miniatura

Czy ktoś z nas wyobraża sobie, żeby za kogoś, kto wiele nagrzeszył, a nawet grzeszy dalej, ponieść karę? Na pewno nie. Jesteśmy głęboko przekonani, że swoje winy i przestępstwa każdy odpokutować musi osobiście. Jeśli ktoś nakradł – odebrać mu wszystko, jeśli kogoś pobił lub zabił – wtrącić do więzienia. Nie może być inaczej, takie jest prawo. Jeśli człowiek zrobi coś wbrew prawu, powinien liczyć się z konsekwencjami swego czynu.

Cały czas słyszymy, ile to w innych krajach wykonywanych jest wyroków śmierci, nieraz za błahe w naszym przekonaniu przewinienia. W Polsce kara śmierci została zniesiona. Jednak gdy zdarzają się morderstwa, słyszymy głosy, aby ją przywrócić. Po prostu nie zdajemy sobie sprawy, co to znaczy stanąć w obliczu śmierci zgotowanej nam z woli innych ludzi.

Z historii i przekazów starszych ludzi dowiadujemy się, jak nieraz wiele osób musiało w czasie wojny ponieść śmierć za nie swoje winy. Nie na polu bitwy, lecz w publicznych egzekucjach, gdy za niewykrytych sprawców dywersji ginęli zakładnicy. Nie wyobrażamy sobie, abyśmy my sami mogli znaleźć się kiedyś w takim położeniu.

Spróbujmy mimo to pomyśleć, jakie kary za nasze winy musiałby ponieść ktoś, kto stanąłby na naszym miejscu. Tak na prawdę lubimy zwalać je na innych, czy to świadomie, czy tylko instynktownie, w ramach samoobrony. Staramy się nie dopuszczać do siebie myśli, że to my, w mniejszym lub większym stopniu, winni jesteśmy wszelkiego zła na tym świecie. Nieodpowiednia postawa, niewłaściwie wykonana praca lub niewykonana w ogóle – tworzą krok po kroku łańcuch, którego końca nie jesteśmy nawet w stanie dostrzec. Kiedyś jednak ktoś inny poniesie tego konsekwencje. Nie ma się co wypierać, tak bywa w życiu każdego z nas.

Co roku, gdy nadchodzi czas pasyjny, staramy się wyhamowywać. Podejmujemy wiele postanowień, które, jak się później finalnie okazuje, przekraczają nasze siły i w obliczu nieprzewidzianych sytuacji nie dotrzymujemy ich. Mimo wszystko, im bliżej Wielkiego Piątku, tym bardziej nasza zaduma nad sobą staje się głęboka. Wielki Piątek dla nas, ewangelików, jest szczególnym dniem. Przypomina nam, że na krzyżu, na Golgocie Chrystus oddał za nas i za nasze grzechy swoje życie, zanim jeszcze się urodziliśmy. Jeszcze nie było naszej winy, a On już poniósł za nas karę. Coś niewyobrażalnego ludzkim rozumem!

Wyboistą drogą, usłaną licznymi kamieniami, prowadzono na miejsce egzekucji niewinnego Człowieka. Piłat nie znalazł w Jego uczynkach żadnej winy, ale pod presją wzburzonego tłumu, a przede wszystkim żądań arcykapłanów, wydał Go na śmierć. W pochodzie na miejsce kaźni za Jezusem podążała rzesza potencjalnych świadków tego, co miało się wydarzyć. Czy z przymusu, jak w przypadkach innych egzekucji? Raczej szli z własnej, nieprzymuszonej woli, mając nadzieję, że oto stanie się kolejny cud i Jezus jednak nie umrze. Stało się jak stać się miało. Jezus zmarł na krzyżu. Zawiedzione tłumy rozeszły się do swoich codziennych zajęć. Ciało Jezusa zostało zdjęte z krzyża i złożone do grobu, do którego wejście zasłonięto potężnym kamieniem. Wielu, dotychczas podążających za Jezusem, wydawało się, że wszystko się skończyło.

Nadszedł trzeci dzień po śmierci Jezusa. Wczesnym rankiem udały się do grobu dwie niewiasty, aby namaścić olejkami złożone w nim ciało. Zastały otwarty grób, a od spotkanych w nim aniołów dowiedziały się, że Jezus zmartwychwstał. Nie spodziewały się tego, gdyż w całym ferworze zdarzeń ostatnich dni zapomniały o tym, co Jezus zapowiadał: że dnia trzeciego powstanie z martwych. Na nowo odżyła w nich wiara, iż chociaż jeszcze Jezusa nie widziały, wiedziały, że On żyje.

Czyż w życiu każdego z nas nie przychodzą takie chwile, że gdy spodziewamy się czegoś, czegokolwiek, a to nie wypełni się po naszej myśli? W większości przypadków tracimy nadzieję. Kiedy najmniej czegoś oczekujemy, jest nam to dane. Po prostu jesteśmy zbyt niecierpliwi. Nie nasza, ale Boża niech będzie wola.

Jezus zmarł i zmartwychwstał. Pokonał moc śmierci, aby każdy z nas mógł otrzymać życie wieczne. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Choć nie widzimy Jezusa oczami, On żyje realnie wśród nas, a my z Nim, jeśli nasza wiara jest mocna jak w wielkanocnej pieśni: „Jezus żyje! Z Nim i ja! Śmierci gdzież twej grozy cienie? Jezus żyje, więc mi da zmartwychwstanie i zbawienie! Do swej chwały przyjmie mnie, w tej nadziei wytrwać chcę” (ŚE 178,1).

„Zwiastun Ewangelicki” 7/2020