miniatura

W wiejskim domu rodzinnym na Pomorzu i w domach moich dziadków dużo czytano. Książki i gazety były nieodłącznym elementem codziennego życia. „Przekrój”, „Motor”, „Głos Pomorza”, „Strażnica Ewangeliczna”, „Miś”, „Express Wieczorny”, „Przyjaciółka”, „Świerszczyk”, „Ekran”, „Zwiastun”, „Przyjaciel Młodych”, „Kalendarz Ewangelicki” towarzyszyły czasom mojego dzieciństwa. Wszystkie były czytane i omawiane, wymieniano się wyczytanymi wiadomościami, komentowano je. Kościelne tytuły wyróżniało jedno: nie trafiały na makulaturę, były składowane, do nich się wracało.

W drugiej połowie XX wieku gazety, czasopisma i książki trafiały do domów na wsi za pośrednictwem poczty, najczęściej w postaci prenumeraty, bo poszczególne tytuły były rozchwytywane i zakup pojedynczych egzemplarzy był niemożliwy. Domy na wsiach w których pieniądze – zamiast na alkohol czy papierosy – wydawano na czasopisma, były w dużym poważaniu społecznym. Autorytet moich dziadków czy rodziców na wsi zawsze był wysoki.

Najbliższy kościół ewangelicki znajdował się w wiosce oddalonej o 4 kilometry, skupiał on jednak głównie autochtonów i nabożeństwa odprawiane były po niemiecku. Dostępna tam literatura była wyłącznie w języku niemieckim, a z prasy kościelnej systematycznie docierał jedynie miesięcznik „Pommersche Heimatkirche”. Polskie tytuły ewangelickie – pochodzący z Warszawy dziadkowie mogli dostawać wyłącznie pocztą.

Dzięki wzorcom przejętym od dziadków i rodziców dużo czytałem, zarówno książek, jak i czasopism. Zainteresowania prasowe zmieniały się z wiekiem. Po „Misiu”, gdy przeminął czas „Świerszczyka”, „Przyjaciela Dzieci” i potem „Przyjaciela Młodych”, nadszedł czas prasy dla dorosłych.

Na studiach przyszła propozycja dzielenia się z czytelnikami swoimi spostrzeżeniami, pisania artykułów. Zaczęło się od gazetek studenckich i tygodnika „Zbliżenia”, wówczas organu PZPR, ukazującego się w nakładzie ponad 50 tys. egzemplarzy na obszarze województwa koszalińskiego i słupskiego. Potem była praca na rzecz „Głosu Pomorza”, „Gońca Pomorskiego”, „Tygodnika Słupskiego”, „Mojego Miasta”, „Ziemi Słupskiej”, „Tygodnika Śląskiego”, „Pommersche Nachrichten”. Samodzielnie redagowałem dwa czasopisma dla studentów: lokalnego „Bakałarza” i ogólnopolskiego „Przyjaciela Węgier”, prowadziłem pisma dla uczniów „Temperówka”, „Bezpieczne Miasto – Bezpieczna Szkoła”, „Liczydło”, byłem redaktorem naczelnym popularno-naukowego półrocznika „Słupskie Studia Gimnazjalne”.

Do pisania na łamach „Zwiastuna” nakłonił mnie ówczesny duszpasterz słupskiego zboru ks. Michał Warczyński, dojeżdżający do nas z Sopotu. Mój pierwszy artykuł Słupski ewangelicyzm ukazał się w 1983 r. w numerze 11. Potem były kolejne, ogółem 156 artykułów, od krótkich informacji po duże recenzje i omówienia tematyczne. Najpłodniejszy dla mnie był rok 1997, aż 27 publikacji w „Zwiastunie”. Sprawiały one radość mnie jako autorowi, moim bliskim oraz wielu parafianom, nie tylko z Pomorza. Zdarzyły się także epizodyczne okresy współpracy z innymi tytułami ewangelickimi: „Jednotą”, „Przewodnikiem Ewangelickim”, „Słowem i Myślą”, „Myślą Protestancką”, „Kalendarzem Ewangelickim”, „Przeglądem Ewangelickim” „Pommersche Heimatkirche”, „Diasporą”.

Współpracę z dwutygodnikiem ukazującym się obecnie pod tytułem „Zwiastun Ewangelicki” wspominam wyjątkowo ciepło. Korekty i uwagi redakcyjne były zawsze wyważone i pozwalały na dalsze wzbogacanie warsztatu dziennikarskiego. Mile wspominam współpracę z Henrykiem Dominikiem oraz z Magdaleną Legendź i ks. Jerzym Belowem. Organizowane od drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych warsztaty dla współpracowników redakcji „Zwiastuna” wyróżniały się wysokim poziomem organizacyjnym i pełnym profesjonalizmem. Niektóre materiały z tych „spotkań korespondentów” zachowałem do dzisiaj, w dalszym ciągu nie straciły na aktualności. Część wykorzystywałem potem w pracy zawodowej.

Niestety na początku XXI awans zawodowy i nowe, liczne obowiązki ograniczyły intensywność mojego zaangażowania na łamach „Zwiastuna Ewangelickiego”. Zaczął się nieco inny etap w zakresie publikacyjnym. Napisałem kilkanaście książek oraz kilkadziesiąt artykułów dydaktycznych, historycznych, marynistycznych, naukowych i popularno-naukowych. Kierowałem i dalej kieruję działalnością lokalnego wydawnictwa. Pozostaję jednak wiernym czytelnikiem „Zwiastuna Ewangelickiego” i w dalszym ciągu, od czasu do czasu coś podsyłam do Bielska-Białej, a redakcja akceptuje i przeważnie zamieszcza.        

Zdjęcie u góry: warsztaty dla korespondentów „Zwiastuna”, Warszawa 18-19 września 1998 roku