miniatura

„Czy naprawdę zamieszka Bóg na ziemi? Oto niebiosa i niebiosa niebios nie mogą cię ogarnąć, a cóż dopiero ten dom, który zbudowałem?!”. 1 Krl 8,27

Niebo to metafora działająca na wyobraźnię. Musiała wzbudzać ogromne emocje w czasach, gdy ziemia wydawała się płaska, a nieogarnięta przestrzeń rozpościerała się tuż nad głowami. Niebo jawiło się jako nieograniczona sfera bezpieczeństwa, pokoju, wolności, ale budziło także lęk i grozę.

Współczesny człowiek wiele z tych doznań utracił. Rzadko mamy okazję spojrzeć w górę i się zachwycić. W większości miejsc niemożliwe jest podziwianie rozgwieżdżonego firmamentu, ponieważ przestrzeń nad głowami rozjaśnia światło lamp ulicznych. Rozwój lotnictwa i technologii kosmicznej zredukowały niebo do przestrzeni niemal użytkowej. Mimo to niebo wciąż zachowuje swój duchowy wymiar, ponieważ nie istnieje inna przestrzeń, która w sposób metaforyczny, a jednocześnie głęboko dotykający naszych potrzeb i emocji, wyrażałaby bliskość Boga, Jego opatrzność i naszą nadzieję na życie, które wykracza poza doczesność. I chociaż na Wniebowstąpienie Pańskie patrzymy dziś z innymi doznaniami niż nasi przodkowie, to chyba nadal tkwi w nas nadzieja, że wszystkie nasze drogi, nawet te kręte i wyboiste, kiedyś się zbiegną i osiągną cel.

Pomiędzy niebem a ziemią – tak żyje każdy chrześcijanin. Nie jest to jednak mistyczne czy marzycielskie unoszenie się nad innymi i wpatrywanie się poza granice życia. Niebo nie odrywa nas od ziemi, nie skłania do ucieczki od problemów i doświadczeń świata. Świadomość nieba to raczej zyskanie szerokiego kontekstu życia i ludzkiego powołania. Warto, a nawet trzeba, mieć tę perspektywę, ale nie można tkwić ze wzrokiem wpatrzonym w tę metaforę. Nie można w niej szukać Boga. Chrystus wstąpił do nieba, ale nie chciał, aby uczniowie zbyt długo w tym kierunku patrzyli. Oni mieli wrócić do życia i do działania. Mieli zrozumieć, że Boga nie szuka się w chmurach, ale można Go odnaleźć na ziemi, w codzienności i w obliczu drugiego człowieka – jak zwrócił uwagę ks. Dietrich Bonhoeffer. „Kto opuszcza ziemię, nie znajduje Boga” – podkreślał.

Metafora nieba scala nasze istnienie, stanowiąc jego tło i kontekst, ale w żaden sposób nie odrywa od ziemskiego życia i nie odbiera mu znaczenia. Pokazał to Jezus, który na świat przyszedł, w świecie dokonał dzieła zbawienia, w świecie – w centrum ludzkich pragnień i upadków – objawił oblicze Ojca. Mogły się spełnić marzenia wielu ludzi, w tym króla Salomona, który pragnąc bliskości Boga, budował piękną świątynię, ale jednocześnie martwił się, że żadna ludzka myśl, a tym bardziej dzieło, nie są w stanie objąć Wszechmocnego. „Oto niebiosa i niebiosa niebios nie mogą cię ogarnąć, a cóż dopiero ten dom, który zbudowałem?!” – król miał świadomość, że Boga nie da się objąć nawet najwznioślejszymi ideami.

Ale nadszedł czas, w którym Bóg dokonał czegoś niewyobrażalnego Wstępujący do nieba Syn Boży obiecał, że dzięki Duchowi jest z nami „po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 28,20). Bóg jest do odnalezienia na ziemi. Chrystus nie zabrał uczniów ze sobą. Z jednej strony wskazał im perspektywę nieba, ale jednocześnie wyraźnie zaznaczył, że to nie czas patrzenia w chmury. To czas misji i działania na ziemi. Dopóki Ewangelia o miłości Boga nie obejmie świata, dopóki istnieje podział na tych, których nazywamy bliźnimi oraz na obcych, przed którymi zamykane są drzwi, dopóty posłannictwo nie zostało wypełnione.

Można twierdzić, że w czasach lotów kosmicznych i planów kolonizacji Marsa metafora nieba zanadto kojarzy się z wyobrażeniami, jakie wynieśliśmy ze średniowiecznych malowideł. Ale prawdą jest także, że do dziś nie ma pełniejszego symbolu bliskości człowieka z Bogiem, lepszego obrazu nadziei i życia przekraczającego granicę śmierci niż niebo. Nie ma lepszego obrazu zniesienia granic, wolności, pojednania – nieskończoności i piękna. Niebo to bowiem nie miejsce w chmurach, ale życie z Bogiem. Nie tylko w przyszłości, lecz tu – gdzie On teraz jest z nami „po wszystkie dni”. Amen.

Wniebowstąpienie Pańskie

„Zwiastun Ewangelicki” 9/2021