miniatura

Kiedy z całych sił dążymy do realizacji swojego marzenia, czasem osiągamy tylko coś zastępczego, co okazuje się atrapą. „To” było od początku świata, kusiło i namawiało, że jest czymś wartościowym i łatwym do osiągnięcia. Lecz gdy już trzymało się „to” w ręku, jak zwycięski wieniec laurowy, wtedy okazywało się, że człowiek przekroczył granice, a nawet popadł w grzech. Wtedy zjawił się Wybawca. Pan Bóg powiedział przecież: „Nie bój się, bom Ja z tobą, nie lękaj się, bom Ja Bogiem twoim!” (Iz 41,10). Darem Jego łaski jest żywot wieczny w Jezusie Chrystusie.

Łaskawy Bóg Ojciec podaje rękę grzesznemu człowiekowi, który wrócił po latach zmagań na drogę, która prowadzi do domu Ojca. On, Bóg, który od dawien dawna wysyłał błądzącym ludziom wsparcie i informacje, jaką drogą należy iść, uzdrawia skruszonych w sercu, karmi, daje siłę utrudzonym i czyni pokój.

Człowiek, który odszedł od Boga Ojca, nie może sobie sam poradzić w życiu, które staje się trudne i tak ciężkie, że aż nie do zniesienia. Tak jak wędrowiec, który zgubił się na szlaku i szuka drogowskazu prosząc cały świat o pomoc, lecz nikt go nie słyszy. Zgłodniały, chętnie by się posilił, bo nogi bolą i osłabł już podczas tych nieskończonych poszukiwań. Chciałby usłyszeć przyjazny głos, któ­remu mógłby zaufać i który pokieruje go na właściwą drogę. Jednak nadal nikogo nie znajduje. Pyta więc samego siebie: Dokąd mam teraz iść?

Człowiek, który odszedł od Boga, tak naprawdę skierował się w stronę mroku i ciemności. Odwrócił się od Bożego światła i niewątpliwie dlatego zabłądził. Gdy jednak zrozumiał swoją beznadziejną sytuację, rozpoczął poszukiwania drogi powrotnej. Już do­syć miał tego otaczającego mroku i ciągłej niepewności, czy dobrze zrobił wybierając niesprawdzony szlak.

Strapiony pielgrzym zobaczył małe światełko na stoku góry, po której błądził. Poszedł w tym kierunku i po chwili w ciemnościach zarysowały się kształty leśnej chaty. W oknie rozbłysło światełko. W chacie przywitali go dwaj domownicy. Zapytał ich o drogę do miasteczka. Górale zaczęli mu wyjaśniać, w którą stronę powinien się udać, lecz pielgrzym bardzo się zdziwił, gdyż każdy z nich wskazywał mu inny kierunek. Starszy zapewniał, że zna tę okolicę, gdyż wiele razy wędrował do różnych miejsc i był także w tamtym miasteczku. Wtedy młodszy zapewniał, że jego brat myli się, bo widocznie poplątały mu się drogi, a i pamięć ma już nie tak dobrą. Pielgrzym nie wiedział, komu ma zaufać. Spór pozostał nierozwikłany, postanowił więc spędzić w tej chacie noc, a rankiem, gdy światło dnia rozjaśni okolicę, sam zdecyduje, w którą stronę powinien się skierować.

Nazajutrz pielgrzym wyszedł przed chatę, aby rozejrzeć się w terenie. Ucieszył się, bo w jasności dnia zauważył na sąsiedniej górze miasteczko, do którego zmierzał. Istotnie teraz widział, kto wskazywał dobrą drogę. Przygotował się, aby wyruszyć dalej. Cieszyła go myśl, że przywita się znowu ze swoją rodziną. Kto chce wrócić do domu, poszukuje drogi powrotnej. Nie chce już błąkać się po nieznanych drogach, na których czeka tylko atrapa szczęścia, urojenie, znikające jak fatamorgana na pustyni.

Kto chce wrócić na szlak wiodący do bram Królestwa Bożego, temu Bóg poda rękę, wyprowadzi z bezdroży i pomoże znaleźć dobrą drogę. Lecz kto się waha – raz ufając Bogu, a raz komuś czy czemuś innemu, to tak jakby szedł naprzód, lecz po chwili zawróciwszy z właściwej drogi na bezdroża – znowu pobłądzi.

„Zwiastun Ewangelicki” 2/2020