miniatura

 

Nikomu nie trzeba wyjaśniać co oznacza krzyż w przestrzeni publicznej. W obcym nam mieście czy wiosce bez trudu możemy zidentyfikować funkcję widzianego nawet z oddali budynku, gdy na jego szczycie lub wieży dostrzegamy krzyż. Gdy mijamy cmentarz, a nie dostrzegamy na nagrobkach tego znaku w żadnej formie, już snujemy domysły, że na pewno musi to być miejsce spoczynku osób, które za życia nie były chrześcijanami.

Takie różnicowanie czy szeregowanie istnieje, jak się wydaje, od niepamiętnych czasów. Czy na pewno? To, co dla nas jest widzialnym znakiem chrześcijaństwa, przed Chrystusem było znakiem używanym przez wiele plemion w różnej formie i różnych odmianach, niosącym całkiem odmienne treści od znanego nam znaczenia. W starożytnym Egipcie krzyż był symbolem różnych bożków, a w cesarstwie rzymskim funkcjonował jako przyrząd do wykonywania haniebnej kary śmierci.

W czasach apostolskich unikano tego symbolu jak ognia, dla pierwszych chrześcijan był on znakiem największej hańby. Ówczesnym chrześcijańskim „identyfikatorem” stała się dla wierzących ryba – jako znak symbolizujący Chrystusa. W jaki sposób zatem krzyż znalazł się na tak ważnym miejscu w naszej symbolice?

Pierwszym, który wprowadził i rozpropagował go jako znak Kościoła chrześcijańskiego był cesarz rzymski Konstantyn Wielki w IV w. n.e. Choć sam nie był chrześcijaninem – chrzest przyjął dopiero na łożu śmierci – wprowadził w swoim cesarstwie wolność wyznawania nauki Chrystusa. Ta z kolei stała się podwaliną Kościoła, a krzyż zaczął stawać się jego rozpoznawalnym znakiem.

Nie wyobrażamy sobie dzisiaj, aby w naszych obrzędach kościelnych, czy to w formie fizycznej, czy pod postacią czynienia znaku dłonią, mogło brakować krzyża. Stał się nieodłączny w naszym życiu wiary. Towarzyszy nam od chwili Chrztu Świętego niedługo po przyjściu na świat, przez momenty otrzymywania absolucji udzielanej w Bożym imieniu przez księdza, a także błogosławieństwa Aaronowego, aż do momentu błogosławieństwa na wieczny spoczynek. Dla człowieka wierzącego stanowi on sacrum.

Niestety, od pewnego czasu stajemy się świadkami jego powszednienia. Posługiwania się nim coraz częściej, a nawet można powiedzieć na każdym kroku, w celach politycznych. Krzyż staje się narzędziem do uzyskiwania z góry założonych ziemskich celów. Co jakiś czas, w różnych miejscach krzyż jest stawiany, a prześciganie się różnych grup co do jego wysokości ma wykazywać moc naszej wiary w Boga. Nic bardziej bałwochwalczego i pozbawiania znaczenia tego symbolu!

Czyż wolność i swoboda, które mamy od trzydziestu lat musi nas popychać do materializowania naszego wizerunku? Ileż to razy mamy okazję oglądać kobiety czy dziewczęta, a nawet już niektórych mężczyzn obwieszonych wisiorkami z krzyżykami różnego kształtu, które zwykle są nieadekwantne do ich codziennego stylu życia. O wieszanie krzyży toczone są boje w szkołach i urzędach. Najbardziej znamienny jest krzyż wiszący w sali obrad polskiego parlamentu, w miejscu, gdzie ścierają się różne światopoglądy, gdzie wielokrotnie ludzie odnoszą się do siebie w niecenzuralnych słowach bądź wylewają na siebie hektolitry oszczerczych pomyj. Czy to jest godne miejsce dla obecności krzyża?

Niestety, widać w tym obłudę i fałsz naszej, rzekomo głębokiej, narodowej wiary i tradycji. Tak ochoczo pragniemy ewangelizować innych, nawet inne narody. Idźmy do nich z dobrym słowem, pomocną dłonią, a wtedy po takim naszym codziennym życiu poznają, że jesteśmy chrześcijanami, a wiara w Boga ma sens.

Przeżywamy kolejny czas pasyjny. To okazja, aby wyciszyć się i próbować zmienić coś w swoim życiu na lepsze. Przede wszystkim jest to czas na uświadomienie sobie, co stało się na krzyżu, na Golgocie, gdzie Chrystus oddał życie, aby nas zbawić i obdarzyć życiem wiecznym. Może w tej ciszy zrozumiemy, jeśli jeszcze jesteśmy go nieświadomi, znaczenie krzyża w naszym codziennym życiu. Krzyża, który ongiś był znakiem hańby, a dla nas stał się znakiem zbawienia.  

„Zwiastun Ewangelicki” 6/2020