miniatura

– Halo, Pani Ksiądz! Napiszesz coś o twoich spotkaniach ze „Zwiastunem”?
– Halo, Pani Redaktor! Napiszę, ale nieco później. Teraz konfirmacja, pogrzeby i zwykła codzienność małej parafii.
Ta krótka wymiana zdań sprawiła, że moje myśli zaczęły się składać, a ja zastanawiać się, co to znaczy „Spotkanie ze Zwiastunem”? Czym to spotkanie w moim życiu było i jaki pozostawiło ślad?

Spontanicznie i w pierwszym odruchu powiedziałabym, że „Spotkanie ze Zwiastunem” to spotkanie z Jurkiem Belowem, jego redaktorem naczelnym, którego pozwalam sobie tak wprost i poufale nazwać, ponieważ od tego spotkania wszystko dalsze się zaczęło i potoczyło.

Spotkaliśmy się we Frankfurcie nad Menem w latach 90., czyli już jakieś 30 lat temu. Oboje uczestniczyliśmy, wraz z innymi dziennikarzami oraz osobami zainteresowanymi pracą dziennikarską w ramach swoich Kościołów, w kursie dziennikarskim przygotowanym przez Evangelische Medienakademie. Był to absolutnie świetny czas pod każdym względem, niezwykle twórczy i kreatywny, spędzony w bardzo różnorodnym i ekumenicznym gronie ludzi z krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Pisaliśmy, tworzyliśmy, szliśmy w miasto w poszukiwaniu materiału, tworzyliśmy wspólną gazetę przy pomocy bardzo tradycyjnych metod. Do tej pory wydaje mi się, że wszystkiego, co najważniejsze w dziennikarstwie, nauczyłam się właśnie tam.

Zwiastun to my wszyscy

To tam też usłyszałam po raz pierwszy, tak bezpośrednio o „Zwiastunie”, zrozumiałam jego specyfikę i jednocześnie zobaczyłam także, jak ważne jest tworzenie pisma – właściwie jakiegokolwiek pisma, nawet zwykłej gazetki parafialnej – na profesjonalnym poziomie. I jednocześnie posługiwanie się takim językiem, by był on zrozumiały i przemawiał do odbiorcy.

Czytelnicy „Zwiastuna Ewangelickiego” to specyficzna i zróżnicowana grupa, to właściwie „my wszyscy”, czyli wszyscy ewangelicy: ci w Cieszyńskiem, ale także ci w dalekiej diasporze.

Z Frankfurtu przyjechałam także z zachętą i zaproszeniem, by kiedyś być może ten „Zwiastun” współtworzyć. Ale minęło jeszcze trochę czasu, kończyłam studia, byłam na praktyce w Genewie, wyszłam za mąż, działy się jeszcze różne rzeczy i sprawy w moim życiu. Zachęta i oferta współpracy ze „Zwiastunem” była jednak nadal aktualna i w ten sposób jesienią 1997 roku stałam się częścią zespołu redakcyjnego czasopisma powstającego przy pl. Marcina Lutra i zamieszkałam w Bielsku-Białej.

Zwiastun to coś ważnego

Z pierwotnego i pierwszego spotkania ze „Zwiastunem”, z Jurkiem, wyrósł wspólny czas i praca z Magdą, Anką, Mariolą, Gośką, Maćkiem… i wieloma innymi osobami, które spotykałam na korytarzach Augustany. Pozwalam sobie o nich – o was, moje drogie koleżanki i drodzy koledzy – w ten sposób pisać, ponieważ tak funkcjonujecie i tak żyjecie w moich wspomnieniach. Ponieważ moje spotkanie ze „Zwiastunem” to przede wszystkim spotkanie z wami, i ponieważ mam uczucie, że tworzyliśmy, wspólnie i zasadniczo bardzo zgodnie, ale także się spierając, dyskutując, coś ważnego. Żyliśmy rytmem roku kościelnego, szukaliśmy ciekawych postaci, ciekawych i budujących, także wiarę, historii, życiorysów, staraliśmy się wyczuwać także puls czasu.

Tak wspominam tamten czas. I zupełnie nie mam uczucia, że właściwie był on dość krótki. Pracowałam w redakcji „Zwiastuna” tylko rok, po roku nadeszła rodzinna zmiana i przenieśliśmy się do Warszawy. To był tylko rok, ale w mojej pamięci trwa on znacznie dłużej, jest bogaty, inspirujący; jest w nim najzupełniej zwyczajna codzienność, czasami mozół pracy nad jakimś tekstem, korekty, redakcje, pilnowanie terminów, kontakt z autorami. Jest też pełno odkryć, nowych rzeczy, nowych tematów, wymiana między nami, także na temat tego, czym chcemy, by to pismo było, jak radzić sobie z krytyką i jak robić nadal swoje, być w tym profesjonalnym, autentycznym, kreatywnym. To wcale nie jest (zawsze) takie łatwe i oczywiste.

Opuściłam redakcję „Zwiastuna” w Bielsku, ale od tego czasu rozpoczęła się moja trwająca wiele lat współpraca z tym dwutygodnikiem, mniej lub bardziej intensywna. Zawsze coś tam pisałam albo redagowałam – ale to już podlega pod wydawnictwo, składałam teksty i wypełniałam strony tzw. Kwartalnika Diakonia – przez długie, długie lata.

Zwiastun to wyzwanie

Mogłabym tu jeszcze pisać o świetnych autorach, o poruszających tekstach, głębokich kazaniach ulubionych kaznodziejów (tak, to jasne, że ma się ulubionych autorów, którzy do nas przemawiają), ale tak naprawdę w tym spotkaniu – ważne było i nadal jest spotkanie z ludźmi. Ważne jest bycie przez moment częścią zespołu, który tworzył ten dwutygodnik najlepiej jak wówczas umiał; bycie „w środku”.

I kiedy teraz czasem trafia w moje ręce jakiś egzemplarz, to przeglądam nagłówki, podtytuły, patrzę, jaki jest motyw przewodni numeru, obejrzę zdjęcia, przeczytam coś, co akurat dotyczy moich rodzinnych stron, spojrzę tak całościowo, czym żyje nasz Kościół w Polsce… i myślę o tych wszystkich osobach, które nad tym numerem pracowały.

„Zwiastun Ewangelicki” obchodził niedawno 160 lat. To szacowany jubilat, którego biografia jest ciekawa i zaskakująca. To jubilat, który był także świadkiem burzliwych czasów. To biografia wielu oddanych osób, którym zależało na tym, by być „głosem ewangelickim” oraz by być w „każdym ewangelickim domu”. To bardzo ambitne oraz idealistyczne podejście, ale dlaczego nie miałoby być warte podjęcia wyzwania?

Wszystkiego dobrego, Szanowny Jubilacie! Plurimos annos!