miniatura

„A usiadłszy naprzeciwko skarbnicy, przypatrywał się, jak lud wrzucał pieniądze do skarbnicy i jak wielu bogaczy dużo wrzucało. Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwie drobne monety, to jest tyle, co jeden grosz. I przywoławszy uczniów swoich rzekł im: Zaprawdę powiadam wam, ta uboga wdowa wrzuciła więcej do skarbnicy niż wszyscy, którzy wrzucali. Bo wszyscy wrzucali z tego, co im zbywało, ale ta ze swego ubóstwa wrzuciła wszystko, co miała, całe swoje utrzymanie”.
Mk 12,41-44

Temat pieniędzy zawsze budzi w Kościele wiele kontrowersji. Nie jest tajemnicą, że wielu z nas uważa, że skoro zbawienie jest darmowe, to wszystko inne, co ma związek z wiarą, również powinno się odbywać całkowicie bezpłatnie. Obecnie w naszym kraju wiele mówi się na temat tego, że duchowni pobierają za wszystko zbyt duże opłaty. Czy jednak Kościół to tylko księża?

Kościół to wszyscy wierzący. W Dziejach Apostolskich czytamy, że pierwsi chrześcijanie mieli wszystko wspólne i każdy przynosił to co ma, aby służyło innym. Przez wieki istnienia Kościoła odeszliśmy od tego modelu na rzecz datków, składek kościelnych, opłat za pewne czynności kościelne. Od samego początku jednak dzielenie się tym, co się samemu posiada, służyło jednemu celowi: dobru wspólnoty. Cokolwiek dajemy, czy to jest nasz czas, czy nasze pieniądze, nie służy to tylko jednej grupie, na przykład duchownym, ale również nam samym, ponieważ wszyscy korzystamy z tego dobra, którym jest wspólnota. Można więc powiedzieć, że tak naprawdę składamy się na nasze wspólne potrzeby. Niektórzy z nas korzystają z kościelnych zasobów mniej, inni bardziej. Głównym celem jest jednak to, by nikomu niczego nie brakowało. Właśnie dlatego mamy diakonię, dlatego wspieramy starszych, ubogich i wszystkich, którzy akurat czegoś potrzebują, nawet niekoniecznie pieniędzy, ale choćby poświęconego im czasu i uwagi.

Tak jak my teraz utrzymujemy Kościół, podobnie Żydzi utrzymywali świątynię. Miała ona zupełnie inny charakter niż nasze kościoły, ponieważ była wyłącznym miejscem spotkania z Bogiem. W tej chwili z Bogiem możemy spotykać się wszędzie – dzięki Chrystusowi, jedynemu pośrednikowi. Wtedy jednak w świątyni, dzięki ofiarom składanym przez kapłanów, ludzie mogli się z Bogiem pojednać. To zadanie kapłanów było bardzo ważne i nie byli oni w stanie zajmować się zarobkowo czymś innym, dlatego byli utrzymywani przez ludzi.

W cytowanym tekście czytamy o tzw. „wdowim groszu”. W dzisiejszych czasach wdowy mogą dostać emerytury po swoich mężach, często pobierają własne. Wtedy było inaczej, a obowiązek utrzymania rodziców spoczywał na dzieciach. Jeśli ich nie było, sytuacja się komplikowała. Mężowie utrzymywali swoje żony, które po ich śmierci znacznie biedniały. Wdowa nie miała więc z czego dać dużego datku. Wielu bogaczy wrzucało kwoty, które były zaledwie małą częścią ich przychodów. Przyjęło się wtedy, że oddawano na świątynię 10% dochodów. Wdowa oddała wszystko, nie martwiąc się o to, z czego się utrzyma, jak sobie poradzi. Wierzyła, że Bóg się o nią zatroszczy.

Nam nie są już potrzebni kapłani i świątynia. Jezus zniósł wszelkie ofiary. Można by więc powiedzieć, że skoro nie trzeba już utrzymywać całego kultu, to żadne datki nie są potrzebne. Tak jednak nie jest. Wielu chrześcijan wyobraża sobie wiarę jedynie jako duchowość, jako coś nienamacalnego i na tym koniec. Zapominamy o tym, że wiara ma też praktyczny wymiar, który realizuje się właśnie we wspólnocie ludzi wierzących.

Nasze spotkania, nabożeństwa, wszystko to, co dzieje się w parafii, można porównać do rodzinnych wydarzeń. W wielu rodzinach zdarza się, że gdy spotykamy się w dużym gronie, to każdy coś przynosi. Jeden przyrządzi mięso, inny przygotuje sałatki, a jeszcze inny upiecze ciasto. Podobnie jest w Kościele. Każdy z nas przynosi to, co ma. Mowa tu nie tylko o pieniądzach, ale także o naszych umiejętnościach, którymi możemy w różny sposób przysłużyć się dla dobra nas wszystkich. Amen.

8. Niedziela po Trójcy Świętej