miniatura

W polskiej, kościelnej, ewangelickiej rzeczywistości coraz częściej przejmuje się sformułowania, nazwy, zachowania, które tradycyjnie przypisywane są Kościołowi Rzymskokatolickiemu. Słownictwo używane powszechnie na ekumenicznych i państwowych uroczystościach z udziałem duchowieństwa różnych wyznań oraz słownictwo używane w mediach sprawiają, że i w naszym, ewangelickim Kościele pojawia się coraz więcej słów, określeń i zachowań, które kojarzone były jeszcze niedawno tylko z Kościołem Rzymskokatolickim.

Tym razem chciałbym wskazać na następujące słowa: kapłan, ordynacja i wyświęcenie na księdza. Myśląc o kapłanach, a może księżach, których się ordynuje, a może wyświęca, zacząć trzeba od sakramentów. Tematu sakramentów nie wyczerpie się w krótkim tekście – więc w wielkim skrócie.

W Kościele Rzymskokatolickim jest siedem praktykowanych sakramentów, a Kościele Ewangelicko-Augsburskim są dwa. Jednym z siedmiu sakramentów u rzymskich katolików jest sakrament kapłaństwa, między innymi dlatego, że potrzeba osoby do odprawienia mszy świętej rozumianej jako powtórzenie i uobecnienie realnie przeżywanej ofiarnej śmierci Chrystusa. Tam wyświęcenie – jak samo określenie wskazuje – czyni, że kandydaci właśnie w tej chwili stają się świętymi kapłanami. Stają się świętymi przedstawicielami, namiestnikami Boga na ziemi. Stają się kapłanami, czyli mającymi prawo powtarzać ofiarę Jezusa.

W Kościele ewangelickim mamy nabożeństwo, w którym oddajemy w modlitwie i pieśniach chwałę i cześć Bogu oraz zwiastujemy Jego Świętego Słowa. Z tego powodu jeszcze do niedawna nie wyświęcaliśmy księży, tylko ich ordynowaliśmy, bo po ordynacji nie stawali się kapłanami sprawującymi służbę przy ołtarzu i celebrującymi każdorazowo ofiarę ołtarzową. Ordynowani księża byli tylko zwiastującymi Słowo Boże i sprawującymi sakramenty. W Kościele ewangelickim ksiądz nie był – i nie jest –wyświęconym kapłanem, czyli objęty sakramentem pośrednictwa pomiędzy ludem Bożym i samym Bogiem. Jedynym pośrednikiem jest tylko Pan Jezus, który powiedział o sobie, że On jest drogą i prawdą i nikt nie przychodzi do Ojca w inny sposób, jak tylko przez Niego albo dzięki Niemu (por. J 14,6).

Kiedyś księża ewangeliccy, w tym i ja, piszący te słowa, byli ordynowani. Słowo ordynacja zawsze było rozumiane – i chyba dalej jest – jako powołanie i posłanie do służby w Kościele. Urząd ordynowanego to przede wszystkim służba kaznodziejska, czyli zwiastowanie Słowa Bożego oraz sprawowanie sakramentów. Ordynacja nie sprawia, że ordynowany staje się odmieniony, przemieniony, lepszy i bliższy Bogu, i otrzymuje dodatkowe dary pośrednictwa. Przecież księża z chwilą ich ordynowania nie stają się orzekającymi o winie i nakładającymi pokutę w imię Boga, jak dzieje się to w Kościele Rzymskokatolickim.

Nie rozumiem, co szczególnego i ważnego stało się w mniejszościowym Kościele luterańskim w Polsce, że przez całe lata historii naszego Kościoła, jeszcze 35 lat temu i jeszcze 25 lat temu, ordynowano na księży, a teraz ich się wyświęca. Albo ich się wyświęca i ordynuje łącząc te nazwy.

Wcześniej unikano słowa wyświęcenie. Panowała, jak się wydaje, akceptowana przez wszystkich zasada, że wyświęca się w Kościele Rzymskokatolickim na kapłanów i to jest w zgodzie z nauką tamtego Kościoła. Rozumienie urzędu duchownego i jego wzajemne uznanie stało się jedną z trudniejszych spraw w dyskusji międzywyznaniowej pomiędzy tymi dwoma Kościołami. I jak się wydaje, nie ma żadnego wspólnego porozumienia w tej kwestii.

Uważam, że zamienne stosowanie tych nazw podczas uroczystości kościelnych zaciera teologiczne różnice międzywyznaniowe, łamie ewangelicką tożsamość, spłyca ewangeliczną i odczytaną na nowo reformacyjną prawdę i zaciemnia prawdziwą ich istotę. To dobrze, że nie jestem wyświęconym pośrednikiem, o stopień bliższym Bogu, składającym na ołtarzu Pańskim ofiary. A jestem ordynowanym duchownym, który opowiada dobrą wieść o miłującym Bogu, dla którego jedynym pośrednikiem między nami a Nim jest Jezus Chrystus, mój Zbawiciel.

„Zwiastun Ewangelicki” 20/2021