiedyś były to siostry diakonise, dziś prócz nich to przede wszystkim mieszkańcy Ewangelickiego Domu Opieki „Emaus”, ale także pracownicy naszych domów.„Być w drodze” – dla Diakonatu Żeńskiego „Eben-Ezer” to 100 lat, dla mnie już 85, z tego wspólnie z diakonatem nieco ponad 50. Te nasze drogi biegły czasem równolegle, niekiedy się przecinały, a często była to jedna droga. Moje być w drodze z „Eben-Ezer” to przed laty coroczne spotkania z siostrami oraz uczennicami Roku służby dla Pana w naszej dużej, cieszyńskiej jadalni na tzw. kolędowaniu. Odbywało się to przy pachnącej, wysokiej, bo prawie 3-metrowej choince. Po poczęstunku, który z przyjemnością przygotowywałam, następowało radosne śpiewanie kolęd, przeplatane czytaniem ciekawych anegdot[...]