– powszechne kapłaństwo wiernych
Słowa bardzo łatwo tracą swoje znaczenie i pozostają tylko ciągiem liter i brzmieniem, które nie mają większego związku z rzeczywistością. Przykładem takiego procesu jest zmiana znaczenia głęboko biblijnych określeń „brat i siostra w wierze”. Czy rzeczywiście te określenia wypływają z głębokich relacji pomiędzy ludźmi wierzącymi, czy też są stosowane zwyczajowo, bez refleksji i namysłu? Obawiam się, że ta druga możliwość przeważa.
Podobnie stało się z luterańskim określeniem „powszechne kapłaństwo wiernych”, które swego czasu wywołało rewolucję kościelną i społeczną. Było wręcz sztandarowym hasłem, wynikającym z reformacyjnego odkrycia łaskawego Boga w Jezusie Chrystusie dla wszystkich ludzi, bez wyjątku. Dzisiaj jest nierzadko sprowadzane do możliwości czytania tekstów liturgicznych w trakcie nabożeństwa przez świeckich czy też do kilku innych, wydzielonych czynności. Trudno jest dopatrzyć się tej siły, która jak dynamit rozsadzała późnośredniowieczne zachodnioeuropejskie struktury kościelne i społeczne.
Reformatorzy nie znieśli statusu kapłanów
W rzymskokatolickim kontekście przyzwyczailiśmy się do podziału ludzi wierzących na „świeckich i duchownych”, które nawet niejeden ewangelik wiąże z jakimś stopniowaniem uduchowienia. Podąża to za pewną naturalną intuicją, że duchowny, czyli kapłan, jest bliższy Bogu, sprawom duchowym i pobożności, a „zwykły wierzący” jest zbyt mocno zanurzony w rzeczywistości codziennej świata i walki o przetrwanie, żeby być blisko spraw duchowych. Czy jest to jednak do pogodzenia z przesłaniem luterańskiej nauki opartej na lekturze Nowego Testamentu? Absolutnie nie.
Szczególnie celne podsumowanie tego, kim jesteśmy jako wierzący, luteranie widzą w wersecie z 1. Listu Piotra 2,9: „Ale wy jesteście rodem wybranym, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem nabytym” [podkreślenie autora].
Reformatorzy nie znieśli statusu kapłanów i duchownych, tylko przywrócili nowotestamentową naukę o tym, że każda osoba ochrzczona i wierząca w Jezusa jako Zbawiciela jest stanu duchownego, jest kapłanem. To oznacza, że nie ma już podziału na „świeckich” i „duchownych”, tylko wszyscy są duchownymi i kapłanami. Dlaczego? Dlatego, że „uważamy bowiem, że człowiek bywa usprawiedliwiony przez wiarę” (Rz 3,28). Wiara w zbawcze znaczenie śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa za nasze grzechy to największy dar, jaki możemy dostać. W Chrystusie jesteśmy przecież nazwani dziećmi Bożymi i to nie jest pusta metafora, tylko próba oddania głębi tego, co się stało – i to właśnie z tego powodu powinniśmy przyjmować innych jako braci i siostry, jako duchowe rodzeństwo.
Więcej niż Chrystusa mieć nie można
Każdy ochrzczony wierzący żyje dzięki Jezusowi i w Nim, jak napisał apostoł Paweł: „żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie” (Ga 2,20). Nie może być stopniowania, bo więcej niż Chrystusa mieć nie można, więcej niż to, co On daje tym, którzy wierzą w Słowo Boże i obietnice. Apostoł Paweł we wstępach do swoich listów świętymi nazywa wszystkich wierzących w Jezusa Chrystusa! Wszyscy czerpiemy z tego samego źródła i żyjemy tym samym Słowem Boga, które przybrało ciało, Synem Bożym, który jest obecny tam, gdzie ludzie gromadzą się w jego imieniu (por. Mt 18,19-20).
Chrystus jest tylko jeden
Co w takim razie oznacza powszechne kapłaństwo wierzących? Zadaniami kapłana było pośredniczenie pomiędzy ludem a Bogiem, modlitwa wstawiennicza za lud, realizacja specjalnego powołania i interpretacja Pisma Świętego. Te sprawy wykraczały poza kompetencje i prawa zwykłych wiernych.
Dla wierzących pierwszym i najważniejszym kapłanem jest Jezus Chrystus, który ofiarował samego siebie Bogu (Hbr 4,14-16). Tym samym stał się jedynym pośrednikiem pomiędzy Bogiem a ludźmi, jaki jest potrzebny do zbawienia, do życia rzeczywistością Królestwa Bożego. Jak mawiał jeden z moich ulubionych wykładowców z Uniwersytetu w Tybindze, Hans Joachim Eckstein, każdy student teologii, ksiądz, duchowny, diakon i biskup musi powtarzać za Janem Chrzcicielem: „Ja nie jestem Chrystusem” (J 1,20). Dzięki Jezusowi Chrystusowi możemy zwracać się do Boga bezpośrednio, jak do dobrego Ojca w niebie – do tego zaprasza przecież Modlitwa Pańska. Wszelkiego typu znajomości w niebie, w postaci świętych, tytanów wiary i charyzmatycznych duchownych nic nie mogą do tego dodać, choć przykład wielu z nich może być pewną inspiracją dla życia duchowego.
Jedyny możliwy podział wierzących
Tym samym kluczowa stała się służba Słowa Bożego, dbania o to, aby budować wiarę i życie na fundamencie Jezusa Chrystusa. I tu pojawia się jedyny możliwy do uzasadnienia na gruncie luterańskim podział ludzi wierzących – na nieordynowanych i na ordynowanych do publicznego głoszenia Słowa Bożego i sprawowania sakramentów. Tak przecież nasze prawo kościelne objaśnia rolę urzędu duchownego – w sferze prywatnej sprawuje go każda osoba wierząca, natomiast w sferze publicznej potrzebne jest rozpoznanie przez Kościół darów i odpowiedniego przygotowania do jego pełnienia. Diakon, ksiądz i biskup to tylko i aż sługa Słowa Bożego (minister Verbi Divini). I ilekroć ktokolwiek z nas o tym zapomina, potrzebuje nawrócenia i przypomnienia lekcji Jana Chrzciciela – Chrystus jest tylko jeden. Dopiero wtedy możemy mówić o jednym, niepodzielonym ciele Chrystusa, jakim jest Kościół, gdy rezygnujemy z podziału na lepszych i nieco gorszych duchowo, a rozróżniamy tylko funkcje spełniane dla dobra i zbudowania wszystkich (por. 1 Kor 12).
Nasze zadania
Powszechne kapłaństwo realizuje się w modlitwie za siebie nawzajem, za Kościół, za naród i za świat. To rzecz niesłychanie ważna, choć wielu może wydawać się mało spektakularna i niezbyt efektywna. Jestem przekonany, że kiedyś będziemy zaskoczeni, jak wielkie znaczenie miała modlitwa, i że nasze modlitwy odbiją się echem w wieczności. Za modlitwą oczywiście powinna iść także pomoc praktyczna, zainteresowanie i wzajemne wspieranie się na drodze naśladowania Jezusa Chrystusa.
Każdy wierzący jest także powołany do tego, aby w codziennym życiu – w domu i w pracy – być świadkiem Jezusa Chrystusa. Każdy zawód, stan i sytuacja może być powołaniem do służby Bogu i innym ludziom, do realizacji największego przykazania – życia miłością Bożą i dzielenia się nią z innymi. Mało tego, nierzadko skuteczniejsze okazuje się świadectwo wiary osoby z danego kręgu, sfery czy grupy społecznej, niż osoby ordynowanej, od której oczekuje się niejako zawodowego świadczenia o Jezusie.
Być kapłanem i kapłanką codziennie
Ostatnia sfera to studiowanie Pisma Świętego. Reformacyjny postulat tłumaczenia Biblii z języków oryginalnych na języki narodowe miał właśnie to na celu – dać każdemu i każdej z nas możliwość karmienia się Słowem Bożym, smakowania Bożych obietnic i poznawania coraz lepiej Boga, który objawił się w Jezusie Chrystusie. Nie oznacza to, że każdy ma prawo głosić to, co mu się podoba, w oparciu o swoją lekturę Pisma! Kapłaństwo wiernych ma charakter wspólnotowy, a nie indywidualistyczny. Jeśli chcę walczyć i używam Biblii, żeby bić innych po głowie, oceniać, potępiać, osądzać i niszczyć, to mało ma to wspólnego z duchem Chrystusa i Kościołem powszechnym. Potrzebujemy wspólnego wrastania w przesłanie Biblii i korzystania z wiedzy tych, którzy specjalnie szkolili się w znajomości języków biblijnych i umiejętności pożytecznej lektury.
Moim marzeniem jest to, aby luteranie w Polsce powszechne kapłaństwo przekuwali na język codziennego życia, by nie było tylko ładnym, choć trącącym myszką, określeniem. Im więcej zrozumiemy z tego, jak wiele dał nam Bóg w Jezusie Chrystusie, tym bardziej odkryjemy w Nim wolność do modlitwy i do bycia Jego świadkiem, i wolność życia Słowem Bożym na co dzień. Do bycia kapłanem i kapłanką Chrystusa każdego dnia i wobec wszystkich ludzi, z którymi mamy do czynienia.
O powszechnym kapłaństwie można także przeczytać w tekście Łukasza Barańskiego Abyśmy byli sobie Chrystusami
Pismo Marcina Lutra O wolności chrześcijanina zostało opublikowane w książce Pisma etyczne.
„Zwiastun Ewangelicki” 12/2020