miniatura

„Maria zaś stała przy grobie i płakała. Płacząc, zajrzała do grobowca i zobaczyła dwóch aniołów w bieli, którzy siedzieli jeden przy głowie, a drugi przy nogach, gdzie było złożone ciało Jezusa. Zapytali ją: Kobieto, dlaczego płaczesz? A ona odpowiedziała: Zabrali mojego Pana i nie wiem, gdzie Go położyli. Gdy to powiedziała, odwróciła się za siebie i zobaczyła stojącego Jezusa. (…) Poszła więc Maria Magdalena i oznajmiła uczniom: Widziałam Pana, oraz powtórzyła to, co jej powiedział”. J 20,11-14.18 (BE)

Korzenie drzew to tytuł obrazu, który odkryliśmy z żoną w Muzeum van Gogha w Amsterdamie i który ze mną pozostał. Artysta namalował korzenie drzew w mocnych odcieniach brązu, zieleni i błękitu jako wirujące linie. Pracował nad nim jeszcze rankiem w dniu swojej śmierci. Obraz nigdy nie został ukończony! Nigdy nie można dokończyć ostatnich rzeczy! Nawet Vincent van Gogh – malarz, który chciał przedstawić wieczność i który namalował Korzenie drzew w dniu swojej śmierci w lipcu 1890 roku, kiedy sam stał na progu wieczności też nie mógł tego uczynić.

Kiedy stykasz się ze śmiercią, szukasz pewności i oparcia. Pytasz, gdzie jest sens życia i sens umierania? Maria Magdalena również zadaje to pytanie trzy dni po śmierci Jezusa, smutna, głęboko zrozpaczona. „Maria zaś stała przy grobie i płakała” – Wielkanoc zaczyna się od łez kobiety. Te łzy zawierają całą historię jej doświadczenia z Jezusem.

Ewangelista Jan cztery razy wspomina, że Maria płakała (por. J 20,11-18). To nie przypadek! Łzy są często bardzo blisko wiary. Łzy otwierają miejsce dla nadziei: człowiek nie poddaje się, nie rezygnuje. Tak zaczyna się Wielkanoc – od łez kobiety! I ten płacz mnie dotyka. Płacz jest częścią Wielkanocy; wszystko, co ciąży na naszych duszach – to, co zawiodło i poszło nie tak.

Ewangelia wielkanocna dociera do naszych uszu raczej po cichu, delikatnie puka do naszych serc i rozwija się bardzo ostrożnie. Daje nam czas, abyśmy „przyszli” – daje nam czas, którego potrzebujemy. Wielkanoc nie staje się nagle, ale wydarza się w wielu małych ruchach, w delikatnych zmianach w kierunku nowego.

Nie jest to łatwa droga. Nie jest to gładka historia. Maria otwiera się na prawdę, która ją konfrontuje ze stratą. Jej miłość zatrzymała ją przy grobie.

Możemy śmiało wyznać nasze wątpliwości, nasze powolne rozumienie. Nawet pierwszym świadkom zmartwychwstania oczy otwierały się stopniowo! Dlatego nie musimy wstydzić się naszych łez i wątpliwości. Jezus patrzy nie tylko na tych, którzy szczególnie szybko przyznają się do Wielkanocy. Nie musimy się poddawać, jeśli nasza wielkanocna wiara jest fragmentaryczna i niedoskonała. Nie liczy się siła naszej wiary. Liczy się to, że pozwalamy, by Zmartwychwstały zwracał się do nas po imieniu. On mówi do nas osobiście, nie opuszcza nas. To właśnie ma znaczenie. Tego powinniśmy słuchać i przekazywać dalej. Świadczyć o zmartwychwstałym Chrystusie jak Maria.

Tam, gdzie orędzie wielkanocne jest słyszane, nadzieja życia jest większa niż strach przed śmiercią. Tam, gdzie przesłanie wielkanocne jest akceptowane, śmierć nie ma ostatecznej mocy. Maria staje się pierwszym apostołem, ambasadorką zmartwychwstania. I wzorem do naśladowania żywej wiary, która nie tylko ma oparcie w Jezusie – ale szuka i pyta: Gdzie jest życie? Teraz – w śmierci – i po śmierci? W poszukiwaniu życia odkrywa tajemnicę paschalną: miłość nie zatrzymuje się na grobie – przechodzi przez śmierć – i przemienia się, i przemienia nas.

Wielkanocny poranek w ogrodzie! Zaczyna się nowy dzień – w jednej chwili Bóg i człowiek zbliżają się do siebie – zwracają się ku sobie. Dla Vincenta van Gogha, jak czytałem, ogród, który widział wyglądając przez okno, był źródłem inspiracji. W jednym z listów pisał: „Widzę rzeczy, których nikt inny nie widzi. Muszę pokazać to, czego oni [inni] nie dostrzegają. Mogę dać im nadzieję i pocieszenie”.

Wielkanoc to nadzieja i pocieszenie! Chrystus zmartwychwstał – prawdziwie zmartwychwstał! Amen.

1. Dzień Świąt Zmartwychwstania Pańskiego