miniatura

„Anioł Pana powiedział do Filipa: Wstań i idź około południa na drogę, która prowadzi z Jeruzalem do Gazy. Przebiega ona przez bezludną okolicę. Powstał więc i poszedł. A oto Etiopczyk, (…) czytał proroka Izajasza. Wtedy Duch powiedział do Filipa: Podejdź i przyłącz się do tego wozu. (…) A Filip, poczynając od tego tekstu Pisma, opowiedział mu Dobrą Nowinę o Jezusie (…) i go ochrzcił. A kiedy wyszli z wody, Duch Pana porwał Filipa i eunuch już go więcej nie zobaczył. Jechał jednak z radością swoją drogą”.
Dz 8,26-29.35-39 (BE)

Są w życiu człowieka chwile szczególne, które chętnie wspominamy, są miejsca, do których powracamy w rzeczywistości lub pamięci, są szczególne spotkania, które pozostawiają ślady na całe życie. Te chwile, miejsca czy spotkania są jak słupy graniczne, jak kamienie milowe, dzielące życie na etapy. Podobno noblistka Wisława Szymborska dzieliła swoje życie na „przed Noblem” i „po Noblu”. Ale są też chwile całkiem wyjątkowe, gdy wydarza się bezpośrednie dotknięcie człowieka przez samego Boga. Takim dotknięciem Boga była sytuacja na mało uczęszczanej, prowadzącej przez pustkowia drodze z Jeruzalem do Gazy. Podróżował nią dostojnik królowej etiopskiej. Człowiek, który zarządzał całym jej skarbcem, zajmował ustabilizowaną pozycję, godny zaufania. Można przypuszczać, że był człowiekiem wykształconym, bogatym, znanym i pewno szczęśliwym.

A jednak nad jego życiem unosił się cień głębokiej tragedii. Był eunuchem, a więc człowiekiem okaleczonym. Pomimo pozycji, majątku, wpływów i znaczenia w swoim środowisku, nie mógł być człowiekiem dogłębnie szczęśliwym. I być może właśnie to było powodem pobytu w Jeruzalem. Być może właśnie tam, ktoś, pochodzący z kraju, w którym oddawano cześć bożkom, szukał sensu życia, źródła prawdziwej radości.

W Jeruzalem zaopatruje się w Pismo Święte. I w tym poszukiwaniu odkrywa, że w Bogu Izraela jest najbliżej źródła sensu życia. Czytając proroka Izajasza bezludną drogą powraca do kraju. Nie wiemy jak skończyłaby się historia tego poszukiwacza źródła prawdziwej radości, gdyby zakończyła się na tym etapie. Ale ten poszukujący był również poszukiwany. Poszukiwany przez Boga. I to uświadamia sobie w zdarzeniach pełnych cudów.

Spotkanie z Filipem na pustej drodze w dodatku w upalnej porze dnia, odpowiedzi na pytania, powstałe podczas czytania tekstu proroka – to wszystko potwierdza miłość Boga do człowieka, także do tego szukającego radości życia Etiopczyka. Tę miłość, która najpełniej objawiła się w Jezusie Chrystusie i Jego dziele.

On znalazł i przyjął. Zrozumiał i uwierzył. Poznał i całą swoją istotą uchwycił się Tego, który stał się wyciągniętą do niego ręką Boga. Przyjął i był posłuszny, dał się ochrzcić i rozpoczynając nowe życie z Bogiem – w Jezusie Chrystusie, z radością ruszył swoją drogą.

Zapytamy za Reformatorem ks. Marcinem Lutrem: „Jak może woda chrztu św. uczynić takie rzeczy? A odpowiedź brzmi: Sama woda tego nie czyni, ale woda połączona ze Słowem Bożym i z wiarą, opartą o to Słowo. Słowo rozkazu, czyli ustanowienia i słowo obietnicy, czyli łaski”.

Pusta droga z Jeruzalem do Gazy, milowy kamień dla dworzanina, ale także dla Filipa, którego posłał tam Bóg, by ratować jednego, pragnącego człowieka. Filip – kaznodzieja w mieście Samaria (por. Dz 8,4-8), może zdumiony, ale posłuszny, idzie na pustkowie, by głosić Dobrą Nowinę. A efekt? Być może dzięki temu Etiopia, co najmniej w połowie stała się krajem chrześcijańskim.

Pusta droga i człowiek potrzebujący Chrystusa! Znamy takie puste drogi? Czy nie są nimi często nasze domy, miejsca pracy? Czy naszym dzieciom opowiadamy o Chrystusie? A przecież obiecaliśmy to Bogu podczas Chrztu Świętego. Czy wypełniamy to ślubowanie? Czy jesteśmy takimi Filipami? Czy w naszym miejscu pracy wiedzą, że jesteśmy osobami wierzącymi? A może tam są dworzanie, potrzebujący takich Filipów? Może. Czy dzięki nam ktoś z radością pójdzie swoją drogą? Amen.

6. Niedziela po Trójcy Świętej