miniatura

„Chrystus cierpiał za was i pozostawił wam wzór, abyście poszli w Jego ślady. On nie popełnił grzechu ani w Jego słowach nie znaleziono podstępu. On, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, lecz się powierzał Temu, który sądzi sprawiedliwie. On sam w swoim ciele poniósł nasze grzechy na drzewo, abyśmy martwi dla grzechu, żyli dla sprawiedliwości. Jego ranami zostaliście uleczeni. Byliście bowiem jak owce, które się błąkają, ale teraz zwróciliście się do Pasterza i Stróża waszych dusz”.  1 P 2,21-25 (BE)

Owce, które się błąkają”, które błądzą… Czyli jakie? Obrazem takiej owcy może być ta z Jezusowego podobieństwa o dobrym pasterzu. Zgubiła się nie z winy pasterza. On okazał się troskliwym stróżem swojego stada. Wiedział, ile ma owiec, znał je. Szukał dla nich dobrej paszy, prowadził do wodopoju. W potrzebie, brał je na ramiona i przenosił w bezpieczne miejsce. To owca oddaliła się od stada, być może w poszukiwaniu „lepszej” paszy, a może za innym głosem.

Ludzie, którzy się błąkają, którzy błądzą. Czyli kto? Tutaj obrazem może być ów młodszy syn z podobieństwa o synu marnotrawnym, który na własne życzenie znalazł się w tak tragicznej sytuacji. Syn, który zaczął szukać czegoś „lepszego” dla siebie.

A dzisiaj? Tymi zabłąkanymi, zagubionymi stworzeniami jesteśmy po prostu także my. My – ochrzczeni, konfirmowani, wychowani w chrześcijańskich domach. My, za którymi idą modlitwy rodziców, a jednak wpadający w najróżniejsze nałogi, zagubieni, bo zaczęliśmy w tym świecie szukać innej, niby „lepszej paszy”, lepszego, wygodniejszego i przyjemniejszego życia. Pociągnęli nas za sobą inni, oczarowali nas urokami świata, omamili obietnicami.

My, którzy wyrośliśmy już z „dziecięcej wiary”, którzy się wstydzimy albo których denerwuje „naiwna” wiara matki. My, szukający „własnych” prawd, „nowych nieodkrytych dróg”, a niestety często lądujący na manowcach czy w bagnistej topieli.

To także my, wierzący, często podziwiani, wiele znaczący w Kościele, w społeczeństwie, w miejscu pracy, a przy tym lekceważący biblijne normy, a nawet raniący Boga, jak marnotrawny syn swego ojca. My – zagubieni, często na własne życzenie. To także my.

Jest legenda o pogańskim młodzieńcu imieniem Krzysztof, który swoją nadprzyrodzoną siłę fizyczną postanowił oddać w służbę komuś wyjątkowemu, czemuś szczególnemu. Po kilku nieudanych próbach i wielu konsultacjach uwierzył w Chrystusa i zaufał Mu. Zdecydował się służyć właśnie Jemu, pomagając ludziom – przenosząc ich przez rzekę, szczególnie starców i dzieci. Legenda kończy się sceną, gdy Krzysztof, po latach, zmęczony, schorowany, zniechęcony, zwątpił czy dobrze wybrał, czy Chrystus w ogóle istnieje, czy jego służba ma sens. W końcu decyduje się ostatni raz przenieść dziecko na drugi brzeg rwącego potoku. Zamyślony zatrzymuje się na środku rzeki, bo wydaje mu się, że jakiś przeogromny ciężar wgniata go w muł. Mamrocze: – „Ależ ty jesteś ciężki. Mam wrażenie, jakbym cały świat niósł na swoich barkach”. I wtedy słyszy: – „Bo niesiesz Władcę świata”. Gdy spojrzał na dziecko spoczywające na swoich ramionach, zobaczył, że to Jezus, o którym przytoczony tekst biblijny mówi: „Pasterz i Stróż” naszych dusz.

My, zagubieni, błądzący potrzebujemy takiego Pasterza i Stróża, który nas zna po imieniu, nad nami czuwa, o nas się troszczy, szuka nas, gdy się gubimy jak owa owca z podobieństwa lub jak marnotrawny syn. I który grzechy nasze zaniósł na własnym ciele na krzyż, dzięki czemu „jesteśmy uzdrowieni przez Jego rany”.

On mógł to uczynić, tylko On, bo „nie popełnił grzechu, ani w Jego słowach nie znaleziono podstępu”, gdyż „nie odpłacał złorzeczeniem, gdy Mu złorzeczono, nie odgrażał się, gdy cierpiał”. A my – marnotrawni – czy powróciliśmy już z naszych poszukiwań, z naszego zagubienia? Wracajmy i złóżmy nasze ciężary na barki Tego, który umarł także za nas i dla nas zmartwychwstał. Amen.

2. Niedziela po Wielkanocy – Misericordias Domini

„Zwiastun Ewangelicki” 8-9/2020