Zokazji 25. rocznicy ślubu udało mi się zrealizować jedno z moich marzeń – pojechaliśmy z żoną do Izraela. Właściwie należałoby powiedzieć do Ziemi Świętej, gdyż był to wyjazd śladami Chrystusa i innych postaci, wydarzeń i miejsc opisanych na kartach Starego i Nowego Testamentu.
Odwiedziliśmy wiele punktów znanych nam wcześniej tylko z opowieści biblijnych i próbowaliśmy wyobrazić sobie, jak wyglądały w czasach, w których rozgrywały się te znane nam historie oraz wczuć się w ich atmosferę. Ci, którzy znają współczesny Izrael wiedzą, że są miejsca, jak na przykład Góra Oliwna, synagoga w Kafarnaum czy Cezarea Nadmorska, w których historia jest na wyciągnięcie ręki. Są też takie, w których na wiarę musimy przyjmować tożsamość z miejscami z Pisma Świętego. Tak jest w przypadku grobu króla Dawida, miejsca chrztu Jezusa w Jordanie czy Góry Błogosławieństw. Mimo to, odwiedzenie każdego z nich niosło dla nas wiele emocji, przemyśleń i wzruszeń.
Noc w Bazylice Grobu Pańskiego
Najważniejszym punktem programu każdej chrześcijańskiej pielgrzymki do Ziemi Świętej jest niewątpliwie wizyta w Bazylice Grobu Pańskiego. Miejsce, od czasów Świętej Heleny – matki cesarza Konstantyna, uznawane przez większość za punkt, w którym objawiła się bezgraniczna miłość Boga do człowieka. Miejsce, w którym umarł za nasze grzechy, ale także powstał z martwych Syn Boży Jezus Chrystus.
Nie ukrywam, że z bazyliką tą wiązałem najwięcej nadziei na przeżycie szczególnego spotkania z Bogiem. Tym bardziej, że udało mi się zrealizować kolejne marzenie – spędzić w niej noc. Wraz z kilkunastoma innymi pątnikami, z dala od krzykliwych grup pielgrzymek, wycieczek oraz wielu innych osób tłumnie nawiedzających ją w ciągu dnia. I co ważne, spędzić ten czas w ciszy i łagodnym półmroku.
Miejsce, które przemawia do człowieka
Choć to nocne czuwanie było wspaniałym przeżyciem, wartym polecenia każdemu odwiedzającemu Jerozolimę, czułem pewien niedosyt związany z brakiem jakichś mistycznych przeżyć, których wcześniej się spodziewałem. Być może było to efektem mojego podekscytowania związanego z pierwszym pobytem w tych historycznych murach, a także pewnego mojego rozproszenia, jako że chciałem równolegle uchwycić na zdjęciach atmosferę tego szczególnego miejsca.
Po powrocie do domu okazało się, że wśród wielu innych zdjęć zrobionych podczas naszego wyjazdu jest jedno, które nie tylko przykuło moją uwagę, ale także przemówiło do mnie i przemawia każdego dnia. To zdjęcie skłania mnie do medytacji, do refleksji, do modlitwy. To zdjęcie opowiada moją historię i – jak sądzę – opowiada historię wielu z nas. To zdjęcie daje nadzieję, której tak bardzo potrzebujemy w naszym życiu i jest zachętą do podążania za Chrystusem. To zdjęcie towarzyszy mi w domu i w pracy. Tym zdjęciem obdarowałem też najbliższe mi osoby. I właśnie jednemu zdjęciu z tej nocy poświęcona jest ta krótka opowieść.
Zapraszająca droga
Nasze życie tak często rozgrywa się w mroku. Jesteśmy przytłoczeni mnogością spraw, z którymi musimy się mierzyć. Przytłoczeni pytaniami, na które szukamy odpowiedzi, smutkiem, który tak często nam towarzyszy, wstydem, który czujemy, kiedy uświadamiamy sobie, że zbłądziliśmy, że zawiedliśmy czy zasmuciliśmy naszych bliźnich. Rozglądając się wokoło widzimy wiele dróg, wiele korytarzy, wiele drzwi, wiele bram, którymi możemy podążać, ale żadnej z nich nie rozświetla światło, które zachęcałoby do ruszenia w jego kierunku, dając nadzieję na wyjście z tego mroku. Kiedy jednak rozejrzymy się uważnie, dostrzeżemy ciepły blask rozświetlający jedną drogę. Podchodząc bliżej dostrzeżemy schody wiodące ku górze i bramę prowadzącą w nieznane. To delikatne światło intryguje i przyciąga, ale jednocześnie uzmysławia, że droga, którą możemy wybrać, wcale nie będzie łatwa.
Jeśli jednak nią ruszymy, zorientujemy się, że choć te schody są strome, ale przecież nie tak strome, by nie dało się na nie wejść. Brama jest wąska, ale przecież nie tak wąska, by nie dało się przez nią przecisnąć. Góra jest wysoka, ale przecież nie tak wysoka, by nie dało się na nią wspiąć. Idąc, dostrzegamy mały znak wieńczący tę bramę – to krzyż, który jednoznacznie potwierdza, że zdążamy na spotkanie Zbawiciela. Ba, może nawet podążamy drogą, którą On przechodził dwa tysiące lat temu? Ta brama jest na naszym zdjęciu symbolem przyjęcia Chrystusa do swojego serca – symbolem decyzji, którą każdy z nas może podjąć w trakcie drogi, którą kroczy po schodach życia.
Jednak po przejściu przez tę bramę droga nie staje się łatwiejsza. Wręcz przeciwnie – schody stają się nawet bardziej strome i węższe. Ale jednocześnie rozświetla je mocniejsze światło, dzięki któremu wiemy, w którą stronę iść, a uważny obserwator dostrzeże, że od tego miejsca pojawia się poręcz, która pomoże nam we wspinaczce. Tą „poręczą” może być Słowo Boże, sakramenty, modlitwa, wspólnota braci i sióstr w Chrystusie, pomoc drugiego człowieka. Pamiętajmy, że taką „poręczą” my możemy być dla innych! Nie tylko możemy, ale wręcz powinniśmy. Dzięki temu nasza droga staje się łatwiejsza do pokonania, a każdy kolejny stopień przybliża nas do spotkania.
Przejdźmy przez Bramę
Zdjęcie nie pokazuje, dokąd prowadzą te schody. Ci, którzy byli w Bazylice Grobu Pańskiego wiedzą, reszta zapewne się domyśla. Zachęcam siebie i was, Siostry i Bracia – wejdźmy na tę Drogę, przejdźmy przez tę Bramę!
Na historycznych murach bazyliki można dostrzec małe znaki krzyża wyrzeźbione tu mieczami i nożami pątników sprzed wieków. To uświadamia nam, że na tych schodach, na tej drodze nie jesteśmy sami. Że poprzedzał nas ogrom ludzi, którzy tak jak i my poszli za Światłem, nie bacząc na trudy wspinaczki. Będę szczęśliwy, jeżeli to zdjęcie zachęci was do wejścia po tych schodach – tak w sensie duchowym, jak i fizycznym.
Opisane powyżej zdjęcie można pobrać ze strony: www.trojca.waw.pl/aktualnosci/opowiesc-jednego-zdjecia

„Zwiastun Ewangelicki” 6/2020