miniatura

– rozmowa z Bożeną Wolą, prezeską Fundacji Pszczoła

Mówi się, że pszczoły są doskonałym dziełem Pana Boga, czy to rzeczywiście taki cud natury?

Pszczoły są bardzo ważnym elementem natury. Wiele gatunków roślin nie mogłoby się rozmnażać i owocować, gdyby nie było zapylaczy. Nie ustalałabym jednak jakiejś hierarchii Bożego stworzenia – wszystkie gatunki są potrzebne i ważne. Dla kogoś pies może być najwspanialszym zwierzęciem. To trzeba wyważyć, bo Ziemia to miejsce, gdzie żyją też ludzie i przesada w każdą stronę jest niewłaściwa. Ja jestem człowiekiem środka i uważam, że troszcząc się o powierzony nam świat, trzeba zachować właściwe proporcje.

Podobno jednak od pszczół możemy się wiele nauczyć.

Pszczela rodzina jest modelem, na którym możemy uczyć się współodpowiedzialności. Żadna pszczoła miodna nie jest w stanie żyć sama. Razem natomiast tworzą superorganizm. Są trzy rodzaje pszczół ze względu na wypełniane role – matka pszczela, robotnice i trutnie. Matka, odpowiedzialna za rozród, wydziela też specjalny hormon, którym pachną wszystkie pszczoły. Rozpoznają go i dzięki temu nigdy nie pomylą swojego ula. Robotnice wykonują wszelkie prace, a rolą trutni jest zapłodnienie matki, czyli królowej, w chłodne dni zajmują się też ogrzewaniem czerwi.

Jeśli z kolei spojrzymy na robotnicę – to mamy przykład, jak stale się doskonali. Ona całe życie się uczy kolejnych działań, w uproszczeniu – najpierw karmi młodsze larwy, gdy wykształci się u niej specjalny narząd, karmi mleczkiem mniejsze pszczoły, potem zostaje strażniczką, a na końcu zbiera nektar. Pracuje wytrwale, ale też odpowiednio wypoczywa, żeby móc działać skutecznie. Można by powiedzieć, że w pewien sposób etos pracy jest w tym widoczny.

A skąd pani zna się na pszczołach?

Mój tata miał pasiekę, niedużą, ale jako dziewczynka spędzałam w niej z tatą sporo czasu. I z braćmi – teraz obaj mają w Drogomyślu duże pasieki nastawione na produkcję miodu. Przez pewien czas pracowałam z nimi, aż w pewnym momencie stwierdziłam, że chcę mieć własną pasiekę. I mam, w Pile, gdzie mieszkam od 19 lat, ale nie po to, żeby wydobywać z niej miód, tylko żeby pokazywać ludziom, jak żyją i pracują pszczoły. W ciągu sezonu one zjadają około stu kilogramów miodu i to, co zbiorą, to jest dla nich. Miodobrania robię sporadycznie – i edukacyjnie, żeby pokazać, jak się to robi, jak pachnie ul. Dla dzieci to niezwykłe doświadczenie, dla starszych osób to z kolei sentymentalny powrót do przeszłości, bo na przykład dziadkowie hodowali pszczoły.

Dawniej tych uli widywało się więcej. Czy teraz pszczelarzy jest mniej, czy może prawdą jest, że pszczoły wymierają? I że gdy znikną pszczoły, to wkrótce zginą ludzie?

Może to ma związek ze zmianą struktury pasiek w Polsce, dawniej bywały one mniejsze, teraz liczą po kilkaset uli. Faktem jest też, że członkowie Polskiego Związku Pszczelarskiego, do którego i ja należę, to w większości starsi panowie i rzadko kolejne pokolenia przejmują pasję dziadka. Z drugiej strony pojawił się nowy duch, ludzie się interesują, dowiadują, zakładają maleńkie, ale własne pasieki.

Natomiast ten powtarzany często cytat, że gdy wymrą pszczoły, za kilka lata wymrą ludzie, ma tylko pewne podstawy. Jedna trzecia naszego pożywienia związana jest w różny sposób z pracą pszczoły miodnej. Można więc sobie wyobrazić, że jeśli nie będzie pszczół, nie będzie też tej ilości pożywienia, a w najgorszym scenariuszu – nie będzie też jednej trzeciej ludzi. Nie wiemy do końca jakie będą konsekwencje, wiemy na pewno, że będzie głód.

Czy możemy starać się jakoś tej smutnej wizji zapobiegać?

To nie jest takie proste, bo wynika ze zmian w rolnictwie. Kiedyś były poletka oddzielone miedzami z różnorodnymi uprawami. Dziś mamy uprawy przemysłowe. Weźmy taki rzepak, który jest świetnym tzw. pożytkiem dla pszczół przez 2-3 tygodnie, ale gdy przekwitnie, w tym miejscu powstaje pustynia. Pszczelarze przenoszą wtedy swoje ule z pszczołami miodnymi w miejsca, gdzie kwitną kolejne rośliny. Dla dzikich zapylaczy to jest wielki problem. A oprócz braku pożywienia, brakuje im też schronienia, tych miedz, gdzie one mogły żyć i rozmnażać się. Spośród 476 gatunków pszczół, które żyją w Polsce, większość to gatunki wiosenne – wówczas jest największa potrzeba zapylania, żeby z kwiatów mogły powstać owoce. Zapylacze, zanim skończą swój cykl życiowy, składają jajeczka – i one gdzieś muszą się rozwijać, przetrwać do wiosny – a tu nie ma gdzie.

Największe zagrożenie wymieraniem dotyczy więc dzikich zapylaczy. Jednak wymieranie pszczół miodnych też jest widoczne ze względu na różne choroby czy pasożyty, z którymi walczymy, nie zawsze skutecznie. Na przykład w latach 80. ubiegłego wieku z terenu Indii został przywleczony pasożyt, pajęczak, który karmi się ciałem pszczół. Owszem, są preparaty, które go zwalczają, ale nie wszyscy pszczelarze sobie z tym radzą.

Z inspiracji pszczołami narodził się pomysł założenia fundacji.

Początkowo chcieliśmy tylko pszczoły brać za wzór w naszej współpracy, systematycznej i wspólnej realizacji pozytywnych działań na rzecz lokalnej społeczności. Nastawialiśmy się na działania integracyjne, międzypokoleniowe, m.in. dzięki temu powstał przy parafii w Pile klub gry w bule. Mieliśmy wiele społecznych projektów, mało czasu na ich realizację. Postanowiłam zająć się więc fundacją na pełny etat. Gdy Fundacja Pszczoła rozpoczynała istnienie, ustaliliśmy, że efektem naszej pracy ma być coś potrzebnego, zdrowego i miłego. Z czasem – a działamy już drugi rok – pszczoły, ich dobrostan, stały się treścią naszej działalności.

Ul pomalowany przez dzieci, fot. Fundacja Pszczoła

Fundacja, której jest pani prezeską, zachęca do różnych działań na rzecz pszczół i zarazem w interesie ludzi.

Rzeczywiście, zależy nam na kształtowaniu właściwych zachowań, które mają wpływ na środowisko. Prowadzimy różne warsztaty z dziećmi i młodzieżą, zachęcamy też osoby prywatne do budowania hotelików dla pszczół samotnic i do zakładania kwietnych łąk. To propozycja szczególnie dla rodzin, które mają ogrody. Odpowiednio dobrane nasiona roślin, które zakwitają w różnych terminach, po kolei, zapewniają pożywienie pszczołom, motylom i długo pozwalają cieszyć wzrok barwną łąką.

Lubimy zwykle angielskie trawniki, warto jednak zostawić jakąś część ogrodu w stanie dzikim. Niech tam wśród tych starych liści, odpadłych gałązek żyją sobie owady, jeże, małe gryzonie. Prawdziwą ozdobą mogą być także hoteliki dla zapylaczy, można do tego wykorzystać różne skrzynki, trzcinę, szyszki, nawiercane drewno. Poukładane odpowiednio stworzą przestrzenie, w których będą mogły żyć dzikie zapylacze. Na przykład wiosenne pszczoły murarki, które w poszukiwaniu nektaru mogą latać tylko w promieniu dwustu metrów. Warto też przygotować poidełko – płytkie naczynie z kawałkami mchu, patyków i kamyczków, na których będą mogły przysiąść spragnione pszczoły, trzmiele i inne owady. Taki hotelik dla pszczół murarek i poidełko mamy też na terenie parafii ewangelickiej w Pile. Czyniąc to wszystko stwarzamy klimat przyjazny innym stworzeniom i możemy tę katastroficzną wizję, o której tu była mowa, oddalić.

A jak godzi pani obowiązki pastorowej pilskiej parafii luterańskiej i prezesa fundacji?

Bardzo lubię dzieci i chyba z wzajemnością, dlatego w parafii zajmuję się szkółkami niedzielnymi w czasie nabożeństw. Staram się tak organizować spotkania, żeby niedziela była dla domu i dla parafii. Angażuję się też w działanie chóru, ponieważ wielką przyjemność sprawia mi śpiewanie, a nasi chórzyści są sympatycznymi, ciepłymi ludźmi z dużym dystansem do siebie i świata, atmosfera jest bardzo przyjemna. Sporo znajomych z chóru i parafii angażuje się również w działania fundacji, pomagają w budowie pasieki społecznej zarówno swoją pracą, swoim czasem, jak i finansowo.

Niedawno na naszych łamach pisaliśmy, że chcecie założyć w Pile ogród i pasiekę społeczną. Pasieka w mieście – czy to ma sens?

Pomysł wziął się z naszej pracy warsztatowej. Zazwyczaj dojeżdżamy do szkół czy przedszkoli i tam tworzymy ogródki, a pszczoły zabieramy w oszklonych ulach prezentacyjnych. Pasieka i ogród, które już powstają we współpracy z Nadnoteckim Instytutem Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Pile, na terenie byłego lotniska wojskowego, poszerzą nasze możliwości edukacyjne. To będzie miejsce pracy, gdzie uczestnicy warsztatów będą mogli poczuć się pszczelarzami, zajrzeć do ula, uczestniczyć w jego przeglądzie, poznać życie pszczół.

Jeśli chodzi natomiast o miód z miejskich pasiek, to jest on bardzo wartościowy. W mieście nie ma monokultury upraw – w Pile na przykład jest 21 ogródków działkowych. To znaczy, że ten pożytek, czyli rośliny, które dają nektar i pyłek kwiatowy, są różnorodne i dostępne cały czas. Sprzyja to m.in. jakości wytwarzanego miodu.

Z czym jeszcze będzie można zapoznać się w tym kompleksie ogrodowym?

W dużym skrócie: w ogrodzie chcemy pokazać różne urządzenia proekologiczne, które można w prosty sposób zorganizować w domowych warunkach. Będą zbiorniki na wodę deszczową do podlewania, będzie pokazane, jak właściwie założyć kompostownik, projektujemy pas roślinności tzw. taśmę pokarmową dla pszczół, wysialiśmy już łąkę kwietną. Będą też grządki permakulturowe, czyli imitujące naturalne warstwy gleby, przetrzymujące wodę i niewymagające nawożenia. To ważne ze względu na coraz częstsze susze. Poza tym będzie zielony dach z miododajnym rozchodnikiem, obniżający temperaturę. Będziemy rozwijać różne formy apiterapii – oddziaływania na organizm produktami pszczelimi, będzie też domek do inhalacji. Całość będzie monitorowana i oświetlona – dzięki energii pozyskiwanej z paneli słonecznych.

To ogrom pracy i spore przedsięwzięcie także pod względem finansowym.

Ogłosiliśmy społeczną zbiórkę na portalu www.wspieram.to/pszczola i jesteśmy bardzo zadowoleni z jej wyników. W pierwszym etapie uczestniczyło w niej kilkaset osób i zebraliśmy 20817 zł. Dodatkowo od portalu dostaliśmy nagrodę w wysokości 3000 zł za najlepiej przygotowany projekt. Realizujemy go etapami – w lipcu oczyściliśmy i ogrodziliśmy teren. Przyszło około stu osób, które społecznie wykonały mnóstwo pracy. Dzieciaki w tym czasie malowały pierwsze ule. Wykonano prace instalacyjne, została już nawieziona ziemia i posadzono drzewa. W pierwszym ulu już zamieszkały pszczoły.

Dopiero zaczynamy, a już spotkaliśmy wspaniałych ludzi, którzy tak samo jak my uważają, że świat można zmieniać sercem, głową, portfelem, darowaną pracą i czasem, radą i dobrym słowem.

rozmawiała Magdalena Legendź

„Zwiastun Ewangelicki” 15-16/2020