Pierwszy raz przekroczyłam próg kościoła ewangelicko-augsburskiego wiele lat temu. Drzwi były otwarte, jakby zapraszały do wejścia.
Byłyśmy wtedy na spacerze z nieżyjącą już dzisiaj mamą i postanowiłyśmy wejść do środka. Mama miała ciotkę luterankę, tak że przekroczenie progu kościoła innego wyznania nie stanowiło dla nas żadnego problemu.
W kościele odbywał się ślub młodej pary. Było uroczyście, podniośle, ale i wesoło, radośnie. Miły obraz, zdarzenie, które nieraz obie wspominałyśmy. To przeżycie ośmieliło mnie, by jakiś czas poźniej pójść na nabożeństwo ekumeniczne.
Dołączyłam do zboru w święta, następnie doszły nabożeństwa niedzielne i tak już zostało.
Zastanawiałam się wcześniej wiele razy nad formalnym wystąpieniem z Kościoła Rzymskokatolickiego, bo drażnił mnie swoim prymitywnym upolitycznieniem. Jednak skomplikowane procedury apostazji zniechęcały mnie do podejmowania działania w tym kierunku.
Uważałam jednak, że w swoim głównym nurcie Kościół Rzymskokatolicki jest przaśny, płytki intelektualnie, oderwany od korzeni chrześcijaństwa – przynajmniej ja tak go odbierałam i odbieram nadal.
Chciałabym podziękować nieżyjącym już dzisiaj moim kochanym rodzicom za wolnościowy dom. Dzięki nim mam odwagę być krytyczną, wątpiącą. Iść przez życie świadomie, mieć swoje zdanie i własne poglądy. Przejście na ewangelicyzm, na luteranizm to nie jakaś „eureka!”, to nie chwilowa egzaltacja czy kaprys. To wieloletni proces płynący z prawdy i osobistego przekonania.
* imię i nazwisko autorki zmienione
„Zwiastun Ewangelicki” 7/2021