miniatura
474

 

Zwierzęta w kościele? To wydaje nam się co najmniej dziwne. Zwłaszcza, jeśli nad tym zwierzęciem ciąży moc przesądów. Czarny kot – to nieszczęście, pech, atrybut wiedźmy. Co jednak począć, gdy to zwierzę robi wszystko, by kościół stał się jego domem?

Gdy dwa lata temu [w 2015 roku] niemiecka gazeta „Sachsische Zeitung” szukała dziedzictwa Reformacji na Śląsku, jej redaktorzy trafili do ewangelickiego kościoła pokoju w Jaworze, w diecezji wrocławskiej. Nic w tym dziwnego, jednak tytuł artykułu, który powstał po wizycie, zadziwiał: UNESCO, Japończycy i… czarny kot. UNESCO – sprawa prosta, kościół od grudnia 2001 roku jest częścią Światowego Dziedzictwa Kultury, Japończycy – są najliczniejszą zagraniczną nacją zwiedzającą ten niezwykły dom Boży, ale czarny kot?

Kocim okiem

Gdy jesteś kotem i umiera twoja pani, twój koci świat wali ci się na głowę, ale przecież jesteś kotem, więc musisz dać sobie radę. Zastanawiasz się, gdzie szukać pomocnej, ludzkiej, dłoni. Myślisz sobie, jak to gdzie? W Kościele – czyli w pobliskim kościele! Trochę gorzej jest, gdy już do tego kościoła trafisz, a okazuje się, że proboszcz za kotami nie przepada. Od czego jest jednak twoja kocia inteligencja, koci spryt i urok osobisty. Przecież jesteś inteligentną, lśniącą, czarną kocicą. Fakt, że bezdomną, ale przecież szukasz. Nawet znajdujesz dach nad głową w gościnnym kościele, ale na polecenie proboszcza, pan kościelny grzecznie, ale stanowczo cię wyprasza. Próbujesz dalej, aż pewnego dnia…

Spojrzenie człowieka

Tak. Tak mogło to wyglądać z jej, kociej strony. Pewnej zimowej niedzieli poszedłem wczesnym rankiem do kaplicy w kościele włączyć ogrzewanie, by na godzinę 11.00, gdy rozpocznie się nabożeństwo, było odpowiednio nagrzane. Na świeżym śniegu, do każdych z 11 drzwi prowadzących do kościoła znajdowały się ślady kocich łap, a sprzed drzwi kaplicy wpatrywały się we mnie dwa zielone, kocie ślepia. I wcale nie było w nich błagania o litość. O nie! Mówiły raczej: „Ile mam jeszcze znieść, nie widzisz, że marznę?”. Ustąpiłem. Jakież było moje zdziwienie, gdy po trzech dniach, w środowy poranek, przed ołtarzem znalazłem martwe myszy, szczura i… kunę! Obok siedziała wyprostowana czarna kotka. Wraz z tym upominkiem dostałem sygnał: „Nie zamierzam tu mieszkać za darmo!”

Przychodzi na dźwięk dzwonów

Od tamtego czasu kotka stała się częścią kościoła pokoju. Dostała również biblijne, a jakże, imię. Behemot. Rozmiarami daleko jej zapewne do bestii z Księgi Hioba, ale podobnie jak owa bestia, uznaje zwierzchność tylko jednego pana… Jak to kot – podporządkowuje sobie cały ludzki personel kościoła. Nieraz widziałem taki obrazek: pana kościelnego wtulonego w kąt miejsca obsługi turystów, gdy na fotelu, przed grzejnikiem, leżała sobie w najlepsze Behemot. Jednak co proboszcz, to proboszcz. Za każdym razem wstawała, aby się z proboszczem przywitać. Choć pozostaje na wolności i wychodzi kiedy chce, dzwony kościelne są dla niej znakiem powrotu. No jakże to – być nieobecną, gdy się ludzie schodzą na nabożeństwo?

Pomagać potrzebującym

Jest więc czarna kotka częścią ewangelickiej parafii w Jaworze oraz tematem wielu anegdot. W trakcie nabożeństwa z okazji jubileuszu 360-lecia kościoła, w 2015 roku, bp Jerzy Samiec poruszył fundamentalną sprawę odpowiedzialności chrześcijan za ludzi potrzebujących naszego zainteresowania i wsparcia. Dotyczyło to także pomocy dla uchodźców. Gdy mówił: „Jesteśmy odpowiedzialni za potrzebujących naszej pomocy ludzi” – w tym momencie, środkiem kościoła przedefilowała czarna kotka. Biskup wykazał się refleksem i zauważywszy, że kot przykuł uwagę zebranych, dokończył: „jako chrześcijanie jesteśmy odpowiedzialni za całe stworzenie, także zwierzęta. Również te, które odwiedzają nas w czasie nabożeństwa”.

Innym razem, w trakcie ślubu, narzeczeni pokonywali drogę w kierunku ołtarza. Jakież było moje zdziwienie, gdy zauważyłem, że na czele ślubnego orszaku defiluje… Behemot.

Co ciekawe, w czasie ekumenicznych uroczystości z uporem wybiera sobie kolana rzymskokatolickich biskupów jako najlepsze miejsce do obserwacji tego, co się dzieje, co każdorazowo wprawia w niemały kłopot sekretarzy hierarchów, którzy nie do końca wiedzą czy i jak reagować.

Boże stworzenie

Dla tysięcy turystów zwiedzających kościół stała się Behemot dodatkową atrakcją. A to wskoczy niespodziewanie na kolana, a to się znienacka przytuli lub zajmie honorowe miejsce w trakcie prelekcji o kościele. I co ciekawe, poza codzienną pracą płoszenia gryzoni, sama na siebie zarabia. Niejeden turysta wychodząc zostawia 5 czy 10 złotych „na utrzymanie kotka”.

Choć kościół to niekoniecznie dobre miejsce do hodowania kotów, nie mam wątpliwości, że to kocie, Boże stworzenie, nie uwłacza godności miejsca, które sobie wybrało za dom, a przecież jej służba na rzecz ochrony kościoła jest bezcenna. Wystarczy zapytać biskupa Waldemara Pytla ze Świdnicy, jakie szkody powodują w tamtejszym kościele Pokoju gryzonie czy lęgnące się ptaki. Od czasów zamieszkania czarnej kotki, w Jaworze nie ma takich problemów. Dziś Behemot to już starsza kocia dama, która przed laty wybrała sobie kościół na swój dom.        

Tekst ukazał się w „Zwiastunie Ewangelickim” 24/2017