miniatura

„Gdyż dziś narodził się wam Zbawiciel, którym jest Chrystus Pan, w mieście Dawidowym”. Łk 2,11

W ostatnich miesiącach ciągle słyszymy, że nasza codzienna egzystencja znalazła się w cieniu pandemii. Praca, nauka, wakacyjny wypoczynek, a także kościelne uroczystości, nabożeństwa, a nawet dni świąteczne – to wszystko w minionych dziewięciu miesiącach zostało zdeterminowane przez wirusa o złowrogiej nazwie SARS-CoV-2.

Także tegoroczny adwent i przygotowania do świąt były odmienne: przepełnione innego rodzaju troskami i lękami niż zwykle. Nie było tak intensywnych odwiedzin domowych oraz w domach opieki, różnego rodzaju spotkań, adwen­tówek, uroczystych posiedzeń rad parafialnych i innych gremiów, jarmarków adwentowych, jasełek, przedstawień dla dzieci, a nawet, w wielu miejscach, tygodniowych nabożeństw. Chyba jednak najbardziej dotkliwie ten czas zapamiętają ci, których dopadła całkiem nieznana do niedawna choroba, a na pewno też ci, którzy z nią tak heroicznie walczyli i wciąż walczą.

A święta – czy pozwolimy, by i one znalazły się pod wpływem wszechobecnej w naszych umysłach i sercach atmosfery pandemii? Może to teraz jest właśnie czas, by rozpoznać, co jest ważne, a co najważniejsze? By naprawdę zatrzymać się, złapać oddech i zapytać się samego siebie: Co to znaczy, że Jezus Chrystus narodził się w Betlejem, w mieście Dawidowym?

Co roku zadajemy sobie to pytanie, staramy się lepiej lub gorzej odnieść to obiektywne wydarzenie sprzed ponad 2000 lat do realiów naszego życia, do egzystencjalnych pytań, jak też szerzej, do atmosfery intelektualnej naszej epoki, czyli ducha czasów. I po raz kolejny, jak co roku, po wigilijnym nabożeństwie zasiadamy do zastawionych i przystrojonych stołów, by najpierw zmówić modlitwę, potem złożyć sobie życzenia, a potem cieszyć się z pysznie i obficie przygotowanych potraw. A dalej już rozmowy przy świątecznym stole i radość z prezentów. I podobnie w pierwszy i drugi dzień Bożego Narodzenia. Taka wręcz świąteczna rutyna, a na pewno rytuał – jak co roku, czyli jakby nie w cieniu pandemii. Ale czy w cieniu przychodzącego do nas Pana?

Biblijne świadectwo, zwłaszcza to zapisane przez ewangelistę Łukasza, nasze myśli i działania prowadzi w innym kierunku, nie w świątecz­ny czar zwyczajów i rytuałów. Ten piękny wiersz z Godowej Ewangelii znajduje się w samym środ­ku opowieści o pasterzach z betlejemskich pól. Słowo wypowiedziane przez anioła ukazuje, że nasz, ludzki czas nagle się zatrzymał: „Gdyż dziś…” Właśnie teraz, właśnie tu, narodził się Zbawiciel całego świata. To kosmicz­ne wydarzenie realizujące się w prowincjonalnym Bet­lejem powinno przyćmić wszystkie nasze troski, problemy, py­tania. Wszyst­ko, co nam ciąży, powinno stać się nagle nieistotne, bo Świa­tłość przyszła na świat. Niepojęty Bóg wkroczył w naszą codzienność, w nasze szare, ponure dni.

On chce uczynić naszą doczesność zupełnie inną. On chce, by w naszym życiu zajaśniała prawdziwa nadzieja na lepszą przyszłość. On chce nas uratować, uleczyć, wybawić, zbawić – bo to właśnie znaczy greckie słowo zawarte w mesjańskim tytule tego, który się narodził. Soter – Zbawiciel, to ten, który przynosi nam realny dar, nie tylko obietnicę. W Nim wypełniają się wszystkie starotestamentowe proroctwa, także te, które dotyczą miasta Dawidowego, w którym miał się narodzić wyczekiwany Pomazaniec.

To właśnie jest naszym udziałem i to On powinien zawładnąć naszymi umysłami i sercami. Nie pandemia, nie wypełnie­nie świątecznych zwyczajów, nie 12 potraw, nie prezenty i życzenia, a nawet nie śpiewanie kolęd! Poddać się Jego panowaniu, ulec Mu, znaleźć się w Jego bezpiecznym cieniu, dać Mu się uratować, zbawić! To niby tak mało, a jednak to takie trudne. Dla wielu to wciąż niemożliwe: wyzwolić się z egocentryzmu, dać się Mu uleczyć ze wszystkich naszych lęków, cho­rób, kompleksów, obaw, trosk, pożądań czy też snów o potędze. Wystarczy pozwolić dzia­łać Zbawicielowi, to niby tak niewiele, a jednak dla wielu zbyt dużo. Amen.

Święto Narodzenia Pańskiego

„Zwiastun Ewangelicki” 24/2020