„On musi wzrastać, ja zaś stawać się mniejszym”.
J 3,30
Blisko 25 lat temu, na spotkaniu w Wiśle, nieżyjący już filozof prof. Adam Schaff wypowiedział znamienne zdanie, że na świecie funkcjonować będzie zaledwie kilka marek skupionych w kilku koncernach. Wiele, zwłaszcza pomniejszych, przestanie istnieć! Jako człowiek o specyficznie lewicowych poglądach prorokiem „w sensie ścisłym” nie był, jednak w kwestiach gospodarczo-społecznych na taki tytuł zasługuje. Jego słowa stały się faktem. Obecnie na świecie liczy się kilka marek w poszczególnych branżach.
Pozwolę tu sobie na prywatny wątek. Mam 20-letniego Saab-a. Samochody tej marki produkowano w Szwecji od 1947 roku. Mieć Saab-a to było „coś”. Świadomie używam czasu przeszłego. Znakomita marka: solidność, jakość, wytrzymałość, bezpieczeństwo – jednym słowem pochodząca z luterańskiego kraju perfekcja! Przetrwała 65 lat. Po jej upadku zaledwie w kilka miesięcy wyprzedano wszystkie ostatnie egzemplarze.
Upadła jedna z najlepszych marek samochodowych – zapewne to nieodosobniony przykład. Szkoda, gdy to, co dobre, wysokiej jakości, z długą tradycją, znika z rynku. Zapytacie, skąd taka refleksja? Do czego zmierzam? Nasuwa się ważny wniosek: o swoją markę trzeba wykazać najwyższą troskę! Bez tego praca wielu ludzi, zdobyte uznanie, mocna pozycja, mogą zostać zaprzepaszczone.
Jaką marką jest dziś chrześcijaństwo? Jaką marką jest dziś Kościół Ewangelicko-Augsburski w Polsce? Jaką marką jestem ja, jesteś ty, zarówno jako wierny naszego Kościoła a zarazem członkini czy członek Synodu Kościoła? Jaki cel przyświeca każdemu z osobna, jak i nam wspólnie jako członkom Synodu Kościoła? Jest nim troska – najogólniej mówiąc – o markę swojego Kościoła tak w sprawach, które stanowią nasze pryncypia, jak i w sprawach drobnych, by nie powiedzieć w szczegółach, które składają się na jakość marki.
Synodałowie Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP. Czy to nie brzmi dostojnie, by nie powiedzieć: dumnie? Wszak mówimy o ludziach Kościoła, którzy zajmują w nim szczególne, niepoślednie miejsce. „Synod jest najwyższą władzą Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego (Luterańskiego) w RP – czytamy – jego uosobieniem i wyrazicielem wszystkich praw przysługujących Kościołowi. Jest powołany do uchwalania praw kościelnych. Do jego właściwości należy m.in. (…) sprawowanie pieczy nad zachowaniem czystości nauki w Kościele, stanie na straży praw, dobra i jedności Kościoła”. Zarówno ordynowani, jak i świeccy członkowie synodu obdarzeni zostali kościelnym mandatem, inaczej mówiąc „instytucjonalnym” autorytetem, aby podjęli służbę nad naszym „Jordanem”, czyli w Kościele, sprawując pieczę nad zachowaniem czystości nauki, stojąc na straży praw, dobra i jedności Kościoła. Krótko mówiąc: dbając o markę, aby wszyscy, którzy – mówiąc kolokwialnie – z niej korzystają, „dojechali do celu”!
Synodałowie Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP! Ludzie z autorytetem, ze względu na zajmowane miejsce w Kościele – „wielcy ludzie”. Trzeba bowiem być naprawdę wielkim, aby otrzymanego autorytetu nie nadużyć, nie wykorzystać dla własnych celów lub partykularnych interesów. Trzeba być wielkim, aby w pełnionej służbie dla Kościoła móc okazać się tak małym, że zawsze pozostaje widoczna wielkość Tego, który jest jego Głową, Panem, Tym, którego Kościół zwiastuje: Jezusa Chrystusa. Jak ten otrzymany mandat sprawować, jak wykorzystać dla spełnienia tych prerogatyw, jakie posiada synod? Niełatwe zadanie! Otrzymany autorytet niesiemy bowiem w naczyniu glinianym swojego ciała, umysłu, duszy. A to oznacza: w zderzeniu z naszą duchowością, naszymi poglądami, ambicjami, różnymi interesami tego, co stanowi dobro i jedność Kościoła, co stanowi o jego marce! Jak wykorzystać czas kadencji synodu oraz otrzymane zaufanie? Zachęcam do refleksji na ten temat.
Odniesieniem do podjęcia takiej refleksji niech będzie przykład tego, który owego autorytetu nie otrzymał, a wypracował, którego marka, styl służby dla sprawy Jezusa warte są co najmniej prześledzenia. To oczywiście ten, którego słowa przywołałem na początku – Jan Chrzciciel. Jaka była jego marka i jaki był styl oraz cel, jaka była motywacja służby Jana? Jakiego ideału sięga?
Ewangelie synoptyczne wydają o nim jednoznaczne świadectwo: prowadził surowe i proste życie: „miał odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany wokół bioder swoich, a za pokarm miał szarańczę i miód leśny” (Mt 3,4). Nie jadł chleba ani nie pił wina, mieszkał na pustyni, wzmacniał się duchem. Jakoś intuicyjnie wyczuwał, że w służbie Bogu potrzebna jest pewna surowość życia, koncentrowanie się na tym, co najważniejsze, aby zbyt wiele innych spraw nie absorbowało uwagi, energii, sił. Piękny i szlachetny ideał! Wręcz niemożliwy do zrealizowania dziś – przynajmniej w sferze bytowej. Technicznie, materialnie mamy dziś wspaniałe możliwości do działania; działania „w surowości życia duchowego” dla dobra i jedności Kościoła.
Istotę zwiastowania Jana stanowiło wezwanie do upamiętania, do pokuty, do nawrócenia. Zauważmy: od takiego samego wezwania rozpoczął zwiastowanie Ewangelii również Jezus. „Wypełnił się czas i przybliżyło się Królestwo Boże, upamiętajcie się i wierzcie ewangelii” (Mk 1,15). Wezwanie, które zachęca nas wszystkich do zawracania z drogi grzechu, egoizmu na drogę Bożą.
A więc od grzechu do czystości, od podziału do jedności, od tego, co niedobre ku dobru – także ogólnemu – od śmierci do życia, od niewiary do wiary. Na to wezwanie mamy odpowiedzieć w pierwszej kolejności my sami. Dlaczego? Jordan, nad którym Jan udzielał chrztu, to była twarda szkoła przetrwania, w której bardziej niż na siebie samego trzeba było liczyć na Tego, bez którego nikt nie potrafi nic uczynić. Jak wówczas, tak i dziś, aby zobaczyć otwierające się niebo i usłyszeć głos Ojca, który do nas mówi, aby potem składać świadectwo o Nim, trzeba zdobyć się na odwagę wejścia do owej wody, po to, by samemu zostać oczyszczonym. Aby przyznać wobec samego siebie, że „nie ja sam jestem najmocniejszy, najmądrzejszy, wielki czy najważniejszy”, aby potem schylić się i „rozwiązać rzemyk” u sandałów Jezusa – czyli rozwiązać sprawy Kościoła.
Świadectwo wiary winno najpierw łamać naszą hardość, siłę, pokusę autokreacji – co dziś bardzo modne – pokusę, by stać w centrum uwagi, by piąć się po szczeblach kariery tworząc wokół siebie dobrą aurę, by zdobyć poparcie. Świadectwo wiary – jeśli ma być szczere – potrzebuje stawania się coraz mniejszym, bo inaczej niedostrzegalny będzie Ten, o którym świadczymy oraz w imię którego otrzymaliśmy ów mandat członka czy członkini Synodu Kościoła.
Jezus mówił o Janie, że jest wielkim prorokiem. Być prorokiem – jak uczy Biblia – to być kimś, kto towarzyszy ludowi we wszystkich ważnych sprawach człowieczego losu, kto jest przy narodzinach i śmierci, cierpieniu i radości, kto podtrzymuje nadzieję, kieruje człowieka ku światłu. To zadanie dla nas: kierować człowieka ku światłu; stwarzać jak najlepsze warunki – w szerokim tego słowa znaczeniu – by móc kierować człowieka ku Światłości. To właśnie znaczy być dobrą marką. Można użyć porównania, że członkowie synodu są inżynierami, którym powierzono troskę o rozwój, solidność i perfekcję marki, aby była ona zachęcająca!
Swoją markę łatwo, niestety, zepsuć. Można nawalić, pobłądzić. Wówczas cierpię nie tylko ja sam, ale cierpi marka chrześcijaństwa i marka Kościoła. Jestem przekonany, że jeśli chce się być marką dla świata, to nie wystarczy wzdychać do Jezusa. Sam Jezus mówi: „Nie każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie” (Mt 7,21). Wolą Ojca jest miłość, a miłość przejawia się między innymi w solidności. To znaczy, że na solidnej osobie można polegać, można jej zaufać, że nie zdradzi, nie opuści w chwili trudnej. To jest marka.
I ostatnia cecha marki. Jan Chrzciciel dlatego został uwięziony przez Heroda Antypasa, bo miał odwagę powiedzieć królowi: „Nie wolno ci mieć żony brata swego”. Jak pisze dalej ewangelista Marek: „A Herodiada żywiła do niego urazę i chciała go zabić, ale nie mogła” (Mk 6,18-19), ponieważ Herod czuł lęk przed Janem. Nienawiść, podstęp, atmosfera uczty wzbogacona alkoholem doprowadziły do ścięcia Jana. Jedyny głos, który wówczas miał odwagę powiedzieć prawdę został raz na zawsze uciszony.
Czy synod, rada synodalna, biskup Kościoła czy biskupi, a więc reprezentanci Kościoła mogą milczeć wobec zła, łamania prawa, szydzenia ze sprawiedliwości? Wobec dzielenia ludzi na lepszy i gorszy „sort” zamiast budowania jedności? Czy możemy milczeć, gdy deptana jest godność człowieka niezależnie jakiej jest nacji czy religii? Koniunkturalizm w żadnych okolicznościach nie buduje dobrej marki w ostatecznym rozrachunku. Dziś – przynajmniej w naszym kraju – głów, w sensie dosłownym, za poglądy się nie ścina, co nie znaczy, że nie „lecą głowy”, gdy mówiący prawdę tracą pracę, funkcje czy stanowiska. Mamy – jak się wydaje – politycznych i nie tylko „politycznych Herodów”. Apostoł Paweł stawia pytanie: „Lecz o co chodzi? Byle tylko wszelkimi sposobami Chrystus był zwiastowany” (Flp 1,18). „Wszelkimi sposobami”! A to oznacza: „On musi wzrastać, ja zaś stawać się mniejszym” (J 3,30).
Jeśli szukamy recepty na przyszłość naszego Kościoła, by był dobrą marką Jezusa, by „etos protestancki” znowu stał się tym, czym był, warto spojrzeć na Mistrza z Nazaretu. Gdybyśmy popatrzeli na Niego przez pryzmat marki i poszukali tego, co Go wyróżniało z tłumu, to byłaby to solidność. Warto pomyśleć, czy aby owa recepta nie została zawarta w wezwaniu: „przybliżyło się Królestwo Boże, upamiętajcie się i wierzcie ewangelii” (Mk 1,15) i w słowach: „On musi wzrastać, ja zaś stawać się mniejszym”. Amen.
Kazanie wygłoszone podczas wiosennej sesji Synodu Kościoła w Warszawie, 15 kwietnia 2023 r.
„Zwiastun Ewangelicki” 9/2023