Synod naszego Kościoła podczas posiedzenia w Łodzi w dniu 13 października 2018 roku podjął uchwałę, w której zaproponował ewangelikom w Polsce tematykę działań na dwa kolejne lata. Uchwała przewidywała, że luteranie będą w 2019 roku dużo mówili na temat troski o Boże stworzenie, a rok później zajmą się chrześcijańską wolnością.
Propozycje, które zostały przyjęte – co warto zauważyć – jednogłośnie, zostały przygotowane przez synodalną komisję ds. teologii i konfesji. Zarówno komisja synodalna, jak i potem rada synodalna, a w końcu cały Synod Kościoła, kierowały się wspólną przesłanką. Podstawowym powodem do zajęcia się taką właśnie tematyką, była chęć uwzględnienia ważnych elementów naszej tożsamości wyznaniowej i odniesienia ich do tego, czym żyje współczesny człowiek.
Konsekwencje biblijnego myślenia o współczesności
Jeśli chodzi o rok 2019, to trzeba przyznać, że autorzy pomysłu na Rok troski o Boże stworzenie, a potem również synod, wykazali się wprost profetycznymi zdolnościami, trafiając dokładnie w jeden z najgorętszych punktów publicznego dyskursu. Pomysł na wykorzystanie katowickiej, ogólnoświatowej konferencji klimatycznej jako pretekstu do zajęcia się chrześcijańską wizją stworzenia i środowiska, a także odpowiedzialnością za losy naszej planety, spowodował, iż mieliśmy w zasadzie cały rok odpowiednio zakreśloną scenę dla naszych przemyśleń. Na bieżąco mogliśmy słuchać, jak spierają się politycy i aktywiści różnych opcji na temat globalnego ocieplenia, skutków niszczenia środowiska, odpowiedzialności klimatycznej, segregowania śmieci, opakowań z tworzyw sztucznych, chemicznych zanieczyszczeń żywności i prawie nieskończonej liczby podobnych zagadnień. Synod Kościoła mógł nawet przyjąć stanowisko wobec tych palących problemów, starając się szczególnie skierować zainteresowanie w stronę praktycznej realizacji odpowiedzialnej troski za Boże stworzenie.
Trudno po roku 2019 organizować pikniki parafialne, w czasie których konsumpcja będzie się odbywać w plastikowych naczyniach za pomocą takich samych sztućców i z takimiż kubkami. Takie czasy, ale to także proste konsekwencje tryumfu biblijnego myślenia ekologicznego.
O wolności trzeba rozmawiać
To był rok ubiegły. A teraz przyszedł rok 2020. Ładny w wyglądzie dwóch dwudziestek, dający też do myślenia i stawiający pytanie o słuszność takiego akurat wyboru Synodu Kościoła. Oczywiście powód zajęcia się akurat wolnością chrześcijańską w 2020 roku był jednoznaczny i jasno sprecyzowany.
Dokładnie 500 lat temu ukazało się jedno z głównych pism programowych młodego Reformatora z Wittenbergi, czyli traktat Marcina Lutra O wolności chrześcijanina. Taką okoliczność należało zdecydowanie wyciągnąć na światło dzienne, bo jubileusz zacny, a pismo jeszcze ważniejsze. Pomijam natomiast kwestię dopasowania tej tematyki do bieżących problemów naszego kraju. I szczerze mówiąc, patrząc na wydarzenia pierwszych tygodni roku byłbym jednak zadowolony, gdyby się miało okazać, że tematyka wolności, a raczej szczególnie jej braku, nie będzie tym, co poruszać będzie ludzi i nadawać kształt życiu społecznemu w Polsce przez kolejne miesiące.
Jednak o wolności warto i trzeba rozmawiać, nie tylko dlatego, że taką możliwość mamy – „jeszcze mamy”, jak dodaliby pesymiści. Faktycznie przyszło nam żyć w wolnym kraju, w którym nie istnieje cenzura, można w wolny sposób praktykować swoją wiarę, Kościół może głosić Ewangelię w takiej formie, w jakiej tylko chce, bez konieczności proszenia kogokolwiek o pozwolenie. Nie zawsze tak było, a pamięć przeszłości, nie tak dawnego jeszcze braku wolności, nie została jeszcze wymazana. To ważne, również w kontekście zakończenia pracy kościelnej komisji historycznej, w której dane mi było również poznawać metody pozbawiania chrześcijan, w tym i luteran, prawa do wolności sumienia, wyznania i samostanowienia w tym zakresie.
Ale najpierw warto poczytać
Wolność ma wiele twarzy. Wyobraźnia podpowiada nam różne jej użycia i często tylko od naszej inwencji zależy, jak możemy doświadczyć jej piękna. Chciałbym jednak skierować myśli w stronę tej niewielkiej książeczki, która zainspirowała nas do rozmawiania w 2020 roku na temat wolności.
Na początek miałbym prosty, ogólnokościelny postulat: przeczytajmy, każdy z nas, ten tekst. Książka jest zdecydowanie niewielkich rozmiarów (kilkanaście stron), kupmy ją lub znajdźmy w internetowych zasobach. Warto to zrobić. Po pierwsze, ponieważ jest to pismo programowe (nie propagandowe!), czyli takie, w którym Luter wykłada swój program dla Kościoła i ludzi, którzy go tworzą. Po drugie, jest w swojej wymowie bardzo koncyliarne, bo Reformator zamierzał dołączyć traktat (w wersji łacińskiej) do listu do papieża Leona X, którego miał zamiar przekonać, że jest bardzo ortodoksyjnym teologiem. No i po trzecie, choć traktat powstał 500 lat temu, to ostatnie tłumaczenie na język polski ma tylko 11 lat. Czyta się ten tekst dobrze, jak współczesną polszczyznę. Przeczytajmy, a z pewnością zapamiętamy przynajmniej kilka zdań, które warto sobie zapisać, by do nich wracać.
Nie powinienem chyba spojlerować, czyli zdradzać tematyki tej książki, a szczególnie jej zakończenia, choć przede mną uczyniło to już wielu. Nie martwmy się, to nie jest kryminał, gdzie znajomość ostatniej sceny mogłaby nam przeszkadzać i zniweczyć przyjemność lektury. Lutrowy traktat nazwałbym opowieścią o tym, jak dochodzi do zbawienia człowieka oraz o tym, jak człowiek powinien żyć i czym się ma kierować ten, który już dostąpił zbawienia. Luter daje zdecydowaną, jasną odpowiedź. Źródło ratunku, zbawienia, a przez to i sensu naszego istnienia, znajduje się poza nami. Nie mamy takich zdolności, możliwości i szans, aby to sami zorganizować. Tylko łaska, będąca odcieniem Bożej miłości, darowana nam w Jezusie Chrystusie, daje realną nadzieję. A jak wiadomo, na miłość nie można w żaden sposób zasłużyć, czy załatwić jej sobie przez znajomości czy za pomocą materialnych gratyfikacji.
Wolni dzięki wierze
A co to ma wspólnego z wolnością, zapytamy? Wbrew ewentualnym wątpliwościom – bardzo wiele. Porządek, który Luter przedstawia, ustala właściwe priorytety i kolejność w myśleniu o życiu, zbawieniu, wierze i wolności. W tej układance wszystko jest ważne, ale musi być w niej właściwy porządek. Coś jest skutkiem, coś przyczyną, trzeba uważać, aby nie pomylić jednego z drugim. Dla Lutra doświadczenie prawdziwej wolności jest skutkiem wcześniejszej wiary, która zrodziła się z mocy Ewangelii i jest całkowicie darem Bożym, przejawem Jego łaski i skutkiem uwolnienia od grzechów. A to jest niezależne zarówno od naszych czynów, starań i wysiłków, ale także od zewnętrznych okoliczności.
Zatem wierzący człowiek, czyli chrześcijanin, może być w pełni wolny w każdej sytuacji Potwierdza to historia, ta dawna, ale też ta bliska. Chociaż to trudne, to można było być wolnym chrześcijaninem w radzieckich łagrach i obozach koncentracyjnych Trzeciej Rzeszy. Mimo zniewolenia, można było żyć w wolności w czasach PRL-u, a także wcześniej i później w Rzeczpospolitej, opatrzonej każdym liczebnikiem porządkowym. Przy dobrych i podłych zmianach, jakie niesie życie. Jeśli Chrystus prawdziwie nas wyzwolił, to naprawdę możemy być wolni i nic na niebie ani na ziemi nie jest w stanie tego zmienić. Przez wiarę chrześcijanin jest wolnym człowiekiem, a jako wolni ludzie możemy zmieniać świat.
Możemy zmieniać świat
Jak nam idzie z tym zmienieniem? Chyba różnie, przyznajmy. Tyle rzeczy chce nas zniewolić, a my również tak ochoczo i bezrefleksyjnie oddajemy swój czas, dane osobowe, poparcie i prawo do decydowania tym, którzy nas o to poproszą lub zasugerują nawet małą nagrodę. Może nie do końca przeczytaliśmy ten traktat Lutra? Zatrzymaliśmy się tylko na eksponowaniu naszej wolności, a zapomnieliśmy o odpowiedzialności wynikającej z korzystania z przywilejów wolności? O tym, że możemy być wolni „od” różnych uwarunkowań to dobrze pamiętamy, a niekoniecznie chcemy przypominać sobie o wolności „do” pozytywnych działań?
Sens życia pojawia się wtedy, gdy żyję w Chrystusie i dla bliźniego, a nie jako wolny satrapa, panujący na podbitym terytorium – w domu, szkole, Kościele i na roli, czyli w społeczeństwie. Skoro mam być naśladowcą samego Jezusa Chrystusa, który pokazał, na czym polega prawdziwa wolność, to chcąc być wolnym człowiekiem, muszę stać się sługą, bo inaczej mam szansę na przekształcenie się w małego lub większego tyrana.
Wybierajmy mądrze
Przemyślenia, które rodzą się z lektury traktatu Marcina Lutra, powinny też być wskazówką dla Kościoła w jego refleksji nad misją, którą ma do spełnienia na ziemi.
Pierwsza kwestia to uświadomienie sobie, po co tu jesteśmy. Jakie realne priorytety wpisane są w nasze struktury, w których funkcjonujemy w Kościele czy społeczeństwie? Czy dobrze służą wyrażaniu naszej wolności, odpowiedzialności i konieczności służby drugiemu człowiekowi? Jeśli chcemy być Kościołem, to chyba właśnie to powinno być zawsze priorytetem naszego myślenia i działania. Jeśli pojawi się na tym miejscu coś innego, to faktycznie może przynieść czasowe korzyści, ale czy będzie miało cokolwiek wspólnego z Panem Bogiem i działaniem Ducha Świętego? Prawda o zbawieniu z łaski przez wiarę oraz o wolnym życiu w odpowiedzialności i miłości musi wpływać na nasze praktyczne decyzje przy ocenie problemów, z jakimi się spotykamy. Nie odwrotnie.
Aktualne przemyślenia dotyczące naszych bieżących spraw nie mogą dyktować tego, w co wierzymy i jak ustawiamy hierarchię naszych działań. Upraszczając, w Kościele obowiązuje mimo wszystko priorytet myślenia teologicznego, uwzględniającego we wszystkim Boga, które ma górować nad myśleniem ekonomicznym, stawiającym na prymat liczb i konkretnych zysków. Nasze zbawienie nie zależy od naszych starań, ale od Bożej łaski. Nasza zdolność do mówienia światu o takiej podstawie istnienia Kościoła nie jest dodatkiem do naszego posłannictwa, ale musi być centralną prawdą wpisaną w nasze kościelne kręgosłupy. To nasze być albo nie być. A to także podstawa naszej wolności, bo w przeciwnym razie damy się zniewolić. Przecież, jeśli Bóg nas wyzwoli, to dopiero wówczas prawdziwie wolnymi będziemy.
„Zwiastun Ewangelicki” 3/2020
Pismo Marcina Lutra O wolności chrześcijanina zostało opublikowane w książce Pisma etyczne.