a1

„Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Widzieliśmy bowiem gwiazdę jego na Wschodzie i przyszliśmy oddać mu pokłon (…). I wszedłszy do domu, ujrzeli dziecię z Marią, matką jego, i upadłszy, oddali mu pokłon, potem otworzywszy swoje skarby, złożyli mu w darze złoto, kadzidło i mirrę”. Mt 2,1-2.11

Któż z nas nie słyszał historii o mędrcach ze Wschodu! Kiedy byłem małym chłopcem, wraz z kolegami kolędowałem wśród sąsiadów. Była szopka betlejemska, kręcąca się gwiazda i trzej „królowie”. My­ślę, że ta tradycja kolędnicza pozostała już tylko w wioskach i w małych miasteczkach. Dzisiaj rodzą się nowe tradycje, których obrzędowość wypiera istotę rzeczy, wypiera samego Chrystusa.

Święto Objawienia, zwane Epifanią, chce nam na nowo uświadomić, jaką wartość ma­ją historie związane z narodzeniem Jezusa Chrystusa. Wszak to był przełom w dziejach ludzkości! Na ziemię zstąpił Syn Boży, a łaska Boża objęła wszystkich ludzi.

Często ogarnia nas wstyd, gdy uświa­damiamy sobie, że po dwóch tysiącleciach zwiastowania Ewangelii, przekazywania jej różnymi drogami: mową, pismem, za pomocą elektronicznych mediów i narzędzi – Internetu i telefonów komórkowych, wciąż jeszcze do ludzkich serc nie dochodzi prawdziwe światło gwiaz­dy betlejems­kiej, sedno betlejemskiego zwiastowa­nia. Wciąż jeszcze żyjemy w świecie ciemności.

W czasach, o których mó­­wi Ewangelia, wielu wie­rzy­ło w astrologię. W gwiaz­dach odczytywano przyszłość i przeznaczenie. I jeśli pojawiła się jakaś jaś­niejsza gwiazda, jeśli niezmienny porządek niebios został zakłócony szczególnym zjawiskiem, to uważano ten fakt za zapowiedź ingerencji Boga w ludzkie dzieje.

Jaką gwiazdę dostrzegli wówczas owi mędrcy – nie wiemy. Wiemy jednak, że wyruszyli, aby znaleźć narodzonego króla. Oczywiście poszukiwania rozpoczęli w królewskim pałacu. Ale to nie tam urodził się Zbawiciel świata. Szukali więc dalej i… znaleźli.

Blask betlejemskiej gwiazdy padł wówczas na ludy szerokiego świata. Poganie, których reprezentantami byli owi mędrcy, oświeceni zostali światłem  płynącym od narodzonego Króla królów. On sam zresztą, gdy później nauczał, swą nauką obejmował wszystkich, którzy otworzyli dla Niego swe serca.

On również czeka na nasze serca, które często bywają szczelnie zamknięte, On czeka na przebudzenie chrześcijan współczesnego świata. Jakże wielu z nas, stojąc co roku nad betlejemskim żłobkiem, nie widzi, choć oczy ma otwarte, nie słyszy, choć płyną z niego anielskie dźwięki. Prości pasterze rozgłaszają radosną wieść, a my… milczymy.
Opowieść o mędrcach ze Wschodu nie jest jedynie poetyckim upiększeniem historii narodzenia Jezusa Chrystusa, ale jednym z niezbędnych ogniw łańcucha wydarzeń, które miały ogarnąć cały rodzaj ludzki.

Mędrcy nie przychodzą do Betlejem z pustymi rękami. Przynoszą z sobą dary: mirrę, kadzidło i złoto. Wiele było interpretacji związanych z tymi darami, my chcemy jednak dziś zapytać: Co ja daję lub co ja mogę dać Jezusowi?

W wieczór wigilijny obdarowywaliśmy się wzajemnie, taka to już tradycja. Czy jednak uświadamiamy sobie, że to On, Jezus Chrystus, stał się dla nas największym darem? Czy pamiętamy, że to stało się dlatego, ponieważ „Bóg tak umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy kto weń wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16)?

Historia mędrców ze Wschodu kończy się ostrze­żeniem Marii i Józefa przed złymi zamia­rami króla Heroda i ich ucieczką do Egiptu. Mędr­cy natomiast powrócili do swoich krajów. Nie wie­my o nich niczego więcej, nie wiemy też, czy podzielili się wśród „swoich” tym, co przeżyli w Betlejem. My zwiastujemy o tym wydarzeniu od dwóch tysiącleci i daj Bóg, by zwiastowanie to nie było tylko i wyłącznie kościelną tradycją, ale by za każdym razem wnosiło w nasze życie: miłość, radość i pokój. Miłość, która nigdy nie us­taje, radość, która opromienia nasze życie i pokój, który przewyższa wszelki rozum. Amen.