„Za dni swego życia w ciele zanosił On z wielkim wołaniem i ze łzami modlitwy i błagania do tego, który go mógł wybawić od śmierci, i dla bogobojności został wysłuchany; i chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał, a osiągnąwszy pełnię doskonałości, stał się dla wszystkich, którzy mu są posłuszni, sprawcą zbawienia wiecznego”.
Hbr 5,7-9
Niedziela Judica w swojej wymowie poddaje człowieka sprawiedliwemu, Bożemu osądowi. Nawiązuje ona do słów Psalmu 43,1 rozpoczynającego się od słów: „Bądź sędzią moim, Boże”. Choć psalmista wyraża w nim wielką chęć, niemal tęsknotę, by znaleźć się w świątyni, to jednak sporo w tym tekście zostało powiedziane o rozsądzeniu przez Boga – rozstrzygnięciu sporu pomiędzy autorem, a ludźmi bezbożnymi. Człowiek ten ma świadomość swej sprawiedliwości i liczy na pozytywny, i dobry dla niego, osąd Stwórcy.
Jeśli spojrzymy na przytoczony tekst kazalny, to wyraźnie widzimy w nim podobną sytuację. Chrystus jest tym, który błaga Boga ze łzami w oczach, czyli w wielkich emocjach. Błaga nie tak, jak psalmista o rozstrzygnięcie sporu pomiędzy nim a ludźmi grzesznymi. On modli się o ludzi grzesznych! Pragnie ich dobra, odkupienia. Niemniej będąc człowiekiem wyraża też przed Bogiem zwykły strach przed śmiercią. Jego łzy są wyrazem człowieczeństwa, ale również i boskości. Człowieczeństwa bojącego się fizycznej śmierci. Boskości pełnej miłości wobec zagubionych w świecie grzechu ludzi.
Autor Listu do Hebrajczyków wspomina, że Chrystus został wysłuchany. Ale jak to mamy rozumieć, skoro jednak zginął, czyli z ludzkiego punktu widzenia nie został wybawiony od śmierci?
Należy na to spojrzeć przez pryzmat hasła Niedzieli Judica: „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz aby służył i oddał życie swoje na okup za wielu” (Mk 10,45). Są to słowa wypowiedziane przez Zbawiciela. Owszem, modlący się w ogrodzie Getsemane Jezus poci się krwią przeżywając ludzki strach. Ale już za chwilę widzimy przy Nim Bożego posłańca, który umacnia Go. Zabiera ów ludzki strach. Przypomina ludzkiej naturze Pana, jaka jest stawka. A stawką jest zbawienie każdego człowieka.
Co dalej? Dzień później patrzymy na umierającego Jezusa. Widzimy jednak coś więcej. Mimo tak tragicznego finału został On wysłuchany i wybawiony od śmierci, ale całkiem inaczej niż zakładać by mogły ludzkie wyobrażenia. Tym wybawieniem stało się Jego zmartwychwstanie. Coś, czego nie wymyśliłby żaden człowiek. Jedynie Bóg planując drogę zbawienia każdego z nas poukładał wszystkie wydarzenia w tak zaskakujący sposób. Kluczem do realizacji tego planu było posłuszeństwo Jezusa Chrystusa woli Ojca. Posłuszeństwo połączone z bezwzględnym zaufaniem.
Narysowany przez autora obraz modlącego się Chrystusa ukazujący tak wielkie posłuszeństwa Bogu, to dla nas najcenniejsza życiowa wskazówka. Zwieńczenie tekstu kazalnego nawiązuje wprost do zbawienia wiecznego. Niemniej drogą do osiągnięcia tego celu jest posłuszeństwo. Według Słownika języka polskiego posłuszeństwo to „poddanie się czyjejś woli”. Co jest wolą Chrystusa wobec mnie? To fundamentalne pytanie, które każdy z nas powinien sobie zadać. A gdy już je sobie zada, to powinien szukać na nie możliwie najpełniejszej odpowiedzi. Szukać jej w Biblii, w Kościele, pytając Boga w modlitwie.
W kontekście rozumienia słowa „posłuszeństwo” nasuwa się jeszcze jedną ciekawa refleksja. Posłuszeństwo może być bowiem wymuszone bądź dobrowolne. Posłuszeństwo okazywane przez człowieka niezależnie od tego, pod czyim naciskiem, stoi w opozycji do ducha Ewangelii. Szukanie woli Chrystusa, którą On ma wobec człowieka, podjęcie decyzji o byciu Mu posłusznym, musi być całkowicie dobrowolnym aktem, decyzją każdego z nas. Takie posłuszeństwo Chrystusowi, dobrowolnie wybrane przez każdego wierzącego, jest najlepszym życiowym wyborem. Amen.
„Zwiastun Ewangelicki” 6/2023