miniatura

 

Znamy go chociażby z amerykańskich filmów akcji. W ostatniej scenie odchodzi samotnie w stronę zachodzącego słońca. Pozostawia za sobą płonące samochody, zawalone budynki, migające światła radiowozów policyjnych i przerażony tłum. Było tak blisko od tragedii, ale wielu zostało uratowanych, ponieważ pojawił się on – tajemniczy bohater. Niestrudzony, który nie zna lęku, nie zważa na niebezpieczeństwa. Ratuje świat. Ludzie są pełni uznania. Patrzą z podziwem na odchodzącą postać.

Zdaje się, że jest ranny, widać krwawiące miejsca, poszarpane ubranie, ale może to tylko draśnięcia. Wygląda na to, że nie robią na nim wrażenia. Z dumnie podniesioną głową, z zachwycającym tłum opanowaniem odchodzi, jakby nic się nie stało. Chociaż widz ma świadomość kiczowatości tego hollywoodzkiego obrazu, nie sposób wyobrazić sobie tego inaczej.

Bohater tak ma. Robi swoje, po czym odchodzi samotnie. Ma się wrażenie, że tego chce, że tak jest najlepiej. Czy ktoś zadaje sobie pytanie, dokąd podąża? Co się z nim dzieje, gdy znika za horyzontem? Co przeżywa, gdy nie ma już tłumu, kończy się misja ratowania świata? Nikomu przecież nie przychodzi do głowy, że może warto za nim podążyć, sprawdzić, jak się ma, zapytać, jak się czuje, jak sobie radzi. Adrenalina, trzymająca go w stanie najwyższej gotowości, w końcu opada. Może dociera do niego, że jego życie było zagrożone, głowa zaczyna odtwarzać obrazy grozy, a odniesione rany zaczynają przynosić nieznośny ból.

Jeśli jest to chrześcijański bohater, który bierze udział w duchowej walce, w ratowaniu człowieka z objęć ciemności, to zapewne na wzór Jezusa idzie tam, gdzie w głębokiej modlitwie zanurza się w Bogu. W każdym razie Chrystus udawał się w takie błogosławione odosobnienie, chronił się w samotność. A zwykły człowiek? Zwykły bohater? Taki jak prorok Eliasz? Stoczył zwycięską duchową walkę na górze Karmel (por. 1 Krl 18), odszedł jak bohater filmów akcji, a później… Usiadł pod krzakiem jałowca i życzył sobie śmierci (por. 1 Krl 19,4-5). Czy rzeczywiście bał się gróźb Izebel? A może po prostu zaczęły brać górę emocje, które wyzwoliły się na Karmelu? Wygrał, ale oddał w tej walce całego siebie, zaangażował całą swoją siłę i teraz ogarnęła go zupełna bezsilność. Może zabrakło kogoś, kto podążył za prorokiem, aby zapytać go, jak się ma, jak sobie radzi z doświadczeniem Karmelu?

Poczucie zupełnej bezsilności, całkowite wewnętrzne wypalenie po odbytej ciężkiej bitwie, w której trzeba było pełnić rolę niezłomnego bohatera jest doświadczeniem bardzo realnym. Trudno uwierzyć tłumowi, że ktoś, kto jednego dnia tak świetnie sobie radził, był taki silny, opanowany, dojrzały, wszystkich pocieszający i dla wszystkich otwarty, następnego dnia nie jest w stanie wstać z łóżka. Współczesny krzak jałowca może właśnie wyglądać tak. Świat jest pełen bohaterów w różnych sferach ludzkiego życia. Bardzo często tam, gdzie idą, jest samotność. Nie zawsze taka błogosławiona, jak w przypadku Jezusa, czasem taka, jak u Eliasza.

Bohater – osoba ratująca świat, ceniona przez wielu, w centrum zainteresowania po udanej zakończonej misji. Bohater jest też zwykłym człowiekiem, nieraz bardzo samotnym, pozostającym sam na sam z własnymi emocjami i przeżyciami. Musi się mierzyć z własnym bohaterstwem. Kiedy odchodzi w stronę zachodzącego słońca, może zamiast podziwu wobec jego siły, warto czasem za nimi podążyć i po prosu zapytać, jak sobie radzi. Prawdopodobnie otworzy się i opowie o swoich emocjach. Chyba, że sam uwierzył w to, że tego nie potrzebuje, bo jako bohater ulepiony jest z innej gliny.      

„Zwiastun Ewangelicki” 4/2020