miniatura

„A wszedłszy do świątyni, zaczął wypędzać sprzedawców, mówiąc do nich: Napisano: I będzie mój dom domem modlitwy, wy zaś uczyniliście z niego jaskinię zbójców. I nauczał codziennie w świątyni. Arcykapłani zaś i uczeni w Piśmie, a także przedniejsi z ludu szukali sposobności, by go zgładzić”. Łk 19,45-47

Jezus wywraca stoły bankierów i handlarzy. Niektóre komentarze Nowego Testamentu, określają moment tego wydarzenia na dzień po Niedzieli Palmowej. Tydzień przed Paschą – musiał być dla nich czas świetnych interesów. Historyk rzymski Józef Flawiusz napisał, że w roku 70 w Jerozolimie na święto Paschy złożono w ofierze 255 tysięcy jagniąt. Dwieście pięćdziesiąt pięć tysięcy! To, co działo się na Dziedzińcu Pogan, musiało przypominać wielkie zoo z tysiącami zwierząt i ludzi. Handlowano przy okazji czym popadnie, a nawet, jak poda­je kronikarz, w najlepsze uprawiano hazard. Zasadą było wymienianie pieniędzy na szekle, zakup bonu u kapłana i wymiana tego bonu na zwierzę, które stało w zagrodzie. Następnie udawano się do tzw. Przedsionka Izraelitów, czyli właściwie do rzeźni, w której kapłani non stop zabijali i spalali część zabitego truchła. Flawiusz pisze, że nad Jerozolimą nieustannie unosił się zapach palonego tłuszczu.

Jezus, który – o czym często zapominamy – przynosi Nowe, zupełnie różne od Starego, właśnie wtedy w świątyni dokonuje swojej kolejnej epifanii, czyli objawienia. Czytamy, że kręci bicz. To ważne. To znaczy, że nie było to działanie w afekcie. Robił to na zimno i z premedytacją! Dlaczego? W poniedziałek, dzień po swoim hucznym wjeździe do Jerozolimy, Jezus już wie, że ludzie są gotowi oglądać cuda, dotknąć Zbawiciela, ale kompletnie niczego nie rozumieją. Nie zmienili myślenia! Prawo, tradycja i przyzwyczajenie są ciągle silniejsze. Miast iść i wydawać owoce miłosierdzia i służby, ludzie czasu Jezusa wolą skrupulatnie i bezmyślnie wykonywać drobiazgowe religijne przepisy i mnożyć ofiary. Miast żyć wolnością podarowaną przez Zbawiciela, będą wydawać tomiska opisujące, jak zjeść plasterek kiełbasy w piątek, by nie narazić się Bogu. Jezus już wie, że „Hosanna!” z poprzedniego dnia brzmi pusto i fałszywie.

Ludzie czasu Jezusa, czy może ludzie wszystkich czasów? Myślę, że to w ten pierwszy w historii Wielki Poniedziałek musiało dotrzeć do Nauczyciela z Nazaretu, że choć przyszedł do swoich, to swoi go nie przyjęli. I że ta historia musi mieć jeden finał, że napięcie między Nowym a Starym spowoduje, że Zbawiciel zostanie zabity.

Dla wszystkich, którzy kojarzą Jezusa z ciepłem, do którego można się przytulić po zbyt bliskim kontakcie z prozą życia, ta scena jest jak zimny prysznic. Ten dzień był w ogóle niezwykły. Zanim Jezus „z przytupem” wtargnął do świątyni, miał przed południem spowodować uschnięcie figowca, który nie zaspokoił swoimi owocami jego głodu, choć ewangelista podaje, że nie był czas na figi (por. Mk 11,13). Przekląć drzewo, tylko dlatego, że trzyma się ustalonego czasu wegetacji?

Choć wydawałoby się nam, że obraz Mistrza z Nazaretu jest niespójny, że raz w swej łagodności „trzciny nadłamanej nie dołamie” (Iz 42,3), a innym razem ostro powie o plewach przeznaczonych na spalenie, to jednak ta różnorodność przekazu jest komunikatem realnego Boga, który ma wiele wymiarów i absolutną autonomię względem człowieka. Tym różnił się Jezus od polityków, działaczy i hierarchów wszystkich czasów, że nie musiał nikomu schlebiać ani liczyć głosów czy zabiegać o zwolenników, którzy za chwilę zagłosują tak lub inaczej. I jeśli chce, abyśmy wydawali owoce, to możemy i powinniśmy to robić, choćby wydawałoby się nam, że nie potrafimy i że jeszcze nie czas.

Bogiem, także wcielonym, naprawdę nie targają emocje. On nie może i nie jest od niczego zależny. Także od naszych zachowań. Zapytamy, cóż nam pozostaje? Szukać Go i tęsknić za Nim. Żyć tęsknotą, którą On w swej autonomii wypełnia. Amen.

10. Niedziela po Trójcy Świętej

„Zwiastun Ewangelicki” 15-16/2020