a1

„A oto mąż, imieniem Zacheusz, przełożony nad celnikami, człowiek bogaty, pragnął widzieć Jezusa, kto to jest, lecz nie mógł z powodu tłumu, gdyż był małego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wszedł na drzewo sykomory, aby go ujrzeć, (…). A gdy Jezus przybył na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: Zacheuszu, zejdź śpiesznie, gdyż dziś muszę się zatrzymać w twoim domu. (…) A widząc to, wszyscy szemrali, mówiąc: Do człowieka grzesznego przybył w gościnę. Zacheusz zaś stanął i rzekł do Pana: Panie, oto połowę majątku mojego daję ubogim, a jeśli na kim co wymusiłem, jestem gotów oddać w czwórnasób”. Łk 19,2-8

Być samotnym w tłumie ludzi. Pewnie wielu z nas się to przydarzyło. Właśnie coś takiego przeżywa Zacheusz, przełożony nad celnikami, człowiek sukcesu, zamożny, na kierowniczym stanowisku. W tłumie czekającym na Chrystusa jest sam. Niczego nie może dostrzec, bo jest niski, ale nie próbuje przejść pomiędzy innymi ludźmi. Z nikim nie rozmawia, nie prosi, by go przepuścili.

Sukces, który osiągnął, jest przyczyną jego samotności. Celnikami powszechnie pogardzano. Zbierali podatki dla władzy okupacyjnej, czyli dla Rzymian, dlatego byli uważani za zdrajców i kolaborantów. Sytuacji nie poprawiał fakt, że celnik nie dostawał wynagrodzenia – sam miał zebrać tyle, żeby wystarczyło i na podatek należny Rzymowi, i na jego utrzymanie. Jak można się domyśleć, rodziło to nadużycia. A Zacheusz to przełożony nad celnikami, czyli w społecznym odbiorze szef wśród zdrajców, grzesznik nadzwyczajny, podlec i kanalia. Ludzie tacy jak on nie żyli w społeczeństwie, tylko obok (por. Łk 3,12-13). Z tego powodu Zacheusz nawet nie próbował przeciskać się przez tłum. Oni byli dla niego obcy, a on dla nich. Zacheusz inaczej osiągał swoje cele i teraz robi to jeszcze raz. Spojrzy ponad głowami ludzi. Wchodzi na drzewo, ponad tłum.

I w tym momencie coś się zmienia. Przychodzi ten Chrystus, którego chciał zobaczyć, ale zobaczenie go, spotkanie się z nim, każe mu złamać ten schemat. Bo Chrystus staje pod drzewem, na które wszedł Zacheusz, które dawało mu perspektywę, ale i odseparowywało, z którego widział świat ponad głowami innych ludzi. Jezus mówi: „Zacheuszu, zejdź”. Więcej! Nie tylko każe mu zejść z sykomory, ale jeszcze oznajmia, że się u niego zatrzyma. On, Nauczyciel, człowiek witany przez tłumy, chce zadawać się z nim, szefem wśród zdrajców, grzesznikiem i kanalią. Mur samotności zbudowany z pogardy pęka, pojawia się w nim wyłom. Chrystus potraktował Zacheusza jak zwykłego człowieka.

Reakcja tłumu nie jest przychylna. Szemrają. Nie ma co się dziwić. Przyjęcie gościny u kogoś takiego, jak Zacheusz, to współudział w jego zbrodniach. Zacheusz w oczach ludzi był złodziejem kradnącym w świetle prawa stanowionego przez rzymskich okupantów, ale przeciw Prawu Mojżeszowemu. To, co przełożony nad celnikami posiadał, było wynikiem jego kolaboracji, zdrady i podłości, a Chrystus miałby być teraz gościem w jego domu?!

Napięcie jest wyczuwalne. Jednak to nie Chrystus reaguje. Robi to Zacheusz. Już nie patrzy ponad głowami innych ludzi. Ściągnięty z drzewa, potraktowany jak człowiek, słyszy szemranie ludzi wokół… i przejmuje się! Rozpoznaje swoje błędy, chce przełamać barierę oddzielającą go od reszty społeczności. Mówi: „Panie, oto połowę majątku mojego daję ubogim, a jeśli na kim co wymusiłem, jestem gotów oddać w czwórnasób”. Zacheusz robi coś dla najsłabszych członków społeczności, jest gotów odpokutować i spróbować zadośćuczynić tym, których skrzywdził. Już nie patrzy ponad głowami ludzi, ale staje się częścią wspólnoty.

Czy dzisiaj my przypadkiem nie siedzimy na gałęzi? I czy wiemy o tym? Żyjemy w świecie wielkich nierówności, wyzysku gospodarczego na skalę lokalną i globalną, przemocy i kryzysu klimatycznego. Wszyscy w pewien sposób jesteśmy Zacheuszami na gałęzi, żyjącymi obok problemów innych. Pod naszym drzewem stoi ten natrętny Chrystus ze swoim przykazaniem miłości i mówi: Zejdź. Nie bądź obojętny. Działaj. Amen.

14. Niedziela po Trójcy Świętej

„Zwiastun Ewangelicki” 17/2020