miniatura

„Któż jest, Boże, jak Ty, który przebaczasz winę, odpuszczasz przestępstwo resztce swojego dziedzictwa, który nie chowasz na wieki gniewu, lecz masz upodobanie w łasce? Znowu zmiłuje się nad nami, zmyje nasze winy, wrzuci do głębin morskich wszystkie nasze grzechy. Ty okażesz wierność Jakubowi, łaskę Abrahamowi, jak pod przysięgą obiecałeś naszym ojcom za dawnych dni”. Mi 7,18-20

 

Dwunastu tzw. mniejszych proroków Starego Testamentu to dobre pytanie na egzaminie konfirmacyjnym. Ozeasz, Joel, Amos, Abdiasz, Jonasz, Micheasz, Nachum, Habakuk, Sofoniasz, Aggeusz, Zachariasz, Malachiasz – wymieniam z pamięci, bo to jest dla mnie łatwiejsze niż dwanaście pokoleń Izraela czy dwunastu apostołów. Jakąś dwunastkę trzeba znać.

Ks. Tomasz Bruell sugerował kiedyś, że mali prorocy są jak deserowe łyżeczki na obrusie w niedzielnej zastawie: zapowiadają wielkie i pyszne desery. Zatem w niedzielę po wielkich daniach – dniach: dniu wspomnienia św. Jana Chrzciciela, dniu Pamiątki Wyznania augsburskiego i przed dniem apostołów Piotra i Pawła, tak możemy zaczynać nasze rozważanie. Ważne są dania główne, ale nie lekceważmy małych proroków. Nie są wcale mali, tylko zamknięci w krótszych zwojach Pisma.

Jako młody kelner i kierowca przy ks. Tomaszu Bruellu, dosypując szóstą łyżeczkę cukru do herbaty, pomyślałem, że może tych 12 małych proroków to dwanaście armatek, którymi Pan Bóg strzela w nasze sumienie, bo ci prorocy prawie zawsze krzyczą o tej naszej ludzkiej niesprawiedliwości.

Jeśli zatem owa dwunastka to Boże armatki, to Micheasz jest prawdziwym pershingiem. Jęczy i narzeka, chodzi bosy i nagi, ale strzela słowami poezji i sądu jak potężny czołg czy rakieta: „Czy nie waszą rzeczą jest znać prawo? Lecz wy nienawidzicie dobrego, a miłujecie złe. Zdzieracie z nich skórę i mięso z ich kości. Jecie mięso mojego ludu, zdzieracie z niego skórę i łamiecie jego kości; krajecie to tak, jak mięso w garnku i jak pieczeń na patelni. Będziecie kiedyś wołać do Pana, lecz On was nie wysłucha” (Mi 3,1-4).

Oczywiście jego słowa uznano za złowieszcze krakanie, lecz wolał prorokować słowa o Bożym sądzie niż wyrokować o winie czy innych trunkach, jakby był youtuberem tematów lekkich, przyjemnych i popularnych. „Do złego mają zgrabne dłonie: Urzędnik żąda daru, a sędzia jest przekupny; dostojnik rozstrzyga dowolnie – prawo zaś naginają. (…) Lecz nadchodzi dzień wypatrzony przez twoich stróżów, twoje nawiedzenie; wkrótce nastąpi przerażenie” (Mi 7,3-4) – wołał. Micheasz nie został degustatorem rozkoszy ziemskich, ale poetą, którego słowa znalazły się w użyciu w naszych liturgiach i języku wyobraźni zarówno Bożego Narodzenia, jak i Wielkiego Postu: „Betlejem Effata”, „Ludu mój!”, „Miecze na lemiesze”, „Oznajmiono ci, człowiecze” – to wszystko z jego księgi.

Zupełnie niezwykłe jest u tego Bożego pershinga połączenie bezwzględnego sądu Bożego z obietnicą łaski i Ewangelii. Tyle razy woła „biada” oraz „nikt się nie uratuje”, ale na końcu zawsze jest jakaś „resztka”, jacyś uratowani, którzy mogą liczyć na przebaczenie i miłosierdzie. A my, współcześni, z trwogą i z drżeniem, chcemy widzieć siebie w tym szczęśliwym gronie zbawionych. Takie to skoki i wahania: od Zakonu do Ewangelii oraz z piekła do nieba ma dla nas ten „szósty z dwunastu” prorok mniejszy.

Piękne i przerażające jednocześnie jest Micheaszowe widzenie odpuszczenia grzechów, których nie da się tak po prostu usunąć, wyprać i sprawić, żeby zniknęły, jak uparta plama z koszuli. Bóg potrzebuje oceanu, żeby utopić winę zbawionych. Nie jest to zatem mały problem, lecz ogrom win ludzkości: „Znowu zmiłuje się nad nami, zmyje nasze winy, wrzuci do głębin morskich wszystkie nasze grzechy”.

Nastała niedziela z proroctwem o sile rakiety i niedziela z Ewangelią, jak kosmiczna Miłość – niedziela o synu marnotrawnym i miłosiernym Ojcu. Niedziela o zbuntowanych dzieciach i cierpliwym Bogu w Jezusie Chrystusie. I jakże słodki to deser po menu Jana Chrzciciela. Amen.

3. Niedziela po Trójcy Świętej

„Zwiastun Ewangelicki” 12/2020