– 500 lat temu ukazało się tłumaczenie Nowego Testamentu
Po spektakularnym sukcesie, jakim było dla Marcina Lutra wystąpienie na sejmie w Wormacji w 1521 roku, gdzie śmiało odpowiadał cesarzowi i bronił swych dzieł, nadszedł dla niego czas ciężkiej próby. W trakcie swej podróży powrotnej z Wormacji, ogłoszony właśnie banitą buntownik nagle i niespodziewanie zniknął. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że stało się to w sposób niemal filmowy.
W Lesie Frankońskim, przez który wiodła droga powrotna z Wormacji, Luter został uprowadzony przez grupę konnych rycerzy. Byli to wysłannicy elektora Fryderyka Mądrego, którzy w wielkiej tajemnicy przewieźli przerażonego zakonnika na zamek Wartburg. Przez kilka miesięcy tylko niewielu ludzi w Niemczech wiedziało, gdzie jest Luter i czy w ogóle żyje. Słynny malarz i rysownik Albrecht Dürer zanotował wówczas w swym dzienniku nurtujące go pytanie: „Żyje jeszcze, czy go zamordowali?”. Jedynym dowodem na to, że wittenberski Reformator jednak żyje, stały się wkrótce jego liczne pisma, które zaczęły się ukazywać w tamtym czasie.
Zamkowe życie nieznanego rycerza
Po przybyciu do Wartburga, Luter musiał z zakonnika przeistoczyć się w rycerza, aby nie zostać przypadkowo rozpoznanym przez przybywających do zamku gości. Dlatego zamienił habit na zwykły strój rycerski. W liście do Georga Spalatina tak pisał: „Tak więc zdjęto tu ze mnie moje ubranie i ubrano mnie w strój rycerski: zapuszczam włosy i brodę, tak że ciężko by ci było mnie rozpoznać, bo sam już się nie poznaję”. Jak bardzo zmienił się na zamku wygląd Lutra widać na podstawie znanego portretu autorstwa Łukasza Cranacha, wykonanego już po powrocie Lutra do Wittenbergi w 1522 roku. Widać na nim zarośniętą twarz człowieka o zdecydowanym spojrzeniu, gotowego do walki. Portret ten miał pokazać, że uznany przez wielu za martwego Luter ma się dobrze i jest w stanie ponownie objąć przywództwo ruchu reformacyjnego.
Tymczasem na zamku Wartburg zamieszkał nieznany nikomu „rycerz Jörg” który, ku swemu utrapieniu, musiał czasami brać także udział w typowo rycerskich rozrywkach jego mieszkańców. Jedną z nich były polowania z udziałem psów. Nie nawykły do takich rozrywek zakonnik pisał zdegustowany do książęcego sekretarza Spalatina o prześladowaniu niewinnych zwierząt i dodawał półżartem, półserio: „wy, smakosze dziczyzny na dworze, sami staniecie się w raju dziczyzną”. Po kilku tygodniach bezczynności zamkowej, połączonej ze zbyt tłustymi i obfitymi posiłkami, tajny gość zamku zaczął uskarżać się na bóle brzucha i kłopoty trawienne. Już wcześniej miał tego typu problemy, a pobyt w Wartburgu nasilił te schorzenia.
Uwięziony w swej zamkowej celi zakonnik cierpiał fizycznie, ale też duchowo. Źle znosił samotność, bezczynność i poczucie bezradności wobec wydarzeń, które toczyły się bez jego udziału i często przybierały obrót niezgodny z jego oczekiwaniami. W jednym z listów pisał: „jak próżniaczo jest być wygnanym i nie mieć nic do robienia”. Zamkowa niewola okazała się jednak dla Lutra w pewnym sensie zbawienna. Uwolniła go bowiem od konieczności codziennego zarządzania ruchem reformacyjnym, licznych spotkań, wykładów, listów, na które trzeba było odpisywać. Z perspektywy czasu widać, że był to również dla niego okres względnie spokojny pod względem reagowania na pamflety i inne pisma polemiczne. Jego zapalczywy charakter miał w przyszłości jeszcze wielokrotnie dochodzić do głosu, nie zawsze z korzyścią dla literackiej spuścizny teologa.
Pobyt w Wartburgu i odcięcie od bieżącej sytuacji oznaczał dla Lutra czas odpoczynku od angażujących go emocjonalnie sporów. Nie były to jednak wakacje, lecz czas intensywnej pracy pisarskiej i tłumaczeniowej. Zdumiewające jest tempo pracy, jakie sobie wówczas narzucił. Można powiedzieć, że przekierował całą swą dotychczasową niespożytą energię do działania na mrówczą pracę twórczą. Dokończył najpierw pracę nad przekładem hymnu maryjnego Magnificat, zaczętą jeszcze przed sejmem wormackim, by w lecie zwrócić się już ku większym zadaniom. Pierwszym z nich była postylla, czyli zbiór kazań na temat Ewangelii i Listów Apostolskich. Drugim było rozpoczęte w grudniu tego samego roku tłumaczenie Nowego Testamentu.
Narodziny przywódcy ruchu reformacyjnego
Praca nad tym kluczowym, z pewnością najważniejszym dla rodzącego się ruchu odnowy Kościoła tekstem zbiegła się w czasie z coraz bardziej komplikującą się sytuacją w Wittenberdze. Pod nieobecność Lutra przewodnią rolę w ruchu zaczął odgrywać kolega Lutra z uczelni, Andreas Karlstadt, którego radykalizm zaczynał udzielać się również innym zwolennikom reformy. Najszybciej jak się dało, gdy tylko tłumaczenie Nowego Testamentu było gotowe, Luter postanowił wracać do coraz bardziej zrewoltowanej Wittenbergi. Jego młody przyjaciel Filip Melanchton nie był w stanie zapanować nad wzbierającym wrzeniem na uniwersytecie i w kościołach. Mimo ostrzeżeń księcia elektora, Luter opuścił bezpieczne schronienie w Wartburgu pod koniec lutego 1522 roku i już na początku marca stanął na ambonie w wittenberskim kościele, rozpoczynając jeden z najbardziej spektakularnych w swej karierze kaznodziejskiej cykli kazań wielkopostnych. To wówczas z wykładowcy akademickiego przeistoczył się w Reformatora, stającego na czele rodzącego się społeczno-religijnego ruchu. Zamku Wartburg już nigdy więcej nie odwiedził.
W „ptasim więzieniu”
Zanim jednak Luter ponownie rzuci się w wir codziennej pracy w Wittenberdze, spędzał długie zimowe wieczory przy świecy, w szaleńczym tempie pracując nad tłumaczeniem Nowego Testamentu. Z okna Lutrowej pracowni na zamku roztacza się piękny widok na ośnieżone szczyty drzew w pobliskim Lesie Turyńskim. Cisza tego miejsca działała jednak na niego depresyjnie. Nie może w listach zdradzić miejsca swego pobytu, pisze tylko aluzyjnie, że przebywa w „ptasim więzieniu”. Jedyną czynnością, która sprawia, że czas szybciej płynie, a myśli odrywają się od dojmującej ciszy i samotności, jest pisanie. Praca nad przekładem posuwa się szybko. Jest prawdopodobne, że właśnie tuż przed świętami Bożego Narodzenia po raz pierwszy utrwalone w języku aramejskim słowa Jezusa z Nazaretu przybrały postać powszechnie zrozumiałej niemczyzny. W górującej nad Lasem Turyńskim samotni powstawało dzieło, przez które, mówiąc górnolotnie, Bóg wreszcie przemówił do Niemców, ale które również stało się dokumentem założycielskim ich urzędowego i literackiego języka.
Nowy Testament – translatorskie opus magnum Lutra
Ten cichy czas Lutra w „ptasim więzieniu” miał decydujące znaczenie dla rozwoju Reformacji. To właśnie w Wartburgu stworzył on dzieła, które stały się kamieniem węgielnym nowej organizacji Kościoła. Kaznodzieje dostali do ręki postyllę z zestawem wzorcowych kazań na wszystkie niedziele roku kościelnego. Powstało tam też dzieło De votis monasticis (O ślubach mniszych), w którym ostatecznie rozprawił się z ideałem życia zakonnego i które stało się wkrótce wręcz manifestem zakonników porzucających klasztory.
Bezsprzecznie najważniejszym jednak dziełem czasu „wartburskiej niewoli” był przekład Nowego Testamentu. Zanim zaczął tłumaczyć, Luter intensywnie pogłębiał swą znajomość greki i hebrajskiego. Wittenberski profesor miał niewątpliwie talent językowy, ale, co ważniejsze, miał też niezwykle potrzebną tłumaczowi umiejętność wsłuchania się w język swego ludu, do którego adresował przekład. W swym piśmie dotyczącym sztuki translatorskiej pisał, że praca tłumacza polega na tym, by przechadzać się po rynku i „patrzeć ludowi na gębę”. I to jest zasadnicza różnica między przekładem Lutra, a wcześniejszymi dokonaniami niemieckich tłumaczy, które były dla zwykłego czytelnika w dużym stopniu niezrozumiałe. Przekład Lutra po raz pierwszy w szerokim zakresie uwzględniał współczesny język Niemców, język, którym posługiwano się w dworskiej kancelarii, ale który rozumiano też na targach od Augsburga po Magdeburg. W liście do Spalatina Luter pisał: „prostota musi być ozdobą tego typu księgi”. Po jedenastu tygodniach morderczej pracy przekład całego Nowego Testamentu był gotowy. Wracając w marcu 1522 roku do ogarniętej niepokojami społecznymi Wittenbergi Luter wiózł ze sobą gotowy manuskrypt tłumaczenia.
Wkrótce efekty pracy przyjaciela mógł poznać Melanchton, który całą wiosnę poświęcił na wspólne z Lutrem przygotowywanie dzieła do druku. Drukarnia Melchiora Lotthera zaczęła tłoczyć pierwsze, bogato zdobione karty już w lecie, a całość Nowego Testamentu po niemiecku (Neues Testament Deutsch) była gotowa we wrześniu. I to właśnie od daty wydania i opublikowania dzieła, co wydarzyło się 21 września 1522 roku, zaczęto nazywać ten przekład Testamentem wrześniowym. Dzieło od razu stało się bestsellerem. Już w pierwszym roku po wydaniu potrzeba było ponad 10 wydań, by zaspokoić popyt.
Praca nad starotestamentowymi księgami
Do wydania całej Biblii w języku niemieckim było jednak daleko. Praca nad przekładem Starego Testamentu były trudniejsza, bardziej czasochłonna. Dlatego już w 1522 roku powstał wokół Lutra zespół ludzi zaangażowanych w to przedsięwzięcie. Był wśród nich Melanchton, hebraista Matthäus Aurogallus, przyszły reformator Pomorza Johannes Bugenhagen. Efekty prac tego zespołu były publikowane etapami. Najpierw Pięcioksiąg, następnie Księga Psalmów, Pieśni nad Pieśniami, Księga Hioba. Komplikująca się sytuacja polityczna w Niemczech sprawiła, że kompletny przekład, tzw. Biblia Lutra ukazała się dopiero w 1534 roku. Równolegle do prac tłumaczeniowych trwały prace drzeworytnicze w pracowni Łukasza Cranacha. Był to również skomplikowany proces, w którym z wielkim artyzmem łączono w powstających obrazach dwie funkcje – ilustracyjną oraz teologiczną. Obaj reformatorzy, Luter i Melanchton, spędzali wiele czasu w pracowni Cranacha instruując jego pracowników, jak powinny wyglądać poszczególne detale, jaki przekaz teologiczny powinien trafić poprzez te ilustracje do przyszłego odbiorcy.
Walory językowe
O sukcesie Biblii Lutra zadecydował użyty w niej język. To właśnie zastosowane w tym przekładzie frazy typu „rzucać perły przed wieprze” lub „otrząsnąć pył ze stóp” weszły na stałe do języka niemieckiego. Z Lutrowego przekładu Ewangelii Mateusza (Mt 3,12) pochodzi inne znane powiedzenie: „oddzielić ziarno od plew”. Język przekładu był sugestywny, żywy, barwny i zrozumiały dla każdego czytelnika. Ponadto język ten stał się niejako wzorcem literackiego stylu dla całej późniejszej literatury religijnej: postylli, pieśni kościelnych, modlitewników, ale także dla literatury świeckiej. Słowotwórcze zabiegi Lutra i jego współpracowników spowodowały wzbogacenie języka niemieckiego o nowe, wcześniej nieznane słowa. Styl budowania zdań odpowiadał mowie i uwzględniał kaznodziejskie użycie Biblii. Budowa zdań i ich frazowanie było krótkie, sensu zdania nie trzeba było szukać dopiero na jego końcu, jak to ma miejsce w pisanej niemczyźnie. Pomagało to słuchaczom nadążać za głoszonym przez kaznodzieję Słowem Bożym, przyciągało ich uwagę, ułatwiało zapamiętywanie usłyszanego tekstu.
Bestseller za półtora guldena
Jak można było łatwo przewidzieć, Biblia Lutra stała się od razu bestsellerem. Marketingowym zabiegiem wydawcy było umieszczenie na karcie tytułowej informacji, że autorem tłumaczenia jest Marcin Luter. Wyeksponowanie nazwiska przywódcy Reformacji gwarantowało kolejnym wydawcom, że uda im się bez najmniejszego problemu sprzedać cały nakład. Kompletny Nowy Testament zaprezentowano na targach książki we Frankfurcie nad Menem we wrześniu 1522 roku. Ogromy jak na tamte czasy, bo liczący aż 3 tysiące egzemplarzy nakład w cenie półtora guldena za sztukę, rozszedł się na pniu. Cena tego bestselleru była dla ówczesnych ludzi wysoka, ale dla większości średnio zamożnych Niemców do uniesienia. Dla przykładu była to równowartość 6 dni pracy mistrza murarskiego bądź 4-5 dni pracy cyrulika. Cena ta stanowiła równowartość dwóch beczek piwa (264 l), 21 funtów masła (ok. 10 kg) lub 50 gęsi. Pełne wydanie Biblii z 1534 roku było już stosunkowo tańsze, kosztowało bowiem jedynie dwa guldeny i osiem groszy.
Przywilej i obowiązek czytania
Wydanie wrześniowego Nowego Testamentu było momentem przełomowym w historii Kościoła w Niemczech, ale jego oddziaływanie było znaczące w całej chrześcijańskiej Europie. Przełomowość tego wydarzenia polegała na tym, że instytucjonalny Kościół średniowiecza utracił wówczas monopol na mówienie ludziom, czego chce od nich Bóg. Teraz każdy chrześcijanin mógł sam to sprawdzić. Luter i inni reformatorzy wręcz go do tego zachęcali, mówiąc, że to jest nie tylko jego przywilej, ale obowiązek. Lektura Słowa Bożego miała stać się obowiązkowym składnikiem chrześcijańskiej pobożności. Dialog chrześcijanina z Bogiem mógł odbywać się już także poza budynkiem kościoła i nadzorem księdza, na własną rękę, ale też na własny rachunek. Większy zakres wolności oznaczał bowiem również większy zakres odpowiedzialności.
Książnica Cieszyńska posiada w swoich zbiorach egzemplarz z września 1522 roku. Więcej zdjęć i szczegółów można znaleźć na: www.kc-cieszyn.pl/biblia-wrzesniowa/
Tekst ukazał się w Kalendarzu Ewangelickim 2022.