„Rolnicy jednak powiedzieli sobie: To jest dziedzic. Chodźmy, zabijmy go, a dziedzictwo będzie nasze. I schwytali go, zabili i wywlekli poza winnicę. Co więc uczyni pan winnicy? Przyjdzie i zgładzi rolników, a winnicę odda innym. Czy nie czytaliście słów Pisma: kamień który odrzucili budujący stał się kamieniem węgielnym. Pan to sprawił i jest to godne podziwu w naszych oczach? Oni zaś zastanawiali się, jak Go schwytać, lecz bali się tłumu. Zrozumieli bowiem że przeciwko nim powiedział tę przypowieść. Wtedy zostawili Go i odeszli”. Mk 12,7-12
Przypowieść o dzierżawcach winnicy przytaczają trzej ewangeliści. Z jednej strony jest to obraz nawiązujący do starotestamentowych proroków, a z drugiej to codzienne życie Izraelitów. Każdy, kto wędrował po terenach Izraela, widział piękne, zadbane winnice, symbol dostatku, bogactwa i Bożego błogosławieństwa. Dla wielu były one źródłem utrzymania, zarówno dla właścicieli, jak i dla najmowanych pracowników. W ustach Jezusa ten obraz oskarża i wywołuje wzburzenie. Niewdzięcznicy, łotry i mordercy.
Bogaty człowiek przygotował winnicę: oczyścił pole, wybudował mur i wieże dla strażników; wykuł prasę, aby można było pozyskiwać sok i produkować wino. Musiał poświęcić wiele czasu i oszczędności, aby stać się właścicielem dobrej, przynoszącej dochody winnicy. Następnie poszukał dobrych, uczciwych ludzi, bo przecież tak cennej ziemi nie oddaje się w dzierżawę byle komu. Myślę, że często pomijamy tę kwestię. Zakładamy a priori, że byli źli, nieuczciwi. On jednak zaufał dzierżawcom i z pewnością miał ku temu powody. Więcej, cieszył się, że właśnie ich wybrał. Wiedział, że winnica będzie wydawała dobry, obfity plon pozwalający na uczciwy podział zysków. Wiedział, że przekazał ją w dobre i odpowiedzialne ręce. Czy się pomylił? Gdzie popełnił błąd?
Gdy zebrano plony, upomniał się o swoją należność, część dochodu, jaki wypracowali dzierżawcy. Wysyłał ludzi, aby odebrali należność, ci jednak niczego nie wskórali. Jedni zostali odesłani z niczym, inni oddanie swojemu panu i nieustępliwość przypłacili życiem. Pomiędzy zawarciem umowy dzierżawy a mającą dokonać się płatnością, rolnicy się zmienili. Chciwość popychała ich w kolejne przestępstwa, w grzech. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Właściciel nie tracił nadziei na porozumienie z ludźmi, którym wynajął winnicę. Dzierżawcy coraz mocniej byli przekonani o swojej bezkarności i możliwości pozbycia się właściciela.
Jakim trzeba być człowiekiem, aby pragnąć śmierci właściciela, żeby móc przejąć jego dziedzictwo? Rodzi się w nas wściekłość wobec tej strasznej nikczemności. A odpowiedź jest prosta: wystarczy być grzesznym, a więc po prostu – człowiekiem… Czy nie bywamy nieraz podobni? Do czego jesteśmy w stanie się posunąć, aby osiągnąć swoje?
Spójrzmy na to jeszcze raz. Po chwili zastanowienia rodzi się pytanie: Jakim trzeba być ojcem, aby zignorować poważne zagrożenie i wysłać syna na niemal pewną śmierć? Czym kieruje się właściciel wysyłając go do buntowników? Cisną się na usta obrazoburcze w ewangelicznym kontekście słowa: naiwność, głupota. Takie pytania stawiamy też sobie w czasie pasyjnym i nieraz niezgrabnie próbujemy znaleźć odpowiedz. Bóg tak umiłował człowieka, że posłał na świat swojego Syna, posłał na mękę i krzyżową śmierć! Nie ma w tym głupoty ani naiwności, lecz Boża miłość do nas, ludzi. Bóg nie szuka własnych korzyści, nie przelicza, nie kalkuluje czy się opłaca. Posyła Jezusa, abyśmy w Nim i przez Niego mieli odpuszczenie grzechów, a gdzie jest odpuszczenie grzechów, tam jest życie wieczne i zbawienie. Pamiętajmy, że Bóg zrobił i robi wszystko, aby nas ratować. Wszystko poświęca, aby nas ocalić. Nie odrzucajmy Jego troski i miłości. Amen.
„Zwiastun Ewangelicki” 4/2023