miniatura

Podobno Marcin Luter miał powiedzieć, że jeśli lud wychodzi w niedzielę z kościoła zasmucony i ze spuszczoną głową, to kazanie było nieudane. Nawet jeśli byłaby to jedynie legenda, z całą pewnością oddaje głęboką prawdę, którą na powrót odkryła szesnastowieczna Reformacja.

Przytoczony wyżej biblijny tekst nie przypada jednak na „niedzielne” kazanie, przynajmniej nie w tym roku. Jest jednym z wyznaczonych na dzień 25 czerwca, kiedy to wspominamy ogłoszone tego dnia, w 1530 roku na sejmie w Augsburgu, wyznanie wiary obecnych tam protestantów. To określenie zyskali rok wcześniej, na skutek protestu, jaki zgłosili podczas obrad poprzedniego sejmu w Spirze. I pozwolę sobie od tych tzw. protestantów zacząć.

Oczywiste jest, że nazwa zwolenników dziś drugiego co do wielkości nurtu chrześcijaństwa wywodzi się od słowa protestować. A zatem od sprzeciwu, niezgody i zanegowania. Czego? Czasem, niestety i w naszych kręgach słyszę, że dotyczyło to „katolickich dogmatów”, a zatem jesteśmy z gruntu w opozycji do tego, co rzymskokatolickie. Prawda była jednak inna i protest dotyczył – jak dziś powiedzielibyśmy – społecznej dyskryminacji.

Ale sięgnijmy jeszcze głębiej do tego protestowania. Jego źródłosłowem jest łacińskie protestari, zbitka pro – dla, za, w obronie, w imieniu oraz testari – zeznawać. To zaś pochodzi z jeszcze starszego słowa używanego na określenie rozstrzygającego „świadectwa trzeciego świadka” składanego na korzyść oskarżonego.

Patrząc przez pryzmat tego „uwalniającego zeznania” na wyznanie złożone przez protestantów 495 lat temu, trudno nie zauważyć motywu, jaki wybrzmiewa też w historii z Księgi Nehemiasza. Rzecz rozgrywa się w trudnych dla Izraelitów czasach. Wprawdzie spora część uprowadzonych do Babilonu właśnie dopiero wróciła, ale Jerozolima była doszczętnie zrujnowana, a okoliczni mieszkańcy niekoniecznie witali powracających z kwiatami. Po wielu wysiłkach udało się zabezpieczyć mury obronne i wtedy zwołano uroczyste zgromadzenie.

Zgromadzony tłum usłyszał słowa Prawa Mojżeszowego. Wszyscy „zdolni do zrozumienia” słyszeli, czego Bóg od nich oczekiwał i oczekuje, na wszelki wypadek zorganizowano cały sztab ludzi, którzy „wyjaśniali Prawo ludowi”, co zdaniem badaczy było niczym innym jak tłumaczeniem biblijnego hebrajskiego na używany już wówczas aramejski. Z relacji autora księgi wiemy, że słowa wywołały ogromne poruszenie i skruchę. „Cały lud (…) płakał słysząc słowa Prawa”. Być może po raz pierwszy mieli okazję skonfrontować swoje życie z obrazem życia, jakiego oczekuje od nich Bóg. Być może znamy to z własnego doświadczenia, kiedy nam – skonfrontowanym z Bożym Prawem – pozostaje tylko zapłakać.

Ale jaka była reakcja Nehemiasza? „Nie bądźcie przygnębieni, gdyż radość PANA jest waszą mocą” – mówi do nich. Słowo Prawa, czy jak częściej mówimy Zakonu, nie ma bowiem na celu – nawet jeśli bywa tak wykorzystywane (!) – pognębienia i upokorzenia człowieka. Wręcz przeciwnie, ma otworzyć go na Ewangelię, że Bóg znalazł sposób, by takiego właśnie grzesznika uratować. Takie „uwalniające świadectwo” przed wiekami złożyli nasi ojcowie wiary. My, polscy luteranie, zawdzięczamy mu na pewno swoją nazwę, a czy też przekonanie, że gdzie – jak powie apostoł Pawełpomnożył się grzech, szczególnie zaobfitowała łaska” (Rz 5,20).

Nie wiem, czy czytacie to w niedzielę, ale niezależnie od dnia tygodnia, mam nadzieję, że Ewangelia o tym, że łaska Chrystusa jest w stanie uporać się z grzechem da wam pokój, radość i nadzieję. Amen.

Pamiątka Wyznania augsburskiego