miniatura

– jak oddzielać plewy od ziarna

Jaka jest najpotężniejsza broń współczesnego świata? To nie technologie ani militaria, ale informacja. W dzisiejszym świecie, w którym prędkość przekazu i zasięg wiadomości osiągnęły niespotykane wcześniej rozmiary, informacja stała się kluczowym narzędziem w kształtowaniu rzeczywistości. Internet, media społecznościowe, portale informacyjne – wszystkie te kanały komunikacyjne sprawiają, że informacja jest dostępna w każdym zakątku globu w zaledwie kilka sekund.

Wyobraźmy sobie efekt kuli śnieżnej. To właśnie dzieje się z informacją w sieci. Jeden wpis może dotrzeć do tysięcy, a nawet milionów ludzi, tworząc efekt, którego skala i zasięg mogą zadziwiać.

Niebezpieczeństwa dezinformacji

To jest potęga, którą mamy w rękach, i to od nas zależy, jak ją wykorzystujemy. Przykładem jest historia znana jako Pizzagate. Nazwa brzmi niewinnie, ale kryje za sobą poważny mechanizm. Pizzagate zaczęło się pod koniec 2016 roku, kiedy w sieci pojawiły się bezpodstawne oskarżenia sugerujące, że w pizzerii Comet Ping Pong w Waszyngtonie działała siatka pedofilów związana z czołowymi politykami Partii Demokratycznej, w tym z Hillary Clinton. Fałszywe twierdzenia były rozpowszechniane głównie na forach internetowych i w mediach społecznościowych. Pomimo braku jakichkolwiek dowodów, teorie te zdobyły popularność i doprowadziły do realnych konsekwencji – w grudniu 2016 roku mężczyzna, wierzący w te oskarżenia, wszedł do pizzerii uzbrojony w karabin szturmowy, aby „samodzielnie zbadać” te rewelacje. Cudem nikt nie został ranny, a mężczyzna został aresztowany.

Ten incydent pokazuje, jak niebezpieczna może być dezinformacja. Czasem warto zastanowić się dwa razy, zanim kliknie się „lubię to” lub „udostępnij” pod jakimś wpisem.

Przykładów jest wiele. Pamiętamy  ostrzeżenia przed siecią 5G, która rzekomo miała służyć do rozprzestrzeniania wirusa COVID-19? Ta teoria spiskowa dość szybko zgasła, ale są takie, które trwają latami. Do najbardziej wpływowych teorii spiskowych należy artykuł Andrew Wakefielda, który sugerował związek między szczepionką MMR (przeciwko odrze, śwince i różyczce) a autyzmem. Chociaż Wakefield został zdemaskowany jako oszust, a jego badania zdyskredytowane, ta teoria wciąż krąży w społeczeństwie, mimo że od jej ogłoszenia minęło ponad 20 lat.

Skutki są poważne. Coraz więcej osób, nie tylko w Polsce, odmawia jakichkolwiek szczepień, co prowadzi do ponownego pojawiania się chorób, które miały być już tylko wspomnieniem, takich jak odra, krztusiec, polio czy gruźlica.

Preparowanie rzeczywistości

Historie takie, jak te przyczyniły się do popularności terminu fake news – fałszywych, wprowadzających w błąd informacji, które są powielane nie tylko w Internecie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, ale często przedostają się do tradycyjnych mediów głównego nurtu. Co gorsza, tego typu informacje powielają nieraz księża i pastorzy. Jeśli czynią to nieświadomie, można to traktować jako ludzki błąd. Wszyscy jesteśmy omylni. Jeśli jednak czynią to świadomie – trudno to zrozumieć. Niedawno słyszałem wypowiedź jednego z pastorów nurtu ewangelikalnego, który ostrzegając w mediach społecznościowych przed Unią Europejską i Zielonym Ładem przekonywał, że jeśli zaakceptujemy unijne regulacje, to nikt nie będzie mógł hodować roślin na balkonie. Zastanawiałem się, dlaczego ktoś mówi coś tak rażąco nieprawdziwego?

Możliwości rozprzestrzeniania fałszywych informacji są dziś niemal nieograniczone. Dzięki sztucznej inteligencji fake newsy osiągnęły nowy poziom – można włożyć dowolny tekst w usta dowolnej osoby i stworzyć film, na którym, na przykład, prezydent Polski zachęca do jedzenia mielonki z Biedronki, mówiąc własnym głosem i z własną mimiką. Taki film faktycznie pojawił się na TikToku (serwis internetowy z krótkimi materiałami wideo) i jest praktycznie nie do odróżnienia od rzeczywistych wypowiedzi prezydenta. Oczywiście to internetowy żart, nie wiem czy zabawny, ale nie to jest ważne. Tak spreparowany filmik pokazuje łatwość z jaką można dokonywać różnych manipulacji oraz dezinformować za pomocą współczesnych technologii. A co, jeśli ktoś w ten sposób przedstawi prezydenta ogłaszającego stan wyjątkowy, kryzys walutowy albo wojnę? Skutki byłyby trudne do przewidzenia.

Włączmy krytycyzm i roztropność

Czy można się jakoś bronić? Niestety, nie ma łatwej odpowiedzi. Jedyną drogą jest odpowiedzialność za słowo. Zanim polubi się lub udostępni jakąś wiadomość w Internecie, warto sprawdzić, czy pochodzi z wiarygodnego źródła i spróbować ją zweryfikować. Musimy być świadomi, że bardziej niż kiedykolwiek wcześniej stoimy przed koniecznością oddzielenia „plew” od „ziarna”.

To, co boli najbardziej, to wykorzystywanie Słowa Bożego do tworzenia fałszywych informacji i manipulowania ludźmi. Ilu z nas było albo jest straszonych Bogiem? Ile znamy osób, dla których Ewangelia oznacza tylko nakazy i zakazy, które – gdy się przyjrzeć bliżej – mają więcej wspólnego ze światopoglądem danego proboszcza niż z naukami Jezusa Chrystusa?

Są osoby, które po zetknięciu się z nauczaniem religijnym w Polsce, musiały poddać się terapii i są szczęśliwe, że udało im się uwolnić z tak przemocowej struktury. To jest prawdziwy ból i dramat, kiedy słowa, które powinny dawać nadzieję i miłość, są używane do krzywdzenia i manipulacji. Chciałoby się zaprotestować: Co czynimy z Ewangelią? Z przesłaniem o miłości Boga do człowieka, o akceptacji nas takimi, jakimi jesteśmy? Co czynimy ze Słowem o pokoju i o tym, że niezależnie od naszej przeszłości i popełnionych błędów, nie jest za późno na zmianę?

Porusza mnie werset: „Kto uczestniczył w radzie Pana, by widzieć i słyszeć jego słowo?” (Jr 23,18). Myślę, że najgorsze, co może przydarzyć się duchownemu niezależnie od jego wyznania, to przekonanie, że doznał nadprzyrodzonego objawienia woli Bożej i ma teraz prawo wypowiadania się w imieniu Boga do ludzi, oceniając ich i strofując. To fałsz i iluzja! To przekonanie skutkuje głupimi nakazami i zakazami, które wydają się komuś bardzo pobożne, choć są zwykłymi opiniami ludzkimi. „Prorok, który ma sen, niech opowiada sen, ale ten, który ma moje słowo, niech wiernie zwiastuje moje słowo! Co plewie do ziarna?” (Jr 23,28) – mówi Pan.

Wszyscy jesteśmy uczniami

Nie można uzurpować sobie prawa do bycia głosem Boga. Przeciwnie, także duchowni są tymi, którzy mają słuchać. Oczywiście, studiowanie pozwala zdobyć wiedzę i kompetencje, dzięki którym można nauczać. Ale nikt, łącznie z księdzem, nie ma monopolu na prawdę. Wszyscy jesteśmy uczniami. I ten co głosi, i ten co słucha. Jutro ten, który dziś słucha, może być tym, który głosi. Tak działa wspólnota. Dlatego tak ważne jest, aby wsłuchiwać się w siebie nawzajem i być otwartym na różne punkty widzenia.

Kościoły ewangelickie są Kościołami Słowa. To oznacza, że wszyscy, którzy tworzymy Kościół, jesteśmy odpowiedzialni za słowo. Ono nigdy nie powinno osądzać drugiego człowieka, nie może służyć do tworzenia krzywdzących informacji czy fake newsów. Słowo ma budować, prowadzić do wiary i odnalezienia drogi do Boga. Każda rozmowa, dyskusja, a nawet każde wspólne milczenie – to wszystko sprawia, że stajemy się sobie bliżsi. Razem doświadczamy radości odkrywania, razem przeżywamy chwile zwątpienia i nadziei. I właśnie w tych chwilach, kiedy nie wszystko jest proste, rodzi się Wspólnota i głębsze zrozumienie Boga. Ponieważ nic, co ma wartość, nie przychodzi łatwo.