miniatura

Widzieliśmy bowiem gwiazdę jego na Wschodzie i przyszliśmy oddać mu pokłon”.
Mt 2,2

Betlejemski żłóbek urzeka i przeraża. Zależy to od punktu widzenia. Utrzymana w konwencji cukierkowej słodkości opowieść rozczula: oto mały Jezusek leży w żłóbeczku, dookoła zwierzątka, Maria, Józef, pasterze… Cóż za urokliwy obrazek.

Ale tę samą scenę można opisać zupełnie inaczej. Oto największy skandal w historii świata! Bóg rodzi się w stajni, oborze, chlewie, bo nie było dla niego jednego metra kwadratowego w żadnym domu i w żadnym ludzkim sercu.

Wszystko zależy od punktu widzenia. Jedno jest jednak niezmienne: Bóg w Jezusie Chrystusie wyciąga do nas swoje dłonie i mówi: Pójdź do mnie!

Jednymi z pierwszych, którzy odpowiedzieli na to Boże wołanie, byli mędrcy ze Wschodu. Na ich horyzoncie życia pojawiła się gwiazda. Pozostawili wszystko i wyruszyli w drogę. Prawdopodobnie tzw. ludzie roztropni uznali ich za szaleńców. Rozpoczęła się ich przygoda życia, której celu dokładnie nie znali. Musieli stawić czoła niebezpieczeństwu, ciemności, wątpliwościom.

Gdy przybyli do Jerozolimy, myśleli że dotarli już do celu podróży. Zwrócili się zatem do króla, który powinien wiedzieć, gdzie ma miejsce to niezwykłe wydarzenie. Herod naprędce zwołuje kapłanów, którzy przeglądając swoje księgi potwierdzają, że w Betlejemie ma się to wydarzyć.

To ciekawe. Kapłani potrafią dostarczyć prawdziwych informacji, wiedzą wszystko o miejscu, do którego jednak nigdy się nie udali. Pozostają na swoich wygodnych pozycjach, zainteresowani wydarzeniem jedynie teoretycznie. Są doskonale poinformowani, ale zupełnie nie są zaangażowani. Wolą, aby inni udali się w drogę. Zaś Herod realizuje swój perfidny plan, aby z mędrców uczynić konfidentów.

W tym momencie na horyzoncie ponownie pojawia się gwiazda, która tym razem zatrzymuje się dokładnie nad miejscem, w którym znajduje się Dziecię. Tam mędrców czekała nagroda: Bóg się objawił. I to objawił się nie żydowskim kapłanom, ale poganom, a więc tym którzy byli pogardzani, z którymi Żydzi nie chcieli mieć nic wspólnego. Oto są Boże paradoksy!

Opowieść, której bohaterami są mędrcy, dotyczy jednak nie tylko ich samych, dotyczy wszystkich chrześcijan. Opisana tu droga ich wiary jest drogą wiary każdego z nas.

Każdy z nas jest albo mędrcem, albo kapłanem, przyjmuje jedną lub drugą postawę. Mędrcy potrafili odczytać znak gwiazdy i udali się w drogę. Wiara ich prowadziła. Kapłani, którzy wiedzieli o wiele więcej, nie potrafili nigdzie wyruszyć. Ani ich wiedza, ani ich wiara nie były na tyle poruszające, aby wstali i poszli. Oni czekali. Jednak nagroda, jaką jest zobaczenie Boga, nie jest przeznaczona dla tych, którzy tylko czekają. Nie można tylko siedzieć wygodnie w fotelu popijając ciepłą herbatę i czekać. Nasza podstawowa powinność wiary polega na wyruszeniu w drogę, opuszczeniu wygodnych i bezpiecznych miejsc, na podjęciu ryzyka poszukiwań.

Mędrcy odnaleźli Jezusa – bo go aktywnie szukali. Ich pragnienia się spełniły, bo zaryzykowali daleką drogę, nie zważając na niebezpieczeństwa i trudności. I my musimy umieć to uczynić, jeśli pragniemy dotrzeć do Jezusa. Tylko wtedy odnajdziemy Boga, jeżeli będziemy potrafili odstąpić od naszych przyzwyczajeń i słabości. Tylko wtedy mamy szansę odnaleźć drogę do naszego Betlejem, gdy zaryzykujemy trud przemiany serca. Jeśli będziemy trwać w swoich grzechach, do których może się już przyzwyczailiśmy, jeśli będziemy trwać w gniewie, złości, nieuczciwości – nigdy nie odnajdziemy drogi do Zbawiciela.

Mędrcy szli prowadzeni przez gwiazdę. Oni podnieśli wzrok znad ziemi i spojrzeli w niebo. To było niezmiernie ważne! Zobaczyli gwiazdę, która ich przywiodła do Chrystusa. I to jest także nasze zadanie – zadanie na nowy rok, na całe życie: oderwać wzrok od ziemi, spojrzeć w niebo, oczyma wiary dostrzec Boga i ruszyć z Nim w drogę naszego życia.

Życzę nam wszystkim, abyśmy odnaleźli własne Betlejem i podążyli drogą życia z Jezusem – aż po śmierć, aż po zbawienie. Amen.

„Zwiastun Ewangelicki” 1/2024