miniatura

„Powiesz w tym dniu: Chcę Cię wychwalać, Panie”. Iz 12,1 (BE)

Dziękuję. To jedno z trzech tak zwanych „magicznych” słów. Tak przynajmniej słyszymy co najmniej od przedszkola. Razem z „proszę” i „przepraszam” tworzą triadę, która ma nam ułatwiać życiową wędrówkę. Czasem myślę, że faktycznie traktujemy je jak „magiczne”. Przynajmniej w odniesieniu do dziękowania, czy jak się to w religijnym kontekście częściej nazywa – dziękczynienia, do którego zachęca nas fragment z Księgi Izajasza 12,1-6.

Zdaję sobie sprawę, że słowo „magiczny”, raczej nie brzmi właściwie na łamach „Zwiastuna Ewangelickiego”. Kościół od wieków ma z magią na pieńku. W przeszłości bywało, że nierzadko w tym bardzo dosłownym znaczeniu. Kiedy jednak spojrzymy na to, co pod terminem „magiczny” rozumie nauka, jaką jest religioznawstwo, odkryjemy, że wcale nie jest ono tu aż tak bardzo nie na miejscu.

Najprostsza definicja „magii” mówi o tym, że w kontaktach z bóstwem człowiek może, za pomocą właściwych praktyk, gestów i terminów przeciągnąć owa siłę wyższą na swoją stronę. I tu zaczyna się problem, na który chciałbym zwrócić szczególną uwagę. Czy nie bywa tak, że nasze dziękczynienie sprowadziliśmy – w tym naukowym znaczeniu – do „magicznej” formuły.

Weźmy na przykład modlitwę stołową, którą rozpoczynamy i kończymy posiłki. Niestety coraz częściej jej stosowanie ograniczane jest do zainaugurowania już tylko jednej kolacji w roku – tej 24 grudnia. Gdyby każdy z nas miał odpowiedzieć na pytanie dlaczego należy się modlić przed posiłkiem, co byśmy powiedzieli? Wielokrotnie słyszałem odpowiedzi na to pytanie. Bardzo często zahaczały one o kwestię głodu na świecie, biednych dzieci gdzieś w Afryce, pół biedy jeśli szły w stronę zbudowania wdzięczności na swego rodzaju wyrzutach sumienia. Gorzej, jeśli budowały przekonanie, że jeśli tej wdzięczności braknie, to mogą zniknąć też powody do jej wyrażania.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jest to trochę przerysowany obraz. Tylko czy na pewno nie sprowadzamy wdzięczności do swoistej „magicznej” formuły. Praktyki, która winna mieć miejsce w danych okolicznościach, bo jeśli jej zabraknie to nasza sytuacja może ulec pogorszeniu?

Cały problem tkwi w tym, że wdzięczności nie da się wyuczyć. To tak jak w pewnej anegdocie o chłopcu, który został przez rodziców poproszony o doręczenie czegoś sąsiadom. W nagrodę dostał od wdzięcznej sąsiadki drobniaki, za które ładnie podziękował. „Ależ nie ma za co” – odparła sąsiadka. „Też mi się tak wydaje – miał powiedzieć chłopiec spoglądając wymownie na otrzymane monety – ale mama kazała podziękować”.

Dwunasty rozdział księgi Izajasza to zapowiedź reakcji, jaka będzie udziałem ludu, który doświadczy Bożego działania. Rozpoczynające go słowa – „Powiesz w tym dniu” –  to nie tylko formułka wprowadzająca treść dziękczynnej pieśni, ale rzeczywistość, która zaistnieje dzięki zbawczemu działaniu Boga. Gdy cofniemy się kilkanaście wierszy wcześniej odkryjemy, że jest to reakcja, na znane nam bardzo dobrze słowa „Z pnia Jessego wyrośnie gałązka, pęd wyjdzie z jego korzenia” (Iz 11,1; BE).

Wdzięczność Bogu rodzi się z poznania Dobrego, a nie ofiarowanego nam przez Niego dobra. Pokazuje nam to historia z Ewangelii Łukasza 17,11-19. Podziękować wrócił tylko ten z trędowatych, który rozpoznał, kto go uzdrowił. Reszta poszła spełnić formalny wymóg, by zostać uznanymi za uzdrowionych.

O tym mówi także apostoł Paweł: „nie otrzymaliście przecież ducha zniewolenia, żeby znowu się bać” (Rz 8,15; BE). Tam gdzie strach, tam pozostają „magiczne” słowa. Tam zaś, gdzie jest poznanie Bożego działania, tam jest także radość, która pobudza do wdzięczności. Nie dlatego, że ona cokolwiek doświadczanemu dobru dopomoże.

Chcę Cię wysławiać, Panie” tak zaczyna się hymn dziękczynny, ten zapowiedziany przez Izajasza i każdy inny. Życzę, żeby się nam chciało. Amen.

14. Niedziela po Trójcy Świętej

„Zwiastun Ewangelicki” 17/2022